Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 171217
Komentarzy: 2560
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 4 lipca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 71.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 listopada 2014 , Komentarze (6)

Nie obejdzie się bez ćwiczeń... Stwierdzam to z dużym smutkiem... Nie znoszę ćwiczyć, nie znoszę się pocić, wnerwiają mnie zsuwające się z nosa okulary. Jednak poczytałam sobie ostatnio o otyłości brzusznej i poza dietą konieczne są ćwiczenia. No, chyba, że chce się przechodzić kolejny rok z ciążą spożywczą....:PP

Przełamałam niechęć, przebrałam się i zaczęłam rozgrzewkę. I co? Ścięło mnie pod łopatką (smiech) Rany ściewy... że jest źle to ja wiedziałam, ale że aż tak?! Przestałam ćwiczyć jakoś w marcu. Od tamtej pory hantle się kurzą, rowerek robi za wieszak na plecaki, a twister leży na widoku jak jeden wielki wyrzut sumienia.

No, ale miałam ćwiczyć to ćwiczęęęę :D Złapałam się za te hantle (3 kg) i macham. O dziwo doskonale pamiętałam wszystkie ćwiczenia (było ich 7, po 10 powtórzeń każde i koniec... jedna seria i trzęsawka). Ok., po takiej przerwie to i tak dobrze, że nie przerwałam tej serii. Myślę sobie - będzie lepiej i nie tracę entuzjazmu :D

Przyszedł czas na twister. Ustawiłam się w futrynie pomiędzy kuchnią i pokojem, i kręcę tyłeczkiem. Po kilkunastu minutach bach! kolka.... no przyroda... opiłam się wody, zapomniałam, że tak to się może skończyć.... :|

Dobra, czas zmienić sprzęt. Siadam na rowerek, a ten piszczy.... jakbym maltretowała jakieś zwierzątko. Po jakiś 10 minutach miałam dosyć tego dźwięku...

Porozciągałam się i z żalem stwierdziłam, że minęło raptem pół godziny. Z jednej strony ok. przerwa była gigantyczna, a z drugiej... kurcze! Przecież stać mnie na więcej!

Teraz to przede wszystkim trzeba rozkręcić rowerek i czymś go wysmarować....

***

Z różnych stron pozbierałam produkty, które pomagają zrzucić tłuszcz z brzucha. Na szczęście większość z nich regularnie pojawia się w moim menu 8)

- przyprawy takie jak: cynamon, kardamon, kurkuma, imbir, pieprz cayenne, nasiona gorczycy,

- owoce i warzywa: wiśnie, jabłka, awokado, arbuz, pomidory, seler, wodorosty, banany, grapefruit, cebula, czosnek, szpinak, kiszonki, seler, jagody,

- zielona herbata,

- owoce morza, rybki 

- migdały, orzechy, ogólnie mówiąc pestki, kokos, sezam, siemię lniane.

- jajka, 

- warzywa strączkowe.

I pewnie coś tam jeszcze :)

8 listopada 2014 , Komentarze (6)

Na początku miałam zrobić długaśny wpis, pod tytułem "dlaczego, a jak to, i w ogóle co się tam nie działo", ale wczoraj nagadałam się na ten temat i mam dosyć. Na szczęście nie czekałam, aż będzie gorzej. Wyłapałam pierwsze sygnały, że coś nie gra i praca tam bardzo szybko mogłaby się przerodzić w mały koszmarek. I nie mam w sobie żalu za utraconą szansę tylko i wyłącznie z mojej winy. O dziwo jestem pełna entuzjazmu na kolejne poszukiwania. Zresztą, Was to pewnie mało interesuje ;) Za to z pewnością zainteresują Was moje przemyślenia dotyczące diety i gabarytów :D

Tak właściwie to szukam kogoś z otyłością brzuszną. Może ktoś trafił na fajne publikacje na ten temat? Albo chociaż ma namiary na rozsądnego bloga lub rozmowę na ten temat na jakiś forach, która (że tak powiem) trzyma poziom? 

Zauważyłam ostatnio, że jak moje odchudzanie będzie wyglądało tak, jak do tej pory, to za niedługo będę miała problem. Mianowicie 1 cm z brzucha zazwyczaj spada z 1 kg. Martwi mnie to, że waga "wskoczy" w normę, a redukcja brzucha będzie w trakcie :( I niestety moje obawy są uzasadnione. Ostatnio mierzyłam elegancji spodnie, w których 2 lata temu z wagą 66 kg leżały na mnie dobrze. Teraz ważę 64 kg, a spodnie wciągnę tylko na tyłek, nie zapnę się. To jest różnica, tak pi razy oko, jakiś 6 cm....

