Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 171490
Komentarzy: 2560
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 4 lipca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 71.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

31 października 2020 , Komentarze (6)

Tak oto zapytał kierownik działu nie wpadając na mnie od dłuższego czasu. A dokładniej brzmiało to tak " Wszystko w porządku? Pani tak bardzo schudła. Myślałem, że to może po ciężkiej chorobie". A już sądziłam, że ktoś mu naskarżył, że katar miałam 😂

Westchnęłam tylko, bo jednak rozbawił mnie zacnie.

A może próbował nawiązać do tego grzebania w mojej żuchwie? Wszystkim się wydawało, że ja wtedy jeść przestałam, a to właśnie wtedy dieta poszła się paść, bo jadłam bardzo kalorycznie tyle że mocno rozdrobnione. No, ale chirurg kazał jeść, to jadłam 😆 Od tamtej chwili waga bardzo ładnie stoi, a i nawet czasem coś tam lekko zjeżdża.

No, ale pamiętajcie, jak już ktoś zauważy, że udało się schudnąć, z pewnością jest to wynik poważnej choroby, a nie konsekwencji w diecie 😅

25 października 2020 , Komentarze (7)

No i wykrakałam. Katarzysko rozhulało się na dobre. Z pracy to mnie chyba zaraz widłami wyniosą :( 

Może i faktycznie skorzystać z teleporady i wyjęczeć zwolnienie? Ale jak żyję to jeszcze nikt nigdy w takowym przypadku mi go nie dał. A podciągać objawy pod covidowe tylko po to, żeby tydzień spędzić w domu zdecydowanie nie zamierzam. Z resztą taki katar jak mam teraz potrwa najmarniej 3 tygodnie. Zbyt często to przerabiałam, żeby się łudzić, że teraz będzie inaczej.

Jak zawsze w tym stanie mam okrutne parcie na cytrusy. Zeżarłam całego grapefruita, aż mi pod nos podeszło hehe Ale cudnie słodko - gorzki był. Nie mogłam się oderwać ;) Zdecydowanie za rzadko po niego sięgam.... Miałam coś wykombinować z tofu, bo kupiłam pod wpływem impulsu, ale ciągle brakuje mi inwencji. Tak samo jak na ciasteczka fasolowe... Ale przynajmniej nagotowałam gar ciecierzycy (odkładałam już chyba z tydzień, stąd sukces!).

Udało mi się odpędzić ochotę na słodkie. Bezboleśnie mijam dział ze słodyczami i nic nie biorę. Tzn. mam kilka czekolad gorzkich od koleżanki, która honorowo oddaje krew i zawsze rzuca tymi czekoladami we mnie, ale zauważyłam, że nie muszę już zeżreć całej, żeby poczuć... no właśnie nie wiem co... jakby się zastanowić to nie mam pojęcia jakie uczucia towarzyszą mi podczas pochłaniania słodkości.. przyjemność? relaks? Jakieś takie błahe to teraz się wydaje.

Stabilizowanie wagi jest fajne. Mało stresu. Testowanie granic hahhahah. W przyszłym roku to już będzie ostatnie podejście do odchudzania, bo wtedy wejdę w wagę w normie. Początkowo dzielenie tego na tak długie etapy wydawało się bez sensu, no bo jak to tak, odchudzać się przez 3 lata. A tu proszę, czas mija jak zawsze, tylko tym razem bez spektakularnego jojka ;)

21 października 2020 , Komentarze (5)

Zdecydowanie jest lepiej niż przypuszczałam. Chociaż dieta wychodzi bardzo na pół gwizdka, bardziej przypomina stabilizację niż odchudzanie, to notuję bardzo małe spadki. Spoko, nie narzekam. Mogę tym tempem pełznąć do prawidłowej wagi. To już nie ten etap, że muszę już, teraz, natychmiast, bo inaczej się nie liczy ;)

Jaka to prawda, że wszystko musi ułożyć się w głowie. I niby zdajemy sobie z tego sprawę, przytakujemy, traktujemy jako oczywistość, a i tak niewiele trzeba, żeby wytrąciło nas z równowagi i zaczyna się kombinowanie. Ucinanie kalorii, eliminowanie produktów, zwiększanie aktywności (mam tu na myśli ekstremalne przypadki, gdzie dochodzi do niepotrzebnego forsowania organizmu, bo dużo ruchu to wiadomo, samo dobro). No, ale! Dopiero ostatnio widzę różnicę pomiędzy zdawaniem sobie sprawy z czegoś, a umiejętnością wcielenia tego w życie. Takie proste i tak trudne zarazem ;)

