Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chciałabym osiągnąć wymarzone 58 kg.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2597
Komentarzy: 9
Założony: 7 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 11 maja 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kkasia12345

kobieta, 25 lat, Kraków

167 cm, 62.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 maja 2017 , Komentarze (4)

Cześć!

Pojęcia nie mam, co stało się po kolei - z moim ruchem, a następnie z moją dietą w ostatnich dwóch tygodniach. Mam wrażenie, że runęło wszystko jak domek z kart. I zastanawiam się, czy istotnie jest źle, czy tylko przesadzam? Pora zrobić mały rachunek sumienia. Wszystko zaczęło się od beznadziejnej pogody. Moje regularne (co dwa dni) bieganie wyjechało na wakacje. Efekt? Raz, dwa nie poszłam biegać i się posypało. W ostatnich dwóch tygodniach mam tylko dwa treningi (a powinno być jakieś siedem)... Smutno mi strasznie. 

A potem poszła dieta. Ze względu na wyjazd jedna pizza, potem rodzinne spotkanie druga pizza plus ciasta, kilka dni później wyjście z przyjacielem, również do pizzerii... I ten właśnie przyjaciel powiedział, że nie muszę się odchudzać - "nie jestem ani zbytza chuda, ani gruba, w sam raz"'. Oczywiście miło się zrobiło na sercu :) Ale jednocześnie poziom motywacji spadł na łeb na szyję. Teraz sobie uświadomiłam jedną rzecz - nie muszę schudnąć. Ale CHCĘ. Chcę wyglądać wreszcie jak zawsze pragnęłam. I tego lata wreszcie z uśmiechem założyć na plażę strój kąpielowy, czując się dobrze sama ze sobą.

Także z tego wszystkiego wróciłam do jedzenia słodyczy. Jeden moment zawahania, stwierdzenie że "już i tak wygladam dobrze" i już pochłonięty rożek, dwa ciastka i linijka czekolady. Słodycze wciągają. Już zapomniałam, jak bardzo. Lodów przez ten tydzień też było dużo.

Moja silna wolna naprawdę ostatnio bardzo zmalała. Jeszcze miesiąc/dwa temu byłam mega zmotywowana i bez żadnych emocji, z kamienną twarzą odmawiałam każdego ciasteczka, ciasta, czy czekoladki. Ostatnio z tym bardzo ciężko. Szczególnie, gdy jest ciepło i gdy chodzi o lody. 

W zasadzie wszystko okaże się 13-tego. W kwietniu (13 kwietnia)  waga pokazała 62 kg. Jestem ciekawa, czy ostatecznie udało mi się przez ten miesiąc coś zrzucić. W planach było zejście poniżej 61 kg, ale właściwoe będę się cieszyć jak okaże się nawet o 0,1 kg.

Proszę, wesprzyjcie jakąś porcją motywacji. Jeśli chodzi o ruch to jakoś to będzie - wyjęłam z piwnicy rower, biegałam wczoraj, zaczyna mi się liga, także tenisa będzie dużo. Ale dieta, dieta i jeszcze raz dieta! :( Jak się nie dać???

30 kwietnia 2017 , Komentarze (2)

Dobry dobry!  (ninja)

Czas zrobić podsumowanie tygodnia!

1) Ruch - Czynnikiem mającym największy wpływ na ten punkt programu okazała się pogoda. Pogoda zniszczyła wszystkie "biegarskie" plany. Oczywiście można było założyć sportowe buty i z głową pełną motywacji porwać się na przebieżki w deszczu, ale tym razem mój zapał sportowy nie osiągnął aż takich rozmiarów. W rezultacie przez cały tydzień biegać poszłam tylko jeden raz - dzisiaj - kiedy to pogoda miała wreszcie do zaoferowania nieco więcej niż tylko deszcz, śnieg i grad. Przeszłam się za to do Fitness clubu, gdzie trafiłam akurat na tabatę. "Czemu nie?" - pomyślałam - "Dlaczego miałabym nie dać rady?". I dałam! Tabata wcale nie okazała się taka zła, a satysfakcja po treningu bardzo duża. Wniosek? Wpisuję w grafik na przyszły tydzień. Definitywnie! Trzecia forma ruchu tego tygodnia to to, co sprawia mi największą przyjemność. To, na co nareszcie znalazłam czas. To, co kocham. Czyli tenis! Wreszcie udało mi się trochę w ten weekend pograć i stwierdziłam, że pomimo kilkumiesięcznej przerwy, z moją grą wcale nie jest tak źle. Jest dobrze! I jak na tydzień pełen deszczu moja aktywność była okej. Jestem zadowolona :)