Muszę znaleźć sposób na ten brzuch :< Żeby centymetry leciały, a kilogramy uspokoiły się trochę. 

Wiem, wiem - dieta i ćwiczenia. Dieta jest niezgorsza. Nie wcinam żadnego wysoko przetworzonego syfu. Najgorszą zbrodnią jest piwo od czasu do czasu :x A ćwiczenia? Najchętniej poszłabym na siłownię, jednak zbieramy na wioślarza i jeszcze sporo nam brakuje... Zresztą, zbieramy nie tylko na to....

Do dyspozycji mam rowerek, twister i hantle. Zacznę od tego :)

No, ale powtórzę jeszcze raz, szukam informacji na temat tego rodzaju otyłości. Bo to, czym jest i jakie nosi ze sobą niebezpieczeństwo to dobrze wiem. A chcę się dowiedzieć jak skutecznie walczyć z tym draństwem. Czasem trafiam na jakieś bzdurne jadłospisy, ale szkoda czasu na takie durnoty.

To coś, ktoś? ;)

6 listopada 2014 , Komentarze (2)

Chyba nie ma nic gorszego....

Byłam na tej rozmowie w sprawie pracy. Na szczęście nikt się nie wygłupiała z pseudo rozmową kwalifikacyjną, a bardzo się tego bałam... ;) Spotkanie czysto informacyjno - organizacyjne. Miałam czekać na telefon z terminem dnia szkoleniowego. Nie zdziwiłam się, że nie pojawił się w tym samym dniu, ale wczoraj.... wczoraj to był jakiś horror! Cały dzień jak na szpilkach, wyjście do łazienki na jak najkrócej, a najlepiej z telefonem. Straszny stres, okropny nerw. Ból głowy w okolicy potylicy i @ jak Niagara. Żołądek zawinięty w supeł, ogólny brak apetytu itp. itd. Cały dzień na herbatkach na zmianę:

- melisa - na nerwy,

- rumianek - na żołądek,

- mięta - na macicę (smiech)

Telefonu doczekałam się po godzinie 19, szkolenie jutro (chyba, że się coś pozmienia).

I już się nie boję. Teraz to już tylko pokazać się z jak najlepszej strony. Nie bać podejmować nieznanych czynność (a w każdym bądź razie nie pokazywać tego po sobie) :D I będzie dobrze :)

***

A teraz najlepsze. Pracy szukam już dłuższy czas bez żadnego odzewu. 1 listopada wysłałam 8 aplikacji na podobne stanowisko, odezwało się 6 firm!! A ja się trzymam tej pierwszej ze względu na najwyższą stawkę godzinową. Ale jak mi było głupio odmawiać tym innym firmom to możecie sobie wyobrazić.... Przecież nie mam jeszcze tej pracy, ale ciągnąć kilku srok za ogon nie potrafię. Pozostaje trzymać kciuki za tą upatrzoną...

***

Dietka o zgrozo dobrze :) Tylko, że przed wczoraj były dwa piwa, a wczoraj ciacho. Jednak biorąc pod uwagę zerowy apetyt i jedzenie na siłę, jakoś w tej chwili za bardzo się tym nie przejmuję...;)

4 listopada 2014 , Komentarze (6)

Jest dobrze :) Pierwsze drobne spadki, mimo @ bardzo cieszą :D

***

Dzisiaj idę na rozmowę w sprawie pracy - nic górnolotnego - produkcja. Naczytałam się masy negatywnych komentarzy i mi się trochę odechciewa. Jednak pojadę, zobaczę, jak mnie zechcą to spróbuję. Jestem lekko spanikowana, straciłam dryg i w ogóle mam nadzieję, że:

a) nie zgubię się,

b) nie zrobię z siebie idiotki (smiech)

3 listopada 2014 , Komentarze (2)

A jak często można doświadczyć smacznego odkrycia przez lenistwo (smiech)

Wróciłam do domu później niż zamierzałam, zresztą wiedziałam, że mam przygotowany sosik ze szpinaku, wystarczyło ugotować makaron lub ryż i jedzonko gotowe :) Jednak byłam taaaaaka głodna. Chciałam jeść teraz, już, natychmiast! A nie za 15 minut.... 

Z innego dania została mi kasza gryczana....