Zostawiłam krocie w aptece na suple, w które zresztą nie do końca wierzę... Tzn nie, zamówiłam kilka rzeczy bezsprzecznie "dobrych". Kolonizacja jelitek potrzebnymi bakteriami to droższa zabawa niż się spodziewałam. Ale teraz w sumie nie dziwi mnie, że te probiotyki, co miałam na recepcie przy antybiotyku okazały się być mało skuteczne... A może po prostu nawalił zbyt krótki okres przyjmowania osłony? Nie wiem. Grunt, że już się odnalazłam w tym "co dalej". A jeśli gdzieś w przyszłości wyskoczy konieczność kolejnego zabiegu chirurgicznego, to będę już duuużo mądrzejsza. Pierwszy raz w życiu zamówiłam też tran do picia. Zobaczymy, czy jest, aż tak bardzo straszny jak go malują XD Wzięłam też olej z wątroby rekina (tak wiem, to dwa różne produkty, ale podobno warto je przyjmować zamiennie). Kwestię wit. D zostawiam, nie będę się nią witaminizować nie wiedząc jaki mam jej poziom, a uważam, że nie jest to najlepszy czas na latanie po laboratoriach bez oczywistej konieczności. Z rzeczy na które poleciałam przez czysty marketing dodaję rutinaceę i zestaw witaminek dla kobiet. Gdzieś kiedyś przeczytałam, że z suplementów wchłania się jakieś 10% składników, ale pomyślałam, że dla własnego dobrego, samopoczucia zużyję po opakowaniu w międzyczasie zwiększając jakość żarcia. Bo co do żarcia, to ja przecież wszystko wiem :D ale nie zawsze mam na stanie, albo nie chce się uruchomić kiełkownicy/wrzucić siemienia do moździerza/ obrać imbir do herbatki/zalać solanką buraki itp. itd.... ;) Także nad tym wszystkim muszę bardzo popracować, żeby jednak była to stała rzecz w moim żywocie, a nie kulinarne ciekawostki.

Z aptecznych szaleństw muszę wspomnieć o ashwagandhzie. Jeśli chodzi o szczegóły techniczne tego magicznego suplementu polecam zagłębić się w czeluści netu, bo wyszedłby mi tutaj prawdziwy elaborat. Wspominam o nim jedynie dlatego, że postanowiłam spróbować licząc na spokojniejsze nerwy i jakżeby inaczej, na poprawę odporności ;D

No i oczywiście najważniejsze - zaczęłam znowu wyginać się z Callan :) Moje plecy, jak zawsze przy tej okazji, są przeszczęśliwe :)

17 października 2020 , Komentarze (37)

Łatwo się mówi, ale jak to zrobić? 

W suple nigdy zbytnio nie wierzyłam. A jeszcze od czasu, gdy podczytuje Pana Tabletkę to już w ogóle utwierdziłam się w większości przypuszczań. 

Gneralnie w kierunku wzmacniania odporności nie robiłam absolutnie nic. Jasne, jakieś kiszonki, przyprawy z magicznymi mocami i inne takie w diecie mam. Ale bez przesady. W ogóle większość zaleceń z dziedziny odpornościowych mogłabym odhaczyć małym ptaszkiem. Najbardziej kuleje regularność snu oraz aktywność fizyczna. Pierwsze nie do naprawienia, bo na zmianę pracy się nie zanosi 😂 a drugie to problem stary jak świat. No, ale dobra, powiedzmy, że uda mi się ruszyć i tą nieszczęsna aktywność, tylko co jeszcze? Jak funkcjonować na co dzień, co robić, jak jeść, aby kolejna ewentualna antybiotykoterapia nie rozwaliła mnie tak bardzo? Po kuracji już prawie 3 miesiące, a ja ciągle zbieram się do kupy. Aż dziw, że nie ciągam nosem, bo dzieją się rzeczy różne, a po ostatniej wizycie u gina usłyszałam, dobrotliwe życzenia, oby grzybek był ostatnim, co mnie teraz nawiedzi 😅 i ja doceniam, serio! W ogóle jak tak siedziałam rozwalona w wiadomym miejscu, w wiadomej pozycji, z maseczką na twarzy to... to chyba była najbardziej absurdalna sytuacja ever! 🤣

Dobra, wracając do tematu, pytanie zasadnicze - jak się wzmacniacie? Jak dbacie o siebie w kontekście zdrowia i odporności?

