Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło do odchudzania: głównie względy zdrowotne, a tak w ogóle to zaczynałam w 2009 roku ważąc 163 kg. Instagram: potatocourier

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 93360
Komentarzy: 1581
Założony: 5 września 2011
Ostatni wpis: 12 kwietnia 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
luumu

kobieta, 36 lat, Kraków

168 cm, 106.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 kwietnia 2013 , Komentarze (8)

sukces. nie poznała mnie bibliotekarka, która widzi mnie co najmniej dwa razy w tygodniu. później wypytywała o sekret tak dużego spadku wagi. nie mogła uwierzyć, że osiągnęłam to wszystko sama, nie prowadzona przez dietetyka czy innego specjalistę.

dziś na obiadek rosołek i dwa małe pierogi ruskie. nie lubię robić pierogów. za dużo roboty, za mało jedzenia.

znikam, bo zaraz będzie burza. pozdrawiam słodko.

10 kwietnia 2013 , Komentarze (8)

skąd czyste lenistwo? otóż, żeby nie jeździć do marketu i taszczyć spawek z wodą, postanowiłam sobie kupić 30 butelek wody mineralnej przez internet. w e-sklepie Tesco niestety płatność wyłącznie kartą, której już nie posiadam, bo nie mam stałego przychodu, a bank regularnie mnie okradał z 7 zł miesięcznie za samo posiadanie. więc traciłam rocznie 84 zł. za to w Almie można płacić gotówką i najpóźniej za tydzień zawalę sobie pół kuchni butelkami z wodą. to bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ spawka wody to ponad 9 kg, a na miesiąc potrzebuję pięć takich spawek. dlaczego aż na miesiąc? bo mam złą tendencję przepieprzania całego "kieszonkowego" w góra trzy dni. więc kupuję niepsujące się zapasy na cały miesiąc, a potem jakoś wyłudzam kasę od babci i matki na rzeczy świeże.

menu:
śniadanie: bułka pełnoziarnista z połową wtorkowej roladki obiadowej.
drugie śniadanie: reszta roladki obiadowej, kromka chleba.
obiad: makaron pełnoziarnisty z sosem pomidorowym.
poko: pitny jogurt kokosowy produkcji własnej.

Smoleńsk dzieli Polaków. wczoraj podczas wieczornej rozmowy z Lubym jakoś tak zeszło na katastrofę smoleńską. znam poglądy polityczne Lubego i wiem, że nie przepada za braćmi Kaczyńskimi. ale swą niechęć zamanifestował tak agresywnie, że aż byłam w szoku. kiedy usiłowałam jakoś załagodzić sytuację, ukoić Jego nerwy, nazwał mnie pisówką (WTF?) i że nie spodziewał się tego po mnie. później zrobił mi wykład na temat szkodliwości nacjonalizmu. no i przez resztę wieczoru odnosił się do mnie z wielką rezerwą, wręcz lodowato. 

słonecznego dnia. 

9 kwietnia 2013 , Komentarze (3)

wczoraj przypomniała mi się reklama pewnego telezakupowego specyfiku na odchudzanie, gdzie prowadzący w studiu pokazywali uczestniczkom ile schudły na podstawie chyba smalcu albo jakiegoś innego tłustego produktu odzwierzęcego. standardowa kostka smalcu waży 200 g. więc ja schudłam od sierpnia 2011 roku 200 kostek smalcu. a licząc od września 2009 to 300 kostek. przeraża mnie ta wartość. 

menu na dziś:
śniadanie: jajecznica z dwóch jajek, mała bułeczka pełnoziarnista.
drugie śniadanie: pomarańcza, jogurt naturalny.
obiad: roladka z papryką i sosem musztardowym, kasza jaglana, ogórek świeży.
poko: ciasteczko owsiane, dwa jabłka.

już wiem, że casting zaczyna się 15 kwietnia o 8:30. coraz bardziej się denerwuję. przypominam sobie angielski, szlifuję wymowę, walczę z permanentną chrypką i myślę nad sensownym outfitem. wariuję. 

pozdrawiam radośnie.

7 kwietnia 2013 , Komentarze (5)

ćwierćwiecze swej egzystencji uczciłam wejściem na wagę i "spadnięciem" z niej. 103,9 kg. super. dwucyfrowość się oddala.

ogólnie jest mi smutno. nie tak sobie wyobrażałam ten czas.

a dzisiejszy wieczór spędzę z butelką pepsi light i dwoma sucharkami z rodzynkami.

5 kwietnia 2013 , Komentarze (4)

menu na dziś:
śniadanie: pół bułki arabskiej ze szynką i ogórkiem, kakao, 30 g trocin błonnikowych.
drugie śniadanie: drugie pół bułki wypełnione jabłkami z cynamonem, całość zapieczona.
obiad: makaron kokardki (niestety zwykłe, ale muszę wykończyć zapasy) z brokułami, kalafiorem i kalafiorem romanesco.
poko: miseczka budyniu kokosowego, 10 g trocin.