Pierwsze wrażenie - trochę fuj. Gryczana i szpinak? No jakoś mi  to w wyobraźni nie smakowało. Jednak byłam głooodnaaaaa. Decyzja zapadła, ryzyk - fizyk :D Szybko to sobie podgrzałam dodałam twarogu, polałam jogurtem i co? Pycha!

Zresztą ostatnio sama się sobie dziwię, że wcześniej nie doceniałam smaku duszonych warzyw. Takie same ło, po prostu, są wspaniałe! Moja mama to by się za głowę złapała i już słyszę jakby pytała: " co to za sos, jak nie ma w nim śmietany, mąką zagęściłaś? A kostkę chociaż dałaś?" Nie, nie zagęszczałam mąką (rolę "zagęstnika" spełnia rozciapana cebulka), śmietana gości przy obiedzie, a kostek nie dałam ponieważ używam przypraw, kostka w takim wypadku mi do szczęścia niepotrzebna ;) 

Do tego kasza, ryż lub makaron. Mały jogurt naturalny i drugie śniadanko jak ta lala :D

Nie dużo przy tym roboty. raptem z 10 minut więcej, niż przy kanapkach. A wychodzi danie sycące i gorące :D Czegoż więcej trzeba w te przedzimowe dni? :) 

1 listopada 2014 , Komentarze (5)

Wszystko przez wspomnienia z samych początków diety (daaaawno to było), jak próbowałam gotowanej piersi z kurczaka. Do tej pory, na samo wspomnienie mam ciary :x 

Jednak to nie początek tej historii. Raczej powinnam zacząć od tego, że postanowiłam zredukować smażone żarcie i rozstać się na trochę z wieprzowinką. Wołowina wiadomo - droga - więc się pojawia od święta. Pozostaje kurczak i ryby. W związku z tym, że kurczaka toleruję tylko w postaci pieczonej lub gotowanej nogi - pole do wymyślania nowych potraw nieco ubogie... A ryby? Cóż.... pstrąg pieczony - czemu nie, mogłabym codziennie :), ale..... nie jestem w stanie sama go przygotować. Nie dotknę się surowej ryby, nie jestem w stanie odciąć jej łba itp. itd (tak samo w styczności z surową wątróbką... nie dotknę się i koniec!). Może czas najwyższy zainteresować się kuchnią wegetariańską?..... Pozostaje mi ryba mrożona..... I się zaczęło....

Naczytałam się o różnych wariacjach rozmrażania. Co wolno, a czego nie powinno się robić. Oczywiście masa sprzecznych informacji. Po długich rozmyślaniach postanowiłam ją po prostu ugotować, zamiast piec w jakimś sosie (bo taki był plan pierwotny). W tej chwili przyznam się bez bicia, że nie popisałam się inteligencją, ponieważ na opakowaniu były instrukcje na każdy wariant przygotowywania dania.... :PP mniejsza :p

No i co, i co? Była pyszna!! Przygotowałam do tego surówkę z pekinki, papryki i ogórka kiszonego + sosik koperkowy... Ta rybka maczana w tym sosie...(slina) mhrrrmm.... (zakochany)

***

Dietka spoko, tylko aktywności ciągle brakuje....

31 października 2014 , Komentarze (4)

"Magiczny dzień trzeci" już za mną ;) Obyło się bez jakiś większych dramatów i ciągot :) Jak utrzymam ten stan przez dwa tygodnie, to będzie jakiś sukces ;) Miejmy nadzieję, że również wagowy :D

I po raz kolejny dochodzę do tych samych wniosków - dobrze jest poświęcić z godzinkę, czy dwie na rozpisanie tygodniowego menu dla dwóch osób. Trzeba się nakombinować, żeby czegoś nie brakło, albo i nie było za dużo. Wziąć pod uwagę co wtrynić mężowi, jeśli będzie szedł do pracy, a jak zostanie w domu to też muszę mieć coś przygotowane około posiłkowo....

Heh.... czy tylko ja mam taki problem z komponowaniem posiłków? (szloch)

29 października 2014 , Komentarze (5)

Zaliczyłam dzień idealny 8) Może nie ma co się chwalić, ale ostatnio wszystkie plany zmieniały mi się kilka razy dziennie, a teraz chociaż żarcie mam ogarnięte ;)

I tak sobie pomyślałam, że jak teraz obwieszczę wszem i wobec, że już poszło, w końcu udało się opanować niezdecydowanie, to może w końcu przerwę dobrze znany mi schemat działania. A jak on przebiega?

Dzień pierwszy - jest spoko, nic tylko trzymać się planu.