7 października 2020 , Komentarze (8)

Tyle czasu nie jadłam nic słodkiego i było cacy. Raz się skusiłam i teraz cayly czas chodzę i szukam 😩

A waga w normie w zasięgu ręki! Jakbym się zawzięła to do końca roku na leniwca zrzuciłabym te parę kilo i zostałaby sama kosmetyka (czyli oddalenie się na bezpieczną odległość od granicy z nadwagą). Cóż to jest w kontekście tego, co już udało się zwalić?

Jednak nawet pomijając powyższe, zwyczajnie irytuje mnie fakt, jak cukier rządzi moimi chceniami. Bardzo nie chciałam, żeby to było na zasadzie wszystko, albo nic, ale chyba inaczej się nie da? A gdyby tak...?

Myślę o domowych wypiekach. Zarówno tych "oszukańczych" np. ze strączków, jak i zwykłych, ale nieco rozsądniejszych niż te tradycyjne i przede wszystkim bez tych wszechobecnych olejów palmowych i cukrów glukozowo - fruktozowych. Zobaczymy co na to moja waga i chcenia.

A przede wszystkim to teraz trzeba wybrać przepis i go zrealizować! 😂 Taa...

29 września 2020 , Komentarze (8)

To była pierwsza myśl, gdy "pseudobiegunka" pojawiła się trzeci raz w ciągu jednego tygodnia. Tak, tak, to będzie gówniany wpis. Z góry przepraszam. Można nie czytać. A jak ktoś się jednak zdecyduje, żeby przez to przebrnąć to komentarze mile widziane ;)

To nowy problem. Z wydalaniem nigdy nie miałam kłopotów. Gdy już wizytowało mnie jakieś rozwolnienie, zazwyczaj od razu umiałam wskazać winowajcę. A teraz jest jakoś dziwnie. Jednego dnia mnie gniecie i rajbuje. Kolejnego wszystko cacy, a trzeciego znowu to samo. Normalna biegunka to to nie jest, bo chociaż wezwania na tron są nagłe, to samo posiedzenie nie przypomina już jednak typowego dla biegunkowych stanów wydalania - ot, trochę rzadszego materiału wyleci i tyle. Nie wywraca mi bebechów w drugą stronę, nie czuję jakbym pozbywała się większości narządów. 

No to ten nieszczęsny nabiał. Jem go znacznie więcej niż kiedyś, ale funkcjonuję tak od jakiś 4 miesięcy? To dlaczego nagle teraz? Może to nie to. A może w ogóle nie ma co tego roztrząsać? Przeczekać i obserwować, a szukać winnych dopiero za jakiś czas? Hm...

***

Jednak nie będzie o samym wydalaniu.

Zamawiałam prezent na ślub koleżanki i przy okazji bez mała przez trzy dni przeglądałam cały asortyment sklepu. udało mi się nie pójść z torbami tylko dlatego, że co chwilę przypomniałam sobie o przyszłorocznej przeprowadzce i przenoszeniu tego wszystkiego. Jednak multum rzeczy zaserduszkowałam w ulubionych i sklep zdecydowanie na mnie zarobi, oj tak...

23 września 2020 , Komentarze (6)

Nie jest ważne w jakich okolicznościach cukierek wylądował w moich łapkach. Nie ważny również fakt, dlaczego w ogóle postanowiłam go skonsumować. Ważne jest to, że w chwili rozwijania papierka przeżyłam szok. Tak, tak, ten moment zapamiętam na długo. Zatem dobieram się do cukierasa, już czuję przyjemny aromacik czekolady, ale patrzę, a tam na sreberku coś się wije! Małe, białe, pędrakowate, obleśne coś... 

To tak, jakbym miała jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, czy warto pochłaniać słodycze 😅 przeznaczenie, jak nic! Przeznaczenie, które postanowiłam zignorować sięgając po kolejnego cukierka 😂😂😂

Czyli jednak stabilizacja, a nie dalsze odchudzanie. Chociaż jest szansa, że od listopada wskoczę z powrotem w ten system, bo jak co roku, stracę większość życia i zacznie się typowy dla tego czasu kołowrotek w pracy. W sumie to nawet trochę nie mogę się doczekać. Jestem wtedy wiecznie zajęta i znacznie lepiej funkcjonująca.

***

Przypomniałam sobie o peelingu z kawy. Szkoda, że nie przypomniałam sobie równocześnie ile po tym jest sprzątania... 😂 Ale skóra jest bardzo wdzięczna za zabieg.

