Nasze historie odchudzania

50 kg tłuszczu zrzucone, 30 kg ubrań sprzedanych. Odchudziliśmy się razem!

Imię: Monika
(monikarichert)
Szymon
(szymonrichert)
Wiek: 33 lata 31 lat
Wzrost: 160 cm 185 cm
Początkowa waga: 77 kg 125 kg
Osiągnięta waga: 61 kg 91 kg
Schudł/a: 16 kg * 34 kg *
W czasie: 7 miesięcy 7 miesięcy
Stan na dzień: 18 września 2012

* Użytkownicy będąc na diecie i fitness Vitalia.pl mogą się spodziewać utraty nawet 5 kg w 4 tygodnie.

Sprzedaliśmy 30 kg za dużych ubrań. Z Moniką mieścimy się razem w moją kurtkę, moglibyśmy w jednej chodzić.

Karolina Łąkowska – dietetyk Vitalia.pl: Od którego z Was rozpoczęło się odchudzanie z Vitalią i jak się zaczęło?

Szymon: Zaczęło się ode mnie. Mój kolega Jurek kiedy zobaczył mnie w święta delikatnie mówiąc „zasugerował” mi, żebym w końcu coś ze sobą zrobił. Powiedział: „Stary, weź się za siebie”. To mój kolega z podstawówki. Byliśmy u niego w Anglii. To zdjęcie z uśmiechem, to właśnie fotka ze świąt.

Monika: (śmiech) No tak, bo żony się nie słuchało, jak mówiła i zachęcała do odchudzania.

Po metamorfoziePo metamorfozie

Szymon: Miałem wtedy bardzo wysokie ciśnienie 180/120. Przysypiałem w pracy w ciągu dnia, po pracy też. Ogólnie wszystkie badania miałem powyżej normy. Jurek był takim impulsem, żeby coś ze sobą zrobić.
Poszedłem na siłownię (postanowienie noworoczne). Trener sprawdził moje BMI (125 kg i 185 cm) i jak zobaczył, to się załamał. Powiedział, że nie wpuści mnie na obiekty i że mam iść do lekarza. Bał się, że się przewrócę i że już się nie obudzę...
No to poszedłem do lekarza, bo chciałem koniecznie na tę siłownię chodzić. On zapisał mi tabletki na obniżenie ciśnienia i powiedział: „Jak Pan czegoś ze swoją wagą nie zrobi, to nie dożyje Pan 40-tki.”

Monika: (śmiech) Żony się nie słuchał, ale jak lekarz powiedział, że umiera, to od razu zadziałało.

Szymon: No i sąsiad z Polski kazał mi odchudzać się u Was (śmiech). Na waszej diecie schudł 50 kg. Minąłem Wojtka na ulicy i go nie poznałem. On zaczął swoją przygodę z Wami, bo nie mógł zmiesić się w kurtkę.

Karolina: To jak to się dalej potoczyło?

Szymon: Zacząłem odchudzać się na własną rękę. Ale razem zaczęliśmy jeść zdrowo. Mój zdrowy jadłospis wyglądał tak: rano jabłko, potem chleb z makrelą, kolejny posiłek chleb z makrelą i kolejny łosoś z warzywami, znowu jakieś jabłko i tak codziennie. Doradził nam to inny kolega, który kazał mi jeść dużo kwasów omega. Jadłem tak miesiąc, ale to była monotonia. Musieliśmy coś zmienić. I zapisałem się do Vitalii.

Monika: Ja też starałam się jeść zdrowo. Jak Szymon zapisał się na Vitalię, to w pierwszym tygodniu jadłam to, co on miał w diecie, ale w mniejszych porcjach. Zobaczyłam, że na mnie to odżywianie też działa, więc wykupiłam sobie osobny abonament, żebym miała wszystko idealnie dostosowane do mnie jako kobiety. Przecież kobieta powinna jeść inne porcje posiłków niż mężczyzna. Nie mogłam jeść Szymona porcji. Dzielenie jego posilków na pół nie było adekwatną miarą. Chciałam mieć to po prostu dla siebie dobrze obliczone, a nie tak „na oko” jak robiliśmy to z dietą Szymona. Po tygodniu diety Szymona z Vitalią, ja też stałam się Waszą klientką.

Szymon: (śmiech) Najpierw postanowiliśmy zaoszczędzić kasę, bo na Monikę nic nigdy nie działało.

Monika: Nie chodzi o pieniądze. Po prostu zazwyczaj było tak, że jak przechodziłam na dietę to spadały 2-3 kg i za chwilę już 2-3 kg było więcej. Na mnie żadna dieta nie działała. Więc stwierdziłam, że jak ta na mnie podziała, to wtedy jej spróbuje na dobre. No i udało się z sukcesem (uśmiech).