SUMA: 1 x bieganie,  1 x fitness,  1 x tenis

2) Jedzenie - Tu już tak różowo nie jest. Ten tydzień zdecydowanie nie zalicza się do tych bezsłodyczowych i cóż, specjalnie dumna z siebie nie jestem. Zdecydowałam się powrócić do zapisywania kalorii (tu używam appki/strony FatSecret, którą sredecznie polecam) - coby mieć ponownie ogląd na to co jem, jak jem, ile jem. Trzymałam się 1800 kalorii dziennie, co wydaje mi się być idealną liczbą dla mnie. Jem normalnie i zdrowo, a przy tym powoli chudnę - czyli dokładnie to, o co mi chodzi. Jest tylko jedno ale. A nawet dwa. Pierwsze - w pewien środowy wieczór, stwierdzając że od czasu do czasu można sobie pozwolić na kostkę gorzkiej czekolady zjadłam takową. Na tym się jednak nie skończyło. Potem drugą. Trzecią. A potem, że była to czekolady gorzkiej końcówka, otworzyłam drugą - kokosową. I kostka po kostce poleciałam, zatrzymując się gdy w opakowaniu została jedna linijka. Cóż, nie byłam potem z siebie zadowolona. Ale mówi się trudno. I żyje się dalej :-) A drugie ALE to piątkowe popołudnie. Zimno, mokro, ulice całe w deszczu, perspektywa półtora tygodnia wolnego i znajoma, zapraszająca na ciacho do cukierni. Zjadłam więc kremówkę i wypiłam gorącą czekoladę, spędzając czas na pogaduszkach. Ehhh. :-)  Także dieta - 2/10!

3) Plany:

Plany na ten tydzień to 

(puchar) 1) Przede wszystkim nie polecieć już z żadnymi słodyczami. Czyli zachować umiar - jeden lód i kilka kostek gorzkiej czekolady - max. Zdrowe jedzonko - 1800 kcal.

(puchar) 2) Przynajmniej jeden meczyk w tenisa! Czas powrócić do zapomnianej pasji :)

(puchar) 3) Fitness - tabata x1

(puchar) 4) Bieganie/rower w zależności od pogody, ale tak przynajmniej raz :)

(puchar) 5) Zrobić wreszcie dietetyczną nutellę!

Trzymajcie kciuki! ;)

24 kwietnia 2017 , Komentarze (3)

Aaaaa, to jest właśnie  prawdziwe szczęście!

Dzisiaj dzień bez treningu, dzień bez ćwiczeń, dzień odpoczynku. Właściwie to tego odpoczynku aż za dużo, czuję się tak bardzo  zasiedziana w domu. Ale nauka była, dużo nauki. I nowe doświadczenia. I kilka ciasteczek rano. A wieczorem ONA. Tak kusząco leżała na stole, błyszcząc swoim niebieskim sreberkiem. Kusząc mlecznym kremem. Nie sposób było oprzeć się jej wołaniu. Nawet nie próbowałam się jej przeciwstawiać. Czasem jest tak, że trzeba zjeść coś słodkiego. Czasem warto zjeść coś słodkiego. Dla tych kilku minut szczęścia, naprawdę warto, szczególnie na diecie :)

Nie trzymałam się dzisiaj diety tak jak powinnam. Kaloryczność oscyluje pewnie leniwie w granicach zapotrzebowania energetycznego. Ale jestem z siebie dumna :) Zjadłam cztery kosteczki i koniec. Już nie zapycham się, słodyczami, ale jem jak normalny człowiek. Jestem szczęśliwa. Na bezsłodyczowe dni przyjdzie pora i następny tydzień zapewne taki będzie. Ale czasem TRZEBA. Co by nie popełnić drugi raz tego samego błędu i nie rzucić się na słodycze.

A jutro bieganko. I meczyk tenisowy się szykuje. Jest super :) Byle do 13-tego!