Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie jestem tu pierwszy raz, ale mam nadzieje, że ostatni :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2144
Komentarzy: 15
Założony: 5 września 2016
Ostatni wpis: 22 lutego 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Korposzczur

kobieta, 31 lat, Wrocław

164 cm, 80.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 lutego 2018 , Komentarze (7)

Cześć :) 

Dwa dni temu minęły pełne dwa miesiące odkąd postanowiłam zostać najlepszą dupa w mieście i myślę, że idzie mi całkiem dobrze... W końcu jest mnie mniej o 10,90kg!!! :) 
Dla mnie to wynik meega, cieszę się bardzo i jestem sama z siebie dumna :) 
Mam bardzo burzliwy okres w życiu i nie zawsze czas na to, żeby gotować fit posileczki wiec muszę walczyć z jedzeniem na mieście i td :) Nie zawsze też znajduję czas na ćwiczenia bo na przykład od dokładnie tygodnia - czyli zeszłego czwartku wychodziłam z domu najpóźniej przed 9 rano a najwcześniej wracałam o 23. a rekordowo po 1. Wybaczcie ale wtedy cóż myśli się tylko o tym, żeby wziąć prysznic i walnąć się do łóżka szczególnie jak na drugi dzień wstaje się o 6 czy 7... Chociaż coś za coś, na tyłku nie siedzę tylko latam jak opętana wiec kalorsy się palą w inny sposób :)  Ale można? Można! 

Przecież zamiast złapać maka na mieście można zjeść rybkę czy coś w ten deseń, złapać zielony koktajl w biegu czy coś... 

Ćwiczyć jednak ćwiczę, wychodząc z domu jak tylko wiem, że jest szansa, że uda mi się pomiędzy księgowa, kursem na prawko czy grafikiem wskoczyć na godzinkę na zumbę to biorę strój i latam z tą torbą po mieście. Często to jedna godzina w całym dniu przy której mogę się odstresować wiec to uwielbiam. Brakuje mi w tym regularności ale no cóż... zakładam własnie firmę - sklep stacjonarny i internetowy mam na głowie masę rzeczy, remont lokalu, zakupy, papiery. Łatam grafik jak tylko mogę :) 

Łapcie małe foto porównanie - wiem jeszcze jestem zalana tłuszczem jak wieloryb czy coś ale prawie 11 kg na minusie w dwa miechy daje mi porządnego kopa, żeby iść po więcej! :)  Jeszcze ten brzuszek będzie płaski, oj będzie :)
Trochę inna pozycja ale coś tam widać :) 

Czyli 1/3 za mną - lecę dalej bo wiele pracy nadal mnie czeka. Ale wiem, że warto - juz te 10 kg niewyobrażalnie poprawiły moje samopoczucie, już o wiele lepiej się czuje jak tyle tłuszczu mniej wylewa się z różnych rzeczy. Ogromy uśmiech wywołuje u mnie moment jak ktoś zauważa, ze schudłam. Warto, oj warto ;) 

PS: już za momencik będzie siódemka z przodu - fiu fiu dawno się nie widziałyśmy stęskniłam się ale nie na tyle, żeby została na długo - będę mocno dążyć do zamiany jej na 6stkę - tej koleżanki to już w ogóle nie widziałam juz ze 4 lata :) 

14 lutego 2018 , Komentarze (3)

Ola Seniority! :) 

Piