Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 171506
Komentarzy: 2560
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 4 lipca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 71.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 lutego 2021 , Komentarze (2)

wyszła mi dzisiejsza aktualizacja.

Ten wpis powinien być pierwszy, a inspiracje zeszłorocznych hitów dietowych nastąpić dopiero po nim, ale skoro już tak namieszałam, niech zostanie.

Tak, widzę, że to nie ma ani ręki, ani nogi. Postaram się zrobić kilka całodziennych jadłospisów, żeby pokazać jak to u mnie wygląda. Zazwyczaj są to dwa posiłki tłuszczowe i jeden węglowodanowy. Staram się, żeby były obfite i kaloryczne, ponieważ szczególnie w dni, kiedy jestem w pracy, mogę spokojnie siąść i zjeść w bardzo określonych porach. Trochę to już stało się moją rutyną również w dni wolne i powiem szczerze, że nie narzekam. Jestem jedną z tych osób, które jedząc częściej i mniej cały czas myślą o jedzeniu, z utęsknieniem czekają na porę posiłku, a podczas samego szamnka odchodzą od stołu z dużym poczuciem "niedojedzenia". A tak wciągam trzy duże posiłki i jestem happy. Żadnego podjadania, fantazjowania i nerwów.

No to zaczynam! 

Ciekawe, czy to już ostatni zryw odchudzania, czy w przyszłym roku czeka mnie jeszcze jakaś korekta? he he. Na razie jestem dobrej myśli. Już niewiele zostało. Jest mi wygodnie w rozmiarze 40, cel - poczuć swobodę w 38. 

Jestem jabłkiem, mam duży obwód brzucha i może się okazać, że to swobodne 38 ciągle będzie oznaczało ciasną Mkę w bieliźnie i wiecznie podwinięte nogawki, ale czy będę miała chęć i siłę zawalczyć o 36? Zobaczymy. Na razie to i tak ciągle walczę o wagę w normie i bezpieczne oddalenie się od granicy z nadwagą. Myślę, że do tych rozważań wrócę za jakieś 7 kg ;)

21 lutego 2021 , Skomentuj

Ciąg dalszy zeszłorocznego jedzonka. Tak sobie myślę, że zgromadzenie tych kilku potraw minęło się z celem. Lepiej byłoby skompletować kika całych dni, ale niech będzie, co jest. Potem będę mądrzejsza 😆

Makaron z mąki durum ze szpinakiem z tofu, warzywkami i kiełkami.

Serek typu włoskiego z surowizną.

Placuszki ze sfermentowanej kaszy gryczanej białej. Zjadane zazwyczaj z owocami i chudym nabiałem.

Makaron durum z duszonymi warzywami.

Grochówkowe coś.

Do połowy zjedzona fasolka z czarnym ryżem, duszoną cebulą i ostrą papryką.

A to jest chyba jedyne piwo bezalkoholowe, które smakuje, jak piwo (jest przyzwoicie chmielowe), przy całkiem niskiej zawartości węglowodanów.

21 lutego 2021 , Skomentuj


Wpis 1 z 2 odnoszący się do zeszłorocznej diety mocno inspirowanej Metodą Montignaca, czyli nie łączenia tłuszczów z węglowodanami oraz zwracanie uwagi na IG. Zdjęcia potraw zalegają od ho ho ho i jeszcze dawniej, zatem nadszedł czas na pozostawienie inspiracji w pamiętniku.

Mięcho z czerwoną fasolą, smażonymi warzywami i papryczką jalapeno w sosie pomidorowym.

Giga burger z mięsa mielonego pod żółtym serem i pomidory ze śmietaną.

Mini burgerki, ja wyżej, z surowizną (gdzieś tam się pochowały oliwki i pomidorki koktajlowe).

Jajecznica na kiełbasie, z serem żółtym plus warzywa.

Schab smażony z cebulą, czosnkiem i jalapeno. Po obsmażeniu mięsa z jednej strony kładę składniki i pod przykryciem czekam, aż całość fajnie dojdzie.

Jajka sadzone z plastrami pieczonego schabu podgrzanym pod żółtym serem.

Poniżej opcje bardziej śniadaniowe.

Bywało i tak...

