Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło do odchudzania: głównie względy zdrowotne, a tak w ogóle to zaczynałam w 2009 roku ważąc 163 kg. Instagram: potatocourier

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 92573
Komentarzy: 1581
Założony: 5 września 2011
Ostatni wpis: 12 kwietnia 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
luumu

kobieta, 36 lat, Kraków

168 cm, 106.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 marca 2013 , Komentarze (6)

wróciłam z Urzędu Skarbowego kompletnie mokra. płaszcz ocieka do miednicy. skarpetki przemoczone do kostek suszą się na drzwiczkach piecyka. masakra.
okazało się, że jogurtu jest za mało na drugie śniadanie i obiad, więc na drugie śniadanie zjadłam parówkę z sosem czosnkowym.

wczoraj mama przymusiła mnie do robienia serowych oponek. zjadłam kilka (format "na gryza"), a dla jaj zrobiłam zdjęcie trzem półmiskom okrągłych śliczności i wysłałam Lubemu.
odpisał: Pamiętaj, że od oponek robią się oponki. I to 10 razy większe.
Możliwe, ale czasem trzeba zafundować sobie mały grzeszek, niż żeby rzucić dietę w cholerę, bo "ja chcę słodkie". Za to młodzi po wrąbaniu półmiska oponek, talerza mikropączków i wypiciu dwóch litrów Coli, poszli do pokoju po zachomikowane batony i je zjedli. zomg.

no cóż. idę grać. pa.

11 marca 2013 , Komentarze (3)

czyli
+1 kg
i
- 5 cm w brzuchu.

menu na dziś.
śniadanie: mała grahamka z jajkiem na półtwardo i ogórkiem kiszonym.
drugie śniadanie: szklanka jogurtu naturalnego, 10 orzechów laskowych.
obiad: pieczone ziemniaki z rozmarynem, domowy sos czosnkowy.
poko: trzy jabłka.

weekend spędziłam grając z braćmi w GTA IV. oni jeździli, ja strzelałam. i właśnie sobie uświadomiłam, że nie wzięłam płytki z medziem. o ja biedna, nieszczęśliwa.

pozdrawiam.

8 marca 2013 , Komentarze (6)

planowane menu na dziś.
śniadanie: 2/3 grahamki z twarogiem 0% z zieloną cebulką.
drugie śniadanie: 1/3 grahamki z twarogiem 0% z zieloną cebulką.
obiad: makaron pełnoziarnisty z warzywami.
poko: magiczny napój glutkowy.

ostatnio opuściła mnie wena. w wielu sprawach. powieść utknęła w martwym punkcie, nie mogę już wyrywać kartek, bo jestem w drugiej połowie kajetu. Luby wysmażył już epicki poemat opiewający żałosną śmierć generała piechoty wschodniej Pontu, a ja mam tylko dwie linijki.
jednak najgorszy jest brak weny dietetycznej. pomijając już ograniczenia finansowe, nie mam pomysłu na obiadki. oczywiście mogłabym jeść oszukiwany sos boloński na okrągło, ale na tym dieta nie polega. w każdą sobotę w zeszycie notuję planowane menu na cały tydzień. śniadania, drugie śniadania i poko piszę z automatu, a nad obiadami potrafię się zastanawiać nawet godzinę. mimo, iż to tylko cztery obiady, bo staram się gotować na dwa dni.
chyba wypiszę sobie potrawy w excelu, ponumeruję, a potem będę losować.

na jutro mam zaplanowaną "głodówkę" sokową. zaraz idę do marketu po 2 litry soku i butelkę wody mineralnej. wypadałoby, żebym trochę się oczyściła po festiwalu nieskrępowanego obżarstwa u Lubego. wyrzuty sumienia będą mnie gryzły do dwucyfrowości.

pozdrawiam Was serdecznie.

7 marca 2013 , Komentarze (2)

dziękuję Wam za liczne komentarze w sprawie płaszczyka. dziękuję za szczerość i zaangażowanie w dokładne opisanie rzeczy, które się Wam nie podobają.
pozwolę sobie skopiować fragmenty komentarzy i się do nich odnieść.

kolor mało twarzowy (...)
kolor taki nijaki (...)
(...) kolor niezbyt dziwnie leży (...)
inny kolor i bedzie ok ;-)
nooo, w rzeczywistości jest on bardziej nasycony. komórka bardzo zgasiła tą zieleń, a program graficzny nie chciał ująć tego koloru według mojego widzimisię. beżowym trenczom mówię NIE. oczywiście przymierzyłabym czerwony, bo taki mi się marzy, jednakże czerwone były tylko dwa w rozmiarach 38 i 42. czarnych też nie było.

