Informacje o autorze pamiętnika odchudzania:
myszkaaga

Informacje podstawowe

Płeć Kobieta
Wiek 51 lat
Miejscowość Zasole
Wzrost 167 cm
Masa ciała 97.90 kg
Cel 65.00 kg
BMI 35.10
Stan cywilny Zamężna
Wykształcenie Wyższe
Aktywność zawodowa Specjalista - wolny zawód
Dzieci Tak

Opis użytkownika

Interesuję się filmem, muzyką, dobrą książką, modą i polityką. Do odchudzania skłonił mnie mój własny wygląd. Przypominałam wieloryba, nie przesadzam. Przy wzroście 167 cm ważyłam 88 kg.

Sukcesy i porażki w odchudzaniu

Od 10 lutego do teraz zrzuciłam 23 kg i teraz waże 65 kg. Chodziłam na fitness,zastosowałam dietę bez cukru, minimum tłuszczu i zero podjadania między posiłkami. że motywowałam się przez 14 lat(bezskutecznie). Moim zdaniem motywacja była do kitu i zbyt szybko się poddawałam. Myślę, że najważniejsza jest silna wolna ( nie zjem, bo nie i już). Ja nie mówię, żeby przestać jeść, ale zacząć od tego żeby między śniadaniem a obiadem nie zjeść batonika( bo jeden mały batonik to przecież nic nie znaczy)Potem sobie wmawiałam, że jak zjem jeszcze jedną malagę,albo czekoladę wedlowską z nadzieniem truskawkowym to i tak nic nie zmieni, bo i tak jestem gruba. Potem inni mi mówili: "daj spokój, przecież urodziłaś dwoje dzieci, to masz prawo być trochę grubsza" !?? I tak przez 10lat sokojnie spokojnie sobie tyłam. Potem nawet po urodzeniu drugiego dziecka zapisaąłm się na fitness,może schudłam 4 kilo, ale z wymówką,że ćwiczę chyba jadłam jeszce więcej. Wmawiałm sobie, że nie mogę się odchudzać do jestem w ciąży(to prawda), ale nie nażało wtedy jeść więcej,m potem mówiłam, że muszę jeść, bo karmiłam małą piersią(to też prawda)ale niech mi nikt nie wmawia, że muszę jeść sery, smażone rzeczy, kopiate talerze makaronu, 200 gr mięsa na obiad. Otóż to jest chyba największy błąd. Przełom nastąpił w lutym zeszłego roku. Pojechałam z wizytą do babci mojego męża i właśnie ona powiedziała "o znowu przytyłaś" Wtedy, poczułam się okropnie. Powiedziałam sobie "dość". Po śniadaniu nie zjadłam nic, ani jednego ciasteczka,ani jednej bułki, ani nawet plasterka fantastycznej szynki.Jak mnie ciągnęło, to najpierw piłam wodę 1,2,3 szkalanki, oczywiście nie naraz. Potem zjadłam pomarańczę. Chodziłam dalej na fitness, 3 razy w tygodniu po 60 min.Dużo chodziłam, bo niestety albo "stety" w miejscu, gdzie mieszkam nie ma sensu używanie samochodu. Spaceruję ok 2 km dziennie, z wózkiem z córką, część drogi powrotnej jest solidnie pod górę i do tego karmiłam jeszcze wtedy małą piersią. Powiedziałam sobie, że jak wtedy waga nie drgnie to znaczy, że jest ze mną coś nie tak i pójdę do dietologa.A tak na prawdę, to sama jestem zaskoczona rezultatem.