Mundial nie interesuje mnie, poszłam więc do łóżka ok.21;30.Wyspałam się wreszcie, ale wstałam i tak po 6, syn wyjeżdżał, przecież trzeba było pożegnać panicza. Śniadanko, herbatka, buzi, i tyle. Za tydzień dziecko leci do Kanady, potem pielgrzymka do Częstochowy, potem Rzym, potem Ateny. Tak teraz młodzi mają. A my zostaliśmy jak dwa grzyby z tym całym bałaganem . Na śniadanie owsianka z borówkami, miodem i słonecznikiem. Zalewam płatki gorąca wodą , potem jogurt i dodatki, i gotowe. Nadal pijam kolagen z wit. C. Po śniadaniu spacer na bulwar, mimo wczesnej pory już sporo ludzi. Opalają się, spacerują, rowery, rolki, biegają. Widać było uczestników Open'era, którzy spakowani wracali do domu. Ale i tacy byli, którzy okupowali ławki miejskie, odsypiając zabawę. Cóż, lato! Na spacerze zjadłam lody śmietankowe i borówki, które zabrałam z domu. Popołudnie będzie leniwe, tylko zrobię przegląd farb pod kątem ich jakości , wydrukuję fakturę za osuszanie, rezerwację pobytu w Borkowie, zarezerwuję bilety do kina na "Ostatnie prosecco...." Na obiad resztki z wczoraj , mam zatem wolne od kuchni. Waga w porządku, jelita pracują doskonale i regularnie.Dziś zjadłam tylko dwie malutkie kromki chleba i więcej nie będzie, obiecuję. Sobie i Wam.