Odważyłam się też na hennę na brwi, a ta cholera nic nie chyciła. Ech...

17 września 2020 , Komentarze (2)

Szwy zdjęte! Wyniki zmiany ok. Mogę też spać już na ulubionym boku (chociaż mózg o tym wie, ciało jeszcze nie zatrybiło). I to tyle dobrych wiadomości.

Reszta newsów nie jest z kategorii złych, a raczej zawieszonych w próżni. Ja nie wiem, czy ja nie rozumiem co lekarze do mnie mówią, czy oni nie dzielą się każdą myślą... Byłam przekonana, że prześwietlenie będzie przed zdjęciem szwów, a co za tym idzie decyzja o ewentualnym szynowaniu zębów. A tu zonk. Dopiero za miesiąc. No dobra. Grunt, że wyswobodzili mnie z tych wszystkich nitek to przynajmniej przestanę się już cykać, że mi się tam zapląta jakieś żarcie. A właśnie! Żarcie. Ciągle nie mogę niczego ugryźć, ani przeżuwać tą stroną, ale zdrową jak najbardziej tak, co z prawdziwą przyjemnością praktykuję :D nie pytajcie ile czasu wcinam ogórka...

Na wadze kolejny mikro spadek. Nie podjęłam jeszcze decyzji, czy się kompletnie stabilizuje, czy jednak ciągle odchudzam z mężem, ale skoro z takim niezdecydowaniem ciągle coś tam spada, to chyba pobędę sobie w tym stanie nieco dłużej ;)

15 września 2020 , Komentarze (4)

Rety, jakie to słodkie! Zaskoczyło mnie to totalnie. Piszę o tych z lodówki, bo te które kiedyś stały na półce przy sokach, były bardzo spoko. Ich smak mnie po prostu dobił. Rozcieńczone jedynie traciły na wyrazistości, ale diabelnie słodkie były nadal. No masakra. Chałwa, marcepan, miód - w mim odczuciu są ledwo słodkie w porównaniu do tych smoothie, a właśnie nimi ratowałam się w największym głodzie cukrowym.

Znacie je? Lubicie? Czy dla Was to też ulepek nie do przełknięcia?

Jutro wieczorem w końcu ściągam szwy. Oby i na reszcie! Osobiście odnotowuję gigantyczną poprawę. Zobaczymy co na mój widok powie chirurg.

A w pracy mały cyrk. Niechcący nabroiłam i jeszcze nie wiem, czy dostanę po kieszeni, czy tylko po łapach. Chyba, że istnieje jeszcze jakaś opcja nr 3, której nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić. I w związku z tym, że sprawa w toku, troszeczkę się denerwuję. No dobra, nieco bardziej niż troszeczkę 😅

11 września 2020 , Komentarze (5)

A nawet umacnia, bo waga pokazała już 68,5 kg. Tak mogłabym napisać wczoraj, bo dzisiejsze wahniecie wskoczyło na 70 + (smiech) dlatego lubię ważyć się codziennie, bo wtedy takie cuda nie wbijają mnie w fotel. Zeżarłam coś, albo mięśnie przytrzymały wodę po lekkiej gimnastyce w pracy.

W ogóle jestem obolała. Przesiedziałam dwa tygodnie i to wystarczyło, żeby po powrocie do pracy mieć wrażenie, że kondycja jest równa zero, a mięśnie zachowują się jak po porządnym treningu. 

Cóż, po kolejnym tygodniu pewnie będzie lepiej. Nabiorę sił i krzepy. Czy coś tam.

Nieco trudno na powrót wpasować się w ten kieracik. W pracy miałam się oszczędzać, co się udawało przez cały jeden dzień. Potem wskoczyłam w dawny tryb i obserwowałam, jak to na mnie wpływa. A skoro mnie nie zabiło to chyba znaczy, że mam się znacznie lepiej, niż się czuję. Jednak jak mam wolne to głównie dogorywam. Nic mi się nie chce i obijam się bezwstydnie. Jedzonka pilnuję ze względów oczywistych, ale już więcej przeżuwam. Zajmuje mi to w pierniki czasu, ale żołądek zupełnie inaczej pracuje. W przyszłym tygodniu ściągam szwy i nastawiam się optymistycznie na zadawalajace lekarza pierwsze prześwietlenie. 

Zdecydowanie muszę częściej tu zaglądać, co pewnie nastąpi, jak już z powrotem wsiąknę w dobrze znaną rutynę.