szkoda kasy
(...) 200 zł to wcale nie tak mało
Za tą cenę nie warto.
dostałam dwa kupony, które sprawią, że mogłabym mieć płaszczyk za 159 zł w przypadku pierwszego kuponu lub za 159,20 zł w przypadku drugiego. ale ostatecznie rezygnuję z zakupu. 

wcale nie wygladasz na 100kg! tylko zdecdowanie mniej!
a, dziękuję, dziękuję. jednak waga pokazuje 104 kg (się trochę upasłam u Lubego).

jeszcze raz Wam dziękuję za pomoc.
*******
menu. oczywiście planowane.
śniadanie: bułka pszenna posmarowana musztardą, dwa plastry szynki konserwowej, ćwierć Snickersa.
drugie śniadanie: dwa jabłka.
obiad: "lazania" z polenty.
poko: magiczny napój.
*******
babcia sabotażystka. chyba wielokrotnie o niej wspominałam, również o tym, jak sabotuje moją dietę. ale wczoraj mnie dobiła.
kupiła mi dwa "Sznikersy" (Snickers według babci), położyła koło poduszki z tekstem "masz wnusiu, bo tak marnie wyglądasz". AAAAAAA!!! na szczęście oparłam się pokusie i schowałam bomby kaloryczne do torebki. dzisiaj rano oddałam jednego Skwarkowi, który wspaniałomyślnie dał mi gryza. jutro drugiego dostanie Kopytko.

pozdrawiam słodko.

6 marca 2013 , Komentarze (12)

miałam nie wstawiać zdjęć swojej sylwetki przed osiągnięciem docelowości pośredniej (80 kg), ale pojawił się dylemat, w którym pomożecie mi tylko Wy, kochane Vitalijki.

otóż pojawiło się u mnie wielkie, nieopanowane chciejstwo. poszłam dziś do C&A na rekonesans, ponieważ wczoraj okazało się, że całkowicie zmienili układ i odzież damska jest teraz po tej stronie, co męska, a dziecięca tam, gdzie młodzieżowa i w ogóle. i dziś buszując pomiędzy wieszakami dostrzegłam przepiękne płaszczyki. największy rozmiar to 48 i wzięłam zielony (tylko ten kolor był w tym rozmiarze), żeby przymierzyć. pod spodem miałam tylko cienką koszulkę (zdjęłam golf) i dżinsy.
efekt wygląda tak (w tle podszewka mojego epickiego płaszcza):
babcia powiedziała, że jest trochę (ale tylko trochę - podkreśliła) opięty. ja też tak myślę. 
i teraz się zastanawiam. kupić czy nie kupić? płaszczyk kosztuje niecałe 200 zł. i na pewno na jesień będzie już zbyt luźny. a zależy mi na jakimś sensownym okryciu na wiosnę, ponieważ w tym, co nosiłam w zeszłym roku już tonę, choć to tylko 20 kg różnicy.
pytam Was, bo liczę na obiektywne spojrzenie na tę kwestię.

menu.
śniadanie: szklanka glutka, dwie parówki, kromka chleba, łyżka musztardy.
drugie śniadanie: jabłko.
obiad: szklanka zupy jarzynowej z makaronem, polenta z duszoną cebulą.
poko: jogurt śliwkowy light, magiczny napój.

co to jest szklanka glutka? łyżka siemienia lnianego zalana gorącą wodą i zostawiona na noc. no przy tej ilości wody to raczej lekki żel, ale przyzwyczaiłam się do nazywania tego glutkiem.

wczoraj marzył mi się koktajl malinowy, a dziś chodzi za mną sernik z brzoskwiniami na zimno. mam przepis, muszę tylko popracować nad nim, żeby go odchudzić.

pozdrawiam zielono.

5 marca 2013 , Komentarze (2)

miał być tu wpis, ale przy dodawaniu wyskoczył error 500 i nic nie zostało z mojego elaboratu.
na pocieszenie dodam menu.

brunch: bułka wieloziarnista, dwa jajka na twardo, dwa ogórki kiszone, jabłko. 
obiad: koszta z polenty z sosem pomidorowym.
poko: magiczny napój.