wczoraj wdepłam do Douglasa w Galerii Krakowskiej, aby zapoznać się z paletą barw kultowych już masełek do ust Revlonu. niestety żaden z dostępnych kolorów nie ujął mnie na tyle, bym zapałała doń miłością pożądliwą. za to ja ujęłam na tyle panią konsultantkę reprezentującą pewną markę aspirującą do bycia marką kosmetyków selektywnych, że zaprosiła mnie na darmowe smarowanie podkładem. najpierw wysmarowała mnie serum rozświetlającym, zachwycając się jednocześnie niebywałą gładkością mojej cery, a potem maźnęła linię żuchwy podkładem w kolorze o numerku 202. zdecydowanie zbyt ciemny. pani konsultantka była ciężko zdziwiona. ja mniej. zostałam zaatakowana podkładem w odcieniu 102. tu już pani konsultantka uznała, że kolor idealnie stapia się z moją cerą. po starannym nałożeniu podkładu zostałam zaprowadzona do lustra i włos mię się zjeżył na głowie. wyglądałam jak panna Skwarelcia, czyli stała bywalczyni solarium. kuźwa, ja rozumiem, że pani konsultantka była zobligowana do jak nalepszej prezentacji produktu. ale na Bora, widząc tę żarówiastą pomarańcz na mojej twarzy zaczęła coś mamrotać o delikatnym ociepleniu cery. grzecznie podziękowałam i od razu poleciałam do łazienki zmyć tapetę. cóż, ciężko być bladziochem w typie Christiny Hendricks, gdzie 9/10 najjaśniejszych podkładów na rynku polskim jest dla mnie za ciemne. a jeśli już znajdę swój ideał, to kosztuje 250 zł.

pozdrawiam słodko.

4 kwietnia 2013 , Komentarze (2)

wczorajsze atrakcje:
śniadanie: 1 i 1/3 kromki chleba pełnoziarnistego z pastą jajeczną, kawka z mlekiem.
drugie śniadanie: 2/3 kromki chleba pełnoziarnistego z pastą jajeczną, filiżanka maślanki.
obiad: szklanka świątecznego żurku z ziemniakami i plastrem kiełbasy lisieckiej.
poko: pomarańcza.

dzisiaj:
śniadanie: kromka białego chleba, 50 g kiełbasy lisieckiej, filiżanka maślanki, kawka z mlekiem.
drugie śniadanie: zapiekane trójkąciki z polenty.
obiad: trójkąciki z polenty z sosem pomidorowym*.
poko: filiżanka maślanki, jabłko.

* miał być też kurczak, ale po rozmrożeniu okazało się, że zamiast polędwiczek rozmroziłam odrzuty - błony, kostki i inne takie. ciekawe, skąd się tam wzięły.

dzisiaj rozpoczęłam projekt "menu". w końcu utworzyłam arkusz w excelu i tam wypisałam dania obiadowe, żeby mieć jakąś możliwość szybkiego wyboru. Luby uważa, że to głupie, choć nie wyjaśnił powodów takiej oceny. ja wiem swoje i czuję, że bardzo mi to pomoże w układaniu tygodniowego menu, bo jak wspomniałam, pomysły na śniadania i poko przychodzą mi bez problemu, a nad obiadami myślę za długo. podzieliłam też te obiady według następujących kryteriów: cena, szybkość przygotowania, obecność mięsa. przy okazji wpisałam również miejsca, gdzie mogę znaleźć przepisy. na razie lista zawiera trzydzieści pozycji i będzie się rozrastać. być może zrobię też taką listę dla innych posiłków.

pozdrawiam fanki i pozostałe Vitalijki.

2 kwietnia 2013 , Komentarze (7)

kupiłam sobie kilo słodkich jabłek i dwie butelki wody mineralnej. no i dwie cytryny. mam jeszcze dwa kiwi i pomarańczkę. mniam.

Luby jest nieszczęśliwy, bo nie zdałam Mu raportu z tuszostanu, jak co wtorek. ale co mam Mu mówić, że przytyłam trzy kilo, jak jeszcze nie pozbyłam się balastu z jelit. dlatego zważę się w przyszłym tygodniu.

po mojej potupanej główce chodzi plan pięcioletni trzymiesięczny. 10 kg mniej w 3 miesiące. szczegóły wkrótce.

pozdrawiam owocowo.

1 kwietnia 2013 , Komentarze (4)

dobra kobieto, koniec użalania się nad sobą. *wymierza sobie siarczyste policzki* bierz się za siebie.
masz zakaz zbliżania się do patery z ciastem. zresztą ona nie istnieje. to tylko projekcja twojego umysłu.
a jutro jesz jabłka. wyłącznie. okrągłe, soczyste, pyszniaste jabłuszka. i zapijasz je wodą mineralną z cytryną. no dobra. możesz jeszcze zjeść kiwi i pomarańczę.

31 marca 2013 , Komentarze (1)

matka zmieniła zdanie i nakupiła tyle jedzenia, że w lodówce się nie mieści. no i pojadłam. 
niby okazja do takiej uczty jest dwa razy w roku (w tym trzy, bo jeszcze komunia Skwarka)...

załamałam się, bo chciałam sobie zrobić prezent urodzinowy i uczcić ćwierćwiecze swej beznadziejnej egzystencji dwucyfrową wagą, ale nie sądzę, by się to udało. jak widać, ostatnio niewiele rzeczy mi wychodzi.

"szefowa" przeniosła rozpoczęcie szkolenia na poniedziałek ósmego kwietnia, bo musi dać czas mym kontrkandydatkom na dojście do siebie po świętach. coraz mniej wierzę w to, że dostanę tę pracę.

wiem, że zrzędzę. ale tak mnie ta pogoda dołuje.
przytulam i pozdrawiam.

27 marca 2013 , Komentarze (2)

tym razem święta będą dietetyczne, gdyż matka zdecydowała, że woli wysłać gremliny na zieloną szkołę, niż wariować z kilkoma sałatkami, kilogramami szynki i potem to wyrzucić, bo i tak tego nie przejemy w siedem osób.
więc ku mojej radości nie będę miała okazji do obżerania się ciastem, sałatkami utopionymi w majonezie i boczkiem.

menu.
śniadanie: dwie parówki wysokiej jakości, trzy łyżki keczupu.
drugie śniadanie: szklanka kefiru 1,5%, płatki błonnikowe 30 g.
obiad: leczo bez mięsa z ryżem brązowym.
poko: pięć mandarynek.