Sernik bardzo montignacowy - jaja, twaróg tłusty i słodzik, nawet polewę sama robiłam i chociaż wyszła zbyt wytrawna to i tak do tej wersji będę wracać.

20 lutego 2021 , Komentarze (6)

wtedy empatia, dla tego drugiego oscyluje na poziomie ZERO.

Przytargałam z roboty przeziębienie. Zakichani dosłownie wszyscy. A po tym jak jednej po teleporadzie zaordynowano zrobienie testu na covid z równoczesną kwarantanną dla niej i wszystkich domowników, przeszła nam ochota na korzystanie z tej opcji. Fajnie byłoby mieć trochę wolnego, ale niekoniecznie na takich warunkach i przy okazji nie uziemiając wszystkich wokół. Koleżanka wirusa nie ma, ale sam negatywny wynik nie zwolnił jej z obowiązku kwarantanny. Co się naszarpała z sanepidem to jej i do dziś przeklina pomysł pójścia na zaolnienie z powodu kataru.

Ten przydługawy wstęp nie ma jakiegoś większego znaczenia poza tym, że przeziębiłam męża 🤣 sama chodziłam zasmarkana kilka dni, jak w końcu zaczęło robić mi się nieco lepiej to zaczął kichać on. A jacy robią się panowie w podczas choroby to chyba wszyscy dobrze wiemy. W efekcie ja ciągle oslabiona "po", a Mój dogorywający "w trakcie", a komunikacja szalenie elokwentna na poziomie "wypchaj się kochanie" 😅 za kilka dni wszystko wroci do normy.

Już od jakiegoś czasu jadam bardziej zorganizowanie, ale nie tak ascetycznie, jak przy poprzednich podejściach. Zobaczę, czy w ten sposób będzie ładnie schodzić, czy lepiej się zawziąć i proces przeprowadzić w większym reżimie... Pomyślę jeszcze 😉

31 stycznia 2021 , Komentarze (10)

W tym roku, a będąc dokładnym jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to w ostatnim jego kwartale, przenoszę się na swoje :D A w związku z tym mam tyle chceń...

Chciałoby się popracować nad nawykami. I to nie tylko tymi żarłowymi, bo te [o dziwo] są całkiem zacne. Może to zasługa tych wszystkich lat na diecie? xD 

Chciałby się odkryć w końcu akceptowalną formę aktywności. A co za tym idzie regularnie ją praktykować. 

Chciałoby się zacząć lepiej organizować czas. Tak żeby nie marnować go idiotycznie, jak do tej pory. Nie mylić z leczniczym lenistwem, które czasem bywa zwyczajnie konieczne.

Chciałoby się bardziej zadbać o rytuały pielęgnacyjne, bo jednak skóra niedostatecznie dopieszczona - cierpi. Nie to, że uważam tak globalnie, ale jak się ma kilka schorzeń skórnych tymczasowe odpuszczanie z bezsilności, czy też w imię "raz to nie zawsze", jest no cóż... ostatecznie rzecz ujmując - zwyczajnie niekomfortowe, a czasem nawet bolesne. 

Dużo by się chciało. I nie ukrywam, że najfajniej byłoby zacząć życie w nowym miejscu z wagą w normie he he. A to już niedaleko. 

Dla przypomnienia krótkie podsumowanie skutecznego odchudzania. Pierwszy raz w dekadzie! Bo przecież podejść do odchudzania miałam więcej niż mogę spamiętać, ale nic z efektami na dłużej. Aż tu przez przypadek wyszedł cud ;) Dwa lata temu w jakieś 2 miesiące schudłam na IF z 8 kg. Potem "coś" mi przeszkodziło i do diety ostatecznie nie wróciłam. Natomiast bez żadnego wysiłku ten wynik utrzymałam przez kolejny rok kiedy to dojrzałam do kolejnego podejścia do tematu. Tym razem był to Montignac, czyli dieta oparta o IG, gdzie tylko pilnowałam by nie łączyć ze sobą niektórych produktów. Efekt - ubytek 7 kg w 3 miesiące. W tamtym momencie dotarło do mnie, że z tego może być fajny sposób na sukces. Gdy byłam już nieco zmęczona nieustannym pilnowaniem michy (bo jak się odchudzałam to na miliard procent grzecznie, a taki perfekcjonizm w kuchni męczy. Przynajmniej mnie) postanowiłam, że na razie to tyle, zobaczymy jak mi wyjdzie utrzymanie tym razem. No i wyszło! Mija jakoś 5 miesiąc "normalnego" żywienia, a utrzymanie jak ta lala. Zatem planuję ostateczne podejście do odchudzania jako takiego. I tym razem to będzie Monti. Kiedy? Za jakiś tydzień. Tak sądzę :)