4 marca 2013 , Komentarze (2)

wróciłam. smutno mi, bo A. zobaczę najwcześniej w połowie kwietnia. i jednocześnie się cieszę, bo dłuższy pobyt przy naszej "diecie" zaowocowałby bardzo dużym przyrostem wagi.

piekielny powrót z raju. chciejstwo było tak silne, że kupiłam bilet powrotny w drugiej klasie za 69 zł zamiast za 110 zł w pierwszej. a "zaoszczędzone" pieniądze wydałam na bransoletki i szminkę. wsiadłam do pociągu i w pierwszym wagonie (byłam objuczona bagażami i nie chciało mi się biegać po całym pociągu) był taki układ sił: kobiety poupychane w przedziałach po siedem. a w innych przedziałach śpiący na czterech siedzeniach mężczyźni. w końcu znalazłam w miarę pusty przedział podróżowała nim ekspansywna (zajmowała bagażem i duperelami dziecka sześć foteli) kobieta z dzieckiem i starszy mężczyzna. otworzyłam drzwi, a dziad do mnie, że to przedział dla podróżujących z dzieckiem do lat 4. zajęłam miejsce, mówiąc, że jestem w ciąży (bujda na resorach). dziad był niepocieszony, że mnie nie przepłoszył. w Poznaniu zmieniłam przedział. i całe szczęście, że to zrobiłam, bo dziecko było wyjątkowo upierdliwe, a dziad wyjątkowo agresywny.
ale przez to do Konina siedziałam ściśnięta jak ogór w słoju. w przedziale było siedem osób. za to w Koninie wsiadła dziewczyna tak zlana perfumami Treselle z Avonu (ten zapach poznam zawsze i wszędzie), że zrobiło mi się niedobrze.
w Łodzi zepsuła się lokomotywa i trzeba było czekać pół godziny na nową. i przez to do Krakowa przyjechałam 57 minut później, czyli o 23:49. najbardziej mnie bolał zadek, bo te fotele w drugiej klasie są koszmarnie twarde. 

no i jestem. z moim komputerkiem z szybkim internetem. i moją duńską kampanią w Medieval II Total War. i z normalną dietą.

menu:
brunch: dwa cienkie naleśniki ze szynką.
obiad: naleśnik po meksykańsku.
poko: jogurt naturalny, 10 migdałów.

1 marca 2013 , Komentarze (1)

bez polskich znakow - wybaczcie.

siodmy dzien pobytu u Lubego. jak przewidywalam, do Poznania nie pojechalismy, caly czas gramy w Rome Total War - tym razem ukonczylismy kampanie Kartaginy i Monarchii Seleucydów. z romantycznych spacerow tez nici - ogladamy filmy na dvd i seriale na ipli. zgodnie z zapowiedzia obejrzelismy 300, Aleksandra, Faraona i Potop.
-edit- jeszcze Króla Artura.

Luby sie teraz kapie i drze wnieboglosy. oczywiscie cos Depeche Mode, bo jakzeby inaczej.

jesli chodzi o jedzenie, to lipa. na poczatku A. dbal o moja diete, ale od trzeciego dnia zaczal mie dokarmiac jogurtami, popcornem i czekoladkami. codziennie na sniadanie dostaje czekoladke Delfina P. jedyne, o co dba caly czas to to, zebym nie slodzila za bardzo herbaty i kupuje mi Pepsi light zamiast zwyklej.
wiem, powinnam byc silna. skladam samokrytyke. 

kiedy wroce do Krakowa, napisze wiecej (w poniedzialek). a teraz pozdrawiam i caluje.

22 lutego 2013 , Komentarze (1)

mając do schudnięcia 76 kg nie zastanawiałam się nad czasem czy kosztami. moim problemem była kwestia zwiotczałej i obwisłej skóry.

zdjęć moich fałdek nie będzie, bo nie jestem jeszcze gotowa na taki ekshibicjonizm. dlatego tylko napiszę, jak dbam o skórę, żeby powoli się "wciągała".
moi pomocnicy.
rękawica do masażu z Avonu - ma już 11 lat i nadal świetnie mi służy.
masażer FYB z Rossmanna - własnie nim zrobiłam sobie megakrwiaka na udzie. ale masuję nim nie tylko uda, ale i dolną fałdę brzuszną.
gąbka do masażu z Biedronki - spełnia podobne zadanie jak rękawica.
Alterra, olejek antycellulitowy brzoza i pomarańcza - pierwotnie kupiłam go do pielęgnacji włosów, ale nie polubiły one tego olejku, więc zużywam go do masażu.
Yves Rocher, Minceur Detox, żel wyszczuplający SOS - oczywiście nie wierzę w magiczną moc wyszczuplania, ale kiedy się wchłonie, skóra jest przyjemnie śliska i lepiej się ją masuje dłonią.
Eveline, Slim Extreme 3D, superskoncentrowane serum modelujące do biustu - nie lubię swoich piersi, bo maleją w superszybkim tempie, a skóra wiotczeje jeszcze szybciej, więc kupiłam sobie polecane przez Wizażanki serum. widzę, że skóra rzeczywiście staje się bardziej jędrna, a masaż sprawia, że powoli powoli biust nabiera sensownego kształtu.
Yves Rocher, Riche Créme Omega, intensywnie odżywiające mleczko do ciała - używam zamiast olejku, kiedy potrzebuję po masażu szybko założyć ubranie, a nie czekać, aż olejek się wchłonie.

czynności.
masaż polegający na zdecydowanych, okrężnych ruchach dłońmi po fałdeczkach, zawsze do środka. poklepywanie, podszczypywanie (ale nie za mocno).
prysznic z użyciem naprzemiennego chłodnego i ciepłego strumienia wody, choć to straszne przeżycie, zwłaszcza dla ud.

ważne.
może to kontrowersyjna rada, ale niezwykle skuteczna. chodzi o to, żeby odchudzać się powoli, żeby skóra miała czas się skurczyć.
*******

moje dzisiejsze menu.
brunch: trzy ciasteczka owsiane z żurawiną, kakao, jabłko, kawałek sera żółtego.
obiad: mała pizza bez sera na spodzie z mąki razowej i otrąb owsianych. na wierzchu sos pomidorowy i dwa plastry szynki konserwowej.
poko: mus owocowy z torebki (GoGo squeeZ) oraz dwa ciasteczka owsiane.

a na deser menu na podróż.
jutro o 6:05 mam pociąg do pewnej miejscowości za Poznaniem. na miejscu będę o 13:52. na podróż przygotowałam sobie 8 ciasteczek owsianych z żurawiną (42 kcal / sztuka), mus owocowy (62 kcal / saszetka), około 65 g mieszanki orzechów makadamia, laskowych, nerkowców i suszonej żurawiny (są to elementy z dwóch paczek mieszanek Bakalland UP!, z których wyrzuciłam rodzynki stanowiące po 33% zawartości w obydwu paczkach). do picia woda mineralna Cisowianka Perlage.
wiem, że to trochę mało, ale tradycyjnie Luby będzie próbował mnie nakarmić dużą ilością makaronu z sosem bolońskim.

pozdrawiam gorąco.

20 lutego 2013 , Komentarze (7)

w poniedziałek zmieniłam pasek na 104 kg. dopiero dzisiaj zauważyłam, że schudłam już 38 kg i drugie tyle przede mną. choć niestety wrodzone defetyzm i fatalizm podpowiadają mi, że dopiero teraz będę miała pod górkę. mimo wszystko ogromnie się cieszę. i mogę sobie pozwolić na małe podsumowanie i sprecyzowanie planów na dalsze odchudzanie.

zaczęłam się odchudzać na poważnie gdzieś tak w połowie sierpnia 2011, czyli robię to od 17 miesięcy. schudłam 38 kg, co daje ubytek w zaokrąglonej (nomen omen) postaci 2,24 kg na miesiąc. niby to niewiele (vide imperatyw 4 kg / miesiąc), ale przynajmniej nie zmagam się z efektem jojo i zwiotczałą skórą na brzuchu i udach, co jest również zasługą prawie codziennego masowania fałdek z użyciem olejku antycellulitowego Alterry.
mam za sobą miesiąc protalu (styczeń 2012), który odchudził mnie o 5 kg, ale spowodował problemy z wypróżnianiem się oraz koszmarny ból nerek (nie życzę tego nawet największemu wrogowi). dlatego będę ciągle Wam przypominać, żebyście się nie napalały za bardzo na dietę pana Dukana, który ostatecznie stwierdził, że mężczyźni wolą krągłości.

plany? rowerek treningowy w marcu. ze względu na głupie godziny pracy oraz koszty karnetu i innych Potrzebnych Rzeczy nie mogę pozwolić sobie na chodzenie do klubu fitness, choć zdaję sobie sprawę, że byłoby to dla mnie lepsze. dlatego też w marcu kupię rowerek. już mam upatrzony model.
dietetycznie. na pewno w mojej diecie pojawi się więcej warzyw, choć jestem totalnie mięsożerna i na obiad mi starcza 100 g piersi kurczaka oraz mały kartofelek.

moje dzisiejsze menu.
śniadanie: pół bułki razowej, dwa jajka na półtwardo.
drugie śniadanie: mały jogurt naturalny 2% z garścią płatków kukurydzianych.
obiad: cztery małe klopsiki drobiowe, makaron razowy umazany pesto rosso, mus z groszku i pora.
poko: druga połowa bułki razowej, kakao na mleku 1,5%.

pozdrawiam.