Karolina: Wasze odchudzanie jeszcze trwa, teraz to już 6 miesiąc na diecie to szmat czasu, czy są gorsze momenty?

Po metamorfoziepo metamorfozie

Szymon: Są takie momenty, że człowiek ma ochotę się złamać, otworzyć coś i dojeść. Jednak te nawyki wchodzą w krew. Ta pokusa nie jest aż tak silna.

Monika: Człowiek jest teraz jak robot. Idzie sobie gotować. Przygotowuje posiłki na dzień następny. Wie ile, czego ma jeść. Nawet jak nie mam rozpiski pod ręką, to wiem na co mogę sobie pozwolić, bo nauczyłam się zdrowo odżywiać i dopasowywać porcje dla siebie.

Karolina: Jak to jest razem się odchudzać? Jak się organizujecie?

Szymon: Kupiliśmy 2 wagi do ważenia produktów. Kuchnię mamy dużą. Wojna była tylko o pojemniki plastikowe na początku diety (śmiech).

Monika: Teraz każdy ma swoje: widelec, nóż, pojemniki (śmiech).

Szymon: Na początku diety kupowaliśmy hurtowo jogurty, zaczęliśmy więcej ich jeść niż przed dietą. Wychodziło też dużo garnków do gotowania jak oboje zaczynaliśmy przygotowywać dla siebie posiłki.
Na początku próbowaliśmy dopasowywać porcje dla siebie i gotować w jednym garnku. Jednak po ugotowaniu nie wiedzieliśmy jak rozdzielić porcje, więc zostaliśmy przy osobnym gotowaniu i każdy gotuje dla siebie. Tak zostało, cały czas gotujemy osobno.
Wagi zabraliśmy nawet na wakacje.

Karolina: A czy to nie jest kłopot dla Was?

Monika: Mąż wreszcie docenia, co znaczy pracować w kuchni (śmiech). Weszło nam to jednak w krew.

Szymon: Ja potem wykorzystywałem Monikę, bo chodziłem na siłownię. Wtedy Monika mi pomagała przygotowywać posiłki. Mam kochaną żonę.

Karolina: A co z Adasiem, waszym synkiem, co on je?

Monika: Adaś jest w komfortowej sytuacji, bo je w przedszkolu. W domu raczej już tylko kanapki, albo zupkę od mamy czy taty. To jedną łyżkę dodatkowo bez problemu można mu dogotować. W weekendy jakieś płatki, a na obiad np.: jak mama ma w diecie kurczaka z ryżem, to i dla niego zrobi troszeczkę.

Karolina: Mieliście jakieś trudne momenty?

Szymon: Tak, kilka było, ale to chyba normalne.

Po metamorfoziePo metamorfozie

Monika: Pamiętasz jedną sytuację, jak trzeba było wszystkie szafki zamykać i wyrzucać Cię z kuchni? (śmiech). Szymon pytał: „po co kupujesz te ciastka, jak nie można ich jeść?”. Ja kupowałam ciastka dla gości, aby jak przyjdą było czym poczęstować. Wyrzucałam go wtedy z kuchni.

Szymon: Gdyby nie Monika, pewnie wtedy zjadłbym te ciastka. I była jeszcze druga taka sytuacja. Jak Monika pojechała do Polski i zostałem sam, to pojechałem na hamburgery, no ale to pamiętasz Karolina. Rozmawialiśmy o tym wtedy.
Monia, my mamy jeszcze 1,5 kg lazanii w lodówce (śmiech).

Karolina: Takie zapasy na diecie? (śmiech)

Szymon: Miało być dla znajomych. Zjemy na Boże Narodzenie (śmiech).

Monika: I jeszcze jedna sytuacja. Pamiętam jak Szymon wrócił z zakupów i się żalił, że kupił sobie najpierw jedno ciastko, a potem więcej i się nimi najadł. Miałeś wtedy trochę wyrzuty sumienia.

Szymon: Tak, naprawdę na diecie najgorszy jest pierwszy tydzień. Podjadanie ciastek pojawiło się dopiero po 3 miesiącach.

Monika: Organizm dostał jedno ciastko i potem to już było prawo serii, chciał więcej i więcej. Szymon nie mógł się opanować.

Karolina: A jak radzicie sobie z odżywianiem u znajomych?

Szymon: Chodzimy ze swoim jedzeniem (śmiech). Na początku się dziwnie na nas patrzyli, ale się przyzwyczaili. Wojtek, jak był na Vitalii też chodził z własnym jedzeniem.

