Chyba potrzebowałam małej presji, żeby utrzymać się w ryzach 😅 to już prawie dwa tygodnie totalnej grzeczności. Waga ładnie leci. Dzięki zaplanowanym posiłkom w końcu jem tak, jak chcę, a nie najpierw kilka godzin zastanawiania się co by tu, by i tak zjeść cokolwiek byle szybko. Ja może tak w ogóle to nie odżywiałam się jakoś tragicznie, ale okrutnie monotonnie. I warzyw, które przecież bardzo lubię jeść, ale niekoniecznie szykować ich do posiłku, bywało bardzo mało.
Tak po miesiącu zrobię sobie tutaj całościowy jadłospis, może gdzieniegdzie wrzucę zdjęcie żarła, będę miała jak znalazł na kolejny zryw do odchudzania. Bo aż taką optymistką, że zwalę za tym zamachem kilkanaście kilo, to ja nie jestem 😂 idealnie byłoby gdzieś tak od października zacząć utrzymywać to, co spadnie. Tak, jak w zeszłym roku. A w następnym cały proces po raz kolejny powtórzyć. I wtedy byłby to już sukces pełną gębą.
Chciałabym bardziej skupić się na tym, co teraz robię w kwestii odchudzania, ale w pracy mały stresik. Możliwe, że będę musiała zastąpić koleżankę na czas urlopu, na stanowisku, na którym pewnie sobie poradzę, ale będzie mnie to kosztowało dużo nerwów i wysiłku. A mam czym się przejmować poza tym. Dzisiaj kolejna wizyta u dentysty. Mam nadzieję, że to już ostatnia i będę mogła w końcu iść na konsultację do chirurga szczękowego. Trzymajcie kciuki, kto mnie tam czyta, za całokształt, że tak nieskromnie poproszę 😆