Magiczny dzień trzeci - zyskuję wiarę, że się uda, że dam radę i nie będę mieszać w menu.

Końcówka drugiego tygodnia -  no jestem taaaaka grzeczna, notuję zadowalające spadki, czas najwyższy się nagrodzić jakąś zapiekanką i najlepiej popić piwem :PP..... i tu już różnie bywa, albo powtarzam schemat od nowa, albo "magiczny dzień trzeci" nie następuje i zaczyna się żarcie w kratkę....

A chciałoby się ogarnąć.... coby przyszły rok nie przebiegał pod znakiem odchudzania, a stabilizacji... :)

***

Kompletnie nie rozumiem tej mojej niemocy w trzymaniu się rozpiski. Wybrałam dietę, którą lubię, na której mogę jeść wszystko, byleby trzymać się zasad niełączenia niektórych produktów. Byłam na niej przez 2 miesiące w czasie których schudłam 7 kilogramów!! A ostatnie pół roku to takie bujanie się :| A tu wystarczą jeszcze 2 -3 miesiące idealne i będzie cud, miód i orzeszki! Bo jak się okazuje po "zarzuceniu" zasad Montignaca waga stoi. Dlatego wierzę, że ze stabilizacją ostateczną nie będzie problemu :)

24 października 2014 , Komentarze (7)

Jak w tytule :) Wczoraj zreanimowaliśmy w końcu skypa i pogadaliśmy chwilę z rodzicami męża. Nie widzieliśmy się jakiś rok, przypuszczam, że teściowie byli przygotowani na to, że może mnie być więcej, ponieważ ton głosu (duże zdziwienie) i mina mówiły wszystko :D No i usłyszałam "ależ zeszczuplałaś! pokaż się bokiem..." czego oczywiście nie zrobiłam, ponieważ bokiem widać moją zaawansowaną ciążę spożywczą (smiech) Nasłuchałam się komplementów jak to fajnie wyglądam, że nowa fryzurka bardzo mi pasuje i inne takie :) Jednak najważniejsza rzecz, która mnie cieszy, to sam fakt, że człowiek (teściu), któremu nie wiele trzeba, żeby komuś przyfasolić nierzadko chamskim komentarzem, tak bardzo mnie.... hmm... chwalił? Jak to sobie wspaniale poradziłam z nadwagą i w ogóle.

Heh.... czemu takich rzeczy nie słyszę od swoich rodziców. Nic tylko nieustająca krytyka i żale.... Mniejsza, nie ważne. 

I tak sobie myślę, że bardzo potrzebowałam takich słów. Utknęłam w połowie odchudzania i tak trochę już się przyzwyczaiłam do rozmiaru 40, a przecież celowałam się na 38 ;) Można powiedzieć, że dostałam dowód na to, że warto. Mój wysiłek został zauważony i doceniony :) Bo to nie jest to samo, co słowa męża o tym, że jestem piękna i wspaniała :p Wiecie o co chodzi, prawda? :)

***

Przez to wszystko mam super humor. Zimno bardzo (chyba czas, na cieplejszy płaszcz), a mam w planach zakupy, potem spacer :) Gdyby to był inny zwykły dzień, załatwiłabym szybko spożywkę i zakopała się w kocu z książką lub serialem. Ale nie... dzisiaj to ja będę góry przenosić!!!!!! (smiech)

21 października 2014 , Komentarze (9)

Przebimbałam cały miesiąc... Właśnie zorientowałam się, że minęło 31 dni od mojego "wielkiego planowania". Oznacza to, że zostało równiutkie 100 dni do rzucania tabletek. A ja jestem w lesie....

Przez 3 dni jestem grzeczna, potem coś mi odpierdala i zaczynam sobie pozwalać. I tak już przez miesiąc... Wspaniale utrzymuję wagę (smiech) Szkoda tylko, że to jeszcze nie czas na stabilizację (smiech)

Nie będę się zarzekać, że to "już ten czas", że się ogarnęłam i będzie dobrze. Nie wiem, czy będzie... Moją umiejętność planowania posiłków dopadła ostra dysfunkcja.... I przez to leży cała reszta. Leży, kwiczy i jeszcze się ze mnie śmieje...

***

Z rzeczy, które mi się raczej udały to zmywanie na bieżąco :) Już tylko sporadycznie odkładam rzeczy do zlewu "na potem".

***

Mam nadzieję, że kolejna notka nie pojawi się po kolejnych 31 dniach ;)