Monika: Ale to się kiedyś skończy. Nie będziemy całe życie na diecie. Będziemy się po prostu zdrowo odżywiać. Teraz zdajemy sobie już sprawę co szkodzi, ile co ma kalorii. Jesteśmy w stanie ocenić, co jest dobre, a co nie. Wydaje mi się, że nasze nawyki się nie zmienią. Jedyne ryzyko to pokusy, bo one zawsze gdzieś na nas czyhają.

Karolina: Czy zmieniło się Wasze samopoczucie?

Monika: 2 lata temu nabawiłam się cukrzycy, pewnie na skutek nieodpowiedniego odżywiania wcześniej. Lekarze mnie uprzedzili po zdiagnozowaniu, że mogę przybrać na wadze i faktycznie przytyłam 5 kg. Cukier skakał i dlatego głównie szukałam prawidłowego odżywiania dla siebie.
W tej chwili, nie mogę powiedzieć, aby zawsze był idealnie unormowany, ale jest zdecydowanie lepiej. Na początku trudno mi było dopasować dawkę insuliny do diety. Musiałam trochę to balansować słodkim. Jednak ogromnym plusem diety i zmiany nawyków jest fakt, że biorę teraz znacznie mniej insuliny. Informacja o węglowodanach z rozpisanej diety podpowiada mi ile mogę wziąć jednostek insuliny. Teraz mam 100% pewność, że ilość insuliny dobieram prawidłowo. Wcześniej nigdy dokładnie nie wiedziałam ile węglowodanów jest w posiłku. Teraz to wiem, bo pokazuje mi to dieta Vitalii.

Karolina: Czy wspólne odchudzanie to wzajemne wsparcie? Jak to dokładnie wygląda?

Monika: To działa w dwie strony (śmiech). To jest wspólne wsparcie i wspólne namawianie do pokus. Jak jedno zje ciastko to drugie też musi, albo czekoladę jak Ty nie zjesz pół tabliczki to ja zjem całą (śmiech).

Szymon: Ogólnie nie mamy problemu, że przechodzimy i coś nas bardzo kusi.

Monika: Na pewno gdyby jedno było na diecie, to byłoby więcej pokus. A tak jeden drugiego pilnuje.

Po metamorfoziePo metamorfozie

Szymon: Pomógł nam też czat z dietetykiem szczególnie na początku. Wtedy nie wiedziałem, że 5 g chleba więcej czy mniej nie ma znaczenia, ale odmierzałem i odcinałem te 5 g. Na czacie można jednak było szybko uzyskać informacje. Często zdarzało się tak, że akurat przygotowywałem obiad i pojawiało się pytanie. Wtedy wchodziłem na czata i od razu miałem odpowiedź.

Karolina: Monika startowałaś z 77 kg, teraz ważysz 61 kg, Szymon startowałeś ze 125 kg, a teraz ważysz 91 kg. Jak się czujecie lżejsi o tyle kilogramów?

Szymon: Świetnie. Kto nie przeżył tego, to nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić jaką człowiek może odczuć zmianę.

Monika: Ja nie mam takiej ilości kilogramów do zrzucenia jak Szymon. No i jeszcze parę kilogramów przede mną. Jednak ubieram się znów w sukienki i nie mam problemu żeby pokazać nogi. Kiedyś siedziałam ciągle przy stole, aby nie było widać nóg.

Karolina: Co na to Wasi znajomi, rodzina? W Polsce już Was widzieli?

Szymon: W Polsce widzieli tylko Monikę. A tutaj ludzie nie poznają mnie na ulicy. Nawet moja managerka zaprosiła mnie na rozmowę i zapytała czy ze mną wszystko w porządku, czy coś biorę.
Przypomina mi się początek diety, kiedy przynosiłem jedzenie do pracy i zacząłem wykładać te pudełeczka. Ludzie z rozdziawionymi ustami patrzyli jak dużo przyniosłem jedzenia, śmiali się. Ciągle tylko wyciągałem kolejne pudełko i układałem w lodówce.

Monika: Niektórzy ludzie boją się pytać, bo nie wiedzą czy schudłeś, bo chciałeś, czy schudłeś, bo zostały ci 3 miesiące życia. Często się tak wydaje, że jak człowiek tyle schudnie, to musi coś być nie tak. Ogólnie jednak nas podziwiają. Wszystkie koleżanki zazdroszczą mi teraz męża.
Mój mąż był zawsze najgrubszy ze wszystkich mężów koleżanek. Wszyscy raczej byli normalni, a mój zawsze największy.

Karolina: Od kiedy zacząłeś mieć problemy z otyłością?

