Obiecałam sobie, że do końca tygodnia już nie dopuszczę do napadu (zostały 3 dni a póki co w każdy dzień od początku tygodnia mam wpadki...), bo chcę widzieć efekty na wadze w poniedziałek. Wiem, że mnie to zmotywuje, zmobilizuje, ucieszy i poprawi nastrój i w jakimś sensie wymaże z pamięci moje napady, po których mam doła.
Zaczęłam więc spacerkiem do Biedronki (trochę podbiegłam), gdzie kupiłam produkty na zdrowe dieteyczne śniadanko. Po powrocie zjadłam kromkę chleba pełne ziarno i białym serkiem granulowanym i grubym plastrem pomidora. Do tego zjadłam połowę pomarańczy.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moja dieta steruje moim życiem. Wzięłam dzisiaj nawet dzień na żądanie w pracy, bo chciałam się jakoś doprowadzić do porządku po napadach. Poza tym boję się, że znowu bym się objadała w pracy ze stresu tak jak wczoraj. Zaczęło się właśnie w pracy... Postanowiłam, że zrobię sobie dzisiaj wolne, zaliczę 3 zajęcia fitness. Nie wiem, czy uda mi się zaliczyć wszystkie 3, które zaplanowałam, ale najważniejsze jest dla mnie dzisiaj to, abym nie miała napadu, nie jadła słodyczy, jadła regularnie, zdrowo i w małych ilościach, bo chcę w poniedziałek być zadowolona z wyniku na wadze.
O 10:00 idę na stretching. Czuję, że mi tego bardzo brakuje. Muszę porozciągać wszystkie mięśnie.
Tak naprawdę planuję wszystko z chwili na chwilę. To tak jak z moimi napadami. W jednej chwili mogę być w skowronkach i cieszyć się z tego, ile już schudłam, a zaraz mam atak, bo nagle łapię doła.
Powodzenia Dziewczyny w dzisiejszym dniu!