24 listopada 2020 , Komentarze (4)

Od takiego czasu nie przyplątało się nic nowego... [tfu, tfu, tfu!] Żadnych aft, jęczmieni, kataru, biegunek, zajadów, ani grzybicy. Czyżby się udało? Podreperowałam odporność?

Nawet czuję się mniej przeżuta i wypluta. Jestem już zwyczajnie leniwa, a nie chorobliwie nie-mająca-siły.

Dobra moja! :D

Mogłabym teraz poczynić coś spektakularnego, ale... nie chce mi się ;] Tak, ogrom mojego lenistwa bywa zaiste równie spektakularny, jak moje plany na "lepszy czas". 

A na ten lepszy czas znowu będę musiała trochę poczekać. W pracy nie dość, że sezon świąteczny to jeszcze lawina zwolnień lekarskich oraz niedobitki urlopowe (nie tylko ja rypłam się podliczając wykorzystany urlop, a wybrać go trzeba, bo przecież musieliby nam za niego zapłacić XD). Także lata się po trzech stanowiskach jednocześnie, z utęsknieniem wypatrując nowego roku. I to tak najlepiej, żeby od razu rozpoczął się w okolicach marca...

Także owszem, jestem zmęczona, ale w gruncie rzeczy szczęśliwa, bo zdrowa :) 

Stabilizacja też przebiega bez większych zakłóceń. Dobra moja po raz drugi! :D

I ja wiem, że jakieś porządne rozciąganko przyniosłoby mi więcej korzyści niż takie zlygnięcie i bezproduktywne odpoczywanie, ja to na prawdę wiem. No, ale tutaj wkracza moje lenistwo, które zdałoby się w końcu rozpracować...

16 listopada 2020 , Komentarze (16)

Inaczej algi lub kefir wodny.

Ktoś? Coś?

Podobno pierońsko się rozmnażają i tak się zastanawiam co robić z nadmiarem...

Trafiłam na jeden artykuł, w ktorym polecano okłady, maseczki, albo nawet dodawanie do sałatek, ale jakiś wiekszych szczegółów brak...

14 listopada 2020 , Komentarze (7)

Albo "myślcie obsesyjnie, a nuż się ziści!" Tak to właśnie wyglądało w moim przypadku. Jak już wielokrotnie narzekałam, w pracy trwa sezonowy kołowrotek. Bardzo dużo do zrobienia i napięty grafik. Marzyłam o chwil wytchnienia, a wiedziałam, że owa nastąpi dopiero w grudniu i będzie to szalone trzy dni polegających na leżeniu i próbie wrócenia do równowagi. O nabraniu sił do powrotu do kołowrotka nie wspominając... I tak żyłam sobie w owym nieszczęściu, aż tu wzywa mnie kierownik i z pretensją " Czemu nie mówiłaś, że masz zaległy urlop?!" Eeeee, że co? To ja mam jakiś zaległy urlop? 

Ten rok był zakręcony. Urlopu jako takiego nie miałam. Wybierałam po kilka dni na bieżące potrzeby. No i spędziłam trochę czasu na zwolnieniu, po tym, jak grzebali mi w szczęce. Byłam święcie przekonana, że jak ostało mi się jakieś żądanie to cud. A tu takie kwiatki... Urlop do wybrania na już, bo przecież musieliby mi za niego zapłacić XD

I tak oto spełniła się rzecz, o jakiej nie śmiałam marzyć. No bo jak?

To był cudowny tydzień, podczas którego zwyczajnie ODPOCZĘŁAM. Wysypiałam się, na luzie ogarniałam porządki, oglądałam anime, trochę poczytałam i przypomniałam sobie, że już niewiele mi zostało do wyszycia w robótce, którą zaczęłam bez mała z 10 lat temu :D szukałam kulinarnych inspiracji oraz zrobiłam przymiarkę do kosztorysu na wykończenie nowego mieszkania. To ostatnie będzie wymagało włożenia więcej energii niż przypuszczałam, ale na szczęście mam na to jeszcze dużo czasu.