Szymon: Ja byłem gruby od zawsze. Kiedyś mama mnie zaprowadziła do lekarza. Odchudzały mnie „granulatem”. 10 kg mi zbili w dół, ale to było tylko na chwilę.

Monika: No tak, bo potem było: piwo, coca-cola, obiadki po północy i opona rosła.

Szymon: Mama mi zawsze suszyła głowę o to, potem żona. W rodzinie dziadek był tylko gruby. Rodzice są szczupli.

Karolina: Czym różni się Wasz dzisiejszy dzień od dni przed rozpoczęciem diety?

Szymon: (śmiech) Więcej czasu w kuchni spędzamy, bo przygotowujemy posiłki. Wcześniej raczej gotowce. Nie śpię w ciągu dnia. Nie objadam się w kantynie. Jem śniadanie rano.

Monika: Przychodzisz z pracy i jesz obiad.

Szymon: Jestem w stanie dobiec do pociągu. Jestem o wiele bardziej aktywny fizycznie, nie przysypiam w pracy.

Monika: Człowiek bardziej się pilnuje.

Karolina: Czy dieta zmieniła Wasz charakter?

Szymon: Patrzę teraz krytyczniej na inne osoby. Irlandia ma to do siebie, że mało ludzi wygląda normalnie. Mają problem z otyłością przez swoją kuchnię i tutejsze odżywianie.

Monika: To nie jest nawet kwestia kuchni, ale i chemii w tym wszystkim, przybrałeś 20 kg w 3 miesiące po przyjeździe do Irlandii.

Po metamorfoziePo metamorfozie

Szymon: Jest różnica w produktach. W Polsce jedliśmy też białe pieczywo, jak tutaj. Ale w Polsce zjesz jedną, a tutaj zjesz 3 bułki. Bo one są takie puste, niesycące. Jak patrzysz na ciemne pieczywo u nas, to jest ono tak naprawdę jasne, robione na sodzie i z dodatkiem karmelu. W Irlandii nie ma prawdziwego ciemnego pieczywa.
Zdrowe odżywianie skłoniło nas do poszukania paru rzeczy. Soki kupujemy polskiego producenta. Był problem, żeby je znaleźć. Sok Weight Watchers, to jak spojrzysz na etykietę to 2 torby cukru i sodu, a oni niby odchudzają.

Karolina: Czegoś bardzo Wam w diecie brakuje? Tęsknicie za jakimiś smakami?

Monika: Tak, za chipsami o smaku cebulki (śmiech). Lubię słone przekąski.

Szymon: Za rybą w galarecie i czekoladą z orzechami, ale nie tak, żebym jakoś bardzo mocno tęsknił.

Karolina: Jesteście z siebie dumni?

Monika: Tak, ale bardziej z męża niż siebie. Wcześniej nosiłam rozmiar 42, teraz 36/38.

Szymon: Nie pamiętam kiedy tyle (tak mało, jak teraz) ważyłem. Kiedyś nosiłem koszulki XXL i jeszcze były mi opięte, a teraz noszę L. Mój największy rozmiar spodni to 42. Teraz mam 34.

Karolina: Dziękuję Wam za rozmowę i życzę wytrwałości w nowych nawykach na całe życie.

Rozmawiała: Karolina Łąkowska

Jak Vitalia zmieniła Wasze życie?

Monika: Nauczyła mnie żyć bardziej systematycznie i zdrowo.

Szymon: Stałem się zdrowszy, systematyczniejszy i otworzyła mi oczy jak bardzo człowiek był głupi, że się objadał.

Jak wyglądało Twoje życie przed Vitalią?

Monika: Nie przejmowałam się tym, co jem i w jakich ilościach. Nie pomoże, nie zaszkodzi i tak już jestem gruba.

Szymon: Pełna lodówka i szafka ze słodyczami to były 2 najważniejsze obiekty w domu!

Jak wygląda Twoje życie z Vitalią?

Monika: Staram się przestrzegać zaleceń, żeby nie zaburzyć tego, co się do tej pory osiągnęło. Vitalia motywuje do dalszego działania.

Szymon: W pełni partnerskie.

Jak dziś wygląda Twoje życie?

Szymon: Sprzedaliśmy 30 kg za dużych ubrań. Z Moniką mieścimy się razem w moją kurtkę, moglibyśmy w jednej chodzić.

Monika: Znowu mogę kupować koszulki na dziale dziecięcym dla 6-latków. Jak przyjechałam do Irlandii ważyłam 47 kg i pasowały na mnie tylko koszulki z działu dziecięcego. Damskie były za duże.


Ocena artykułu: 4.01 / 5 Ocen: 70

Twoja ocena: