Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem osobą która tak jak Ty chce zmienić swoje nawyki!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 840
Komentarzy: 8
Założony: 7 grudnia 2013
Ostatni wpis: 7 grudnia 2013

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Anna_

kobieta, 32 lat, rzeszów

157 cm, 95.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 grudnia 2013 , Komentarze (8)

Cześć!

Od dłuższego czasu odwiedzam Vitalię. Nawet nie z chęci schudnięcia, ot tak, po prostu. Świetnie się czyta wasze posty - bo głównie odwiedzam pamiętniki, czytam forum z głównej.

Kiedyś już się odchudzałam, miałam nawet tutaj swój pamiętnik. Fenomenalnie mi szło! Jestem z tych którzy jak sobie postanowią to to realizują. I wtedy pomyślałam - łał, chcę zdrowiej się odżywiać. I rzeczywiście, szło mi świetnie! Smaczne, kolorowe potrawy, gotowanie na parze, centymetry ładnie leciały, kilogramy pewnie też choć waga którą miałam mogła okłamać nawet wariograf. Potem zmieniła się moja sytuacja, stwierdziłam że w danym momencie nie odpowiada mi taki styl życia i wróciłam do starych nawyków. Nie były bardzo złe, nie przepadałam za słodyczami - rzadko zdarzało mi się zjeść więcej niż kilka cukierków czy pasek czekolady, chipsów nie jadałam od podstawówki (i nadal nie jadam), generalnie nie pijałam słodzonych napojów, raczej herbatę czy wodę w bardzo dużych ilościach. Jadłam zawsze śniadania, wieczorem też się jakoś specjalnie nie obżerałam (baaardzo rzadko). Byłam dość aktywnym dzieckiem, kiedyś pływałam, tańczyłam, zdarzyły się sztuki walki, wszędzie było mnie pełno, bardzo dużo się śmiałam, wiecie, taki typ radosnej kuleczki. Bo mimo wszystko zawsze byłam grubsza - odstający brzuch, budowa nóg to takie słupki - bardzo szerokie uda, grube kostki, ręce zresztą też takie były, grube nadgarstki i palce, szerokie dłonie. Co poradzić, przysadzista jestem. Ale zawsze wydawało mi się że się akceptują. Tzn, ja wiem że się wtedy akceptowałam. Były przytyki w podstawówce, potem chyba moja pełna figura się spodobała, w każdym razie bardzo dobrze czułam się w swoim ciele.

A potem pojechałam na studia. To już ponad trzy lata w ciągu których bardzo wiele się zmieniło.
Jem całkiem inaczej - zdarza się dwa posiłki dziennie, w tym jeden w godzinach wieczornych, bardzo duży (najczęściej makarony/kasze/ryż - chociaż staram się żeby były pełnoziarniste, ryż brązowy, przewaga kaszy gryczanej nad jęczmienną, czasami wydziwiam (w pozytywnym sensie) z kaszą jaglaną czy kuskusem). Do tego sos - często serowy, zaczęłam też częściej korzystać z sosów z torebki, chociaż do nich zazwyczaj dokrawam jakieś warzywa (marchewka lub cukinia, najczęściej). Często zdarza się bolognese do makaronu, kawałki kurczaka w różnych sosach, do tego (za mało niestety) warzywa. Nawet kilka razy w tygodniu zdarza mi się wędzony łosoś czy inna ryba. Do tego mnóstwo jaj (na tydzień) - jajecznica na szynce, albo cebuli (cebuli zawsze jest dwa, trzy razy więcej niż jajek więc to raczej cebula z jajkiem niż jajko z cebulą).
Generalnie nie jest źle, ale wiem że jem za dużo w jednym posiłku, do tego za późno.
I od czasu pierwszej sesji jem stanowczo za dużo czekolady. Zawsze milka czekoladowa, czasem z orzechami. Nie bawię się z ciastkami, i innymi słodyczami, ale ta czekolada towarzyszy mi stanowczo za często.

Co innego się zmieniło? Prócz dwóch semestrów w-fu które już minęły brakuje mi aktywności fizycznej. Dużo nauki, dużo siedzenia w necie - prowadzę teraz żenująco siedzący tryb życia.

Jak napisałam - jak chcę to potrafię. Ale ja nie chciałam! Bo zawsze było mi dobrze w moim ciele. Tylko nagle spostrzegłam że brzuch to nie tylko ten tłuszcz na dole który chowałam za wysokim stanem. Teraz mam mnóstwo tłuszczu od piersi do talii! Kiedy to się stało? Jak to się stało? No ludzie! Zaczęło się na pierwszym roku, apogeum miało miejsce w ubiegłym semestrze. Wyobraźcie sobie - nie było już w-fu, niby uczyłam się do sesji, nie wstawałam od biurka i nagle w przeciągu trzech miesięcy przytyłam ponad 15 kilo (tak na oko). No ludzie, pierwszy raz w życiu puchły mi stopy! Buty były za małe, czułam się okropnie. Przecież tak szczyciłam się tym że - mimo że grubiutka - to wagę mam niezmienną od lat, że te 75 kg to takie akurat dla mnie (mój wzrost to niecałe 160 cm, ale naprawdę nie wyglądałam źle. Byłam bardzo nabita, poza tym mam bardzo rozbudowane mięśnie. Oczywiście miałam nadwagę i jej świadomość, ale moje wyniki krwi były perfekcyjne, poza tym mój wygląd też nie wskazywał na tyle. Jedyne co mi się nie podobało to grube łydki i ramiona, reszta była akceptowalna. A, i za mały biust w stosunku do masy ciała. Nadal się martwię, bo biust mam ekstra, co będzie jak schudnę i zniknie? :( )
I wtedy przyszło orzeźwienie. Przyszły wakacje, ruszałam się sporo, waga zeszła o jakieś 5 -9 kg. Czułam się już dużo lepiej chociaż nadal miałam nadmiar tłuszczu (ta talia, wewnętrzna strona ud, ramiona...). Znowu zaczął się semestr. Bardzo zaangażowałam się w życie studenckie, mam sporo pracy na uczelnię, i jakoś... znowu się zaczęło.

Co do tematu. Tak sobie czytałam o tych kcal na forum. Zawsze uważałam że kcal jak kcal, zależy co jem. Nigdy nie miałam wyrzutów sumienia z powodu talerza warzyw czy nawet owoców. Dobra pieczeń, świetnie przygotowane mięso - cudownie. Ale opychanie się chlebem? Puste kalorie? Nic "racjonalnego" przez cały dzień? No dzisiaj tak zrobiłam. Można nawet powiedzieć że jadłam z nudów. Ludzie, tyle pracy a ja z nudów jadłam. Może stres trochę to pogłębił, pewnie tak. Ale z ciekawości weszłam na "ilewazy" żeby tak dla siebie się zorientować. I muszę wam powiedzieć że jestem w ciężkim szoku. Bo wiecie ile zjadłam?

Plus minus 4 387 kcal.

Jak ja to zobaczyłam... Znowu czuję przełom. Znowu chcę. I wiem że jak ktoś będzie patrzył to będzie lepiej. Więc proszę o pomoc. O wsparcie. O świadomość że jest ktoś kto w razie czego kopnie mnie w tyłek. Albo pochwali za stracony kilogram. Powie jeśli będę robiła coś głupiego i ustawi mnie do pionu jeśli stwierdzę że jednak już dość.

Potrzebuję wsparcia. Czy mogę na Ciebie liczyć?