Normalnie z takim wolnym wyruszyłabym do rodziny, przyjaciół lub wycieczkę. A raczej znając siebie połączyłabym te wszystkie rzeczy. No, ale jest, jak jest, więc postanowiłam zostać na miejscu i... to była genialna decyzja!

Dotarło też do mnie, że intuicyjnie wybieram "dobre żarcie". Komponuję posiłki pod Montignaca nie myśląc o tym zbyt wiele. Jednoczenie nie rwę włosów z głowy, gdy wpadnie do paszczy drożdżówka, czy jak ktoś przyniesie ciasto do pracy. Na utrzymaniu to idealna sprawa. 

O te ostatnie kilogramy zawalczę w przyszłym roku ;) jeszcze przed przeprowadzką. Obiecuję sobie i Wam :)

4 listopada 2020 , Komentarze (7)

Strasznie zaburzają mi postrzeganie rzeczywistości. Jak już w końcu znajdę jakąś, że mi się dobrze dopasuje do twarzy i okularów, żeby nie parowały, to i tak nie bardzo widzę gdzie idę, bo... sama nie wiem, jak to powiedzieć. Patrząc w dół już sam fakt, że patrzę poza szkłem sprawia, że to co mam przed sobą jest nieco rozmyte. A jak do tego, to nieco rozmyte, częściowo zasłonięte jest jakaś tkaniną to już w ogóle. Wpływa to na komfort przemieszczania się głównie na schodach. Mam wrażenie, że jakbym zamknęła oczy to bym raz dwa przeszła bez uszczerbku. A tak, jak próbuję skupić się na tym, co mam przed sobą, a przez maseczkę jest to albo zasłonięte, albo gorzej - jak mam mini przyłbicę to jej górna część sprawia, że to co mam pod nogami widzę podwójnie! to ciało mi wariuje i zaczynam wykonywać niekontrolowane gesty, gwałtownie się zatrzymuję, czy też robię coś równie dziwnego.

I obstawiam, że to, co się wydarzyło wczoraj na schodach ruchomych, spotkało mnie właśnie przez to. A mianowicie wyłożyłam się, jak długa!  Jak to zwykle przy wypadkach bywa, wszystko działo się błyskawicznie, więc tak właściwie nawet nie jestem pewna co tam się podziało. Z pewnością się potknęłam, a potem poślizgnęłam...? Generalnie klasycznie zaliczyłam glebę.

Jak to skwitowali w pracy - dobrze, że to było klapen dupen, a nie na łeb do przodu. A raczej w dół.

A dziś wyglądam, jakby mnie ktoś skopał.

Także ten. Trochę nieszczęśliwa jestem, chociaż waga chciała mnie dzisiaj ewidentnie pocieszyć wskazując magiczne 66,6 😁

2 listopada 2020 , Komentarze (10)

Właśnie kończy się moje ostatnie logiczne wolne w tym roku... Od jutra wpadam w kołowrotek i na ile znam już ten stan, jeśli tego nie zorganizuję, żeby miało i rękę, i nogę, to będzie płacz.

Co drugi dzień będę miała wolne, więc w teorii wszystko się pięknie składa. W praktyce będę zbyt zmęczona na cokolwiek, więc jeśli nie ma na coś musu absolutnego, mam zwyczaj przekładać to na pojutrze. Gorzej, gdy dochodzi do tego, że tych "na pojutrze" zbierze się całkiem zacna kolejka. Wtedy faktycznie mam ochotę siąść i płakać lub zawodzić. I to z własnej winy przecież.

Także cel nadrzędny na ten czas - nie dopuścić do takiej sytuacji! Zmobilizować się do granic możliwości i poranki przeznaczyć na organizację życia. W ten sposób reszta dnia będzie mogła być " zmarnowana" w jakikolwiek sposób, w jaki sobie tylko wymarzę 😆 czy to serial, czy szlajanie się, czytanie lub marnowanie czasu na necie, czyli ogólnie pojęty relaks.

Niby tak niewiele, a zarazem tak wyczynowo... No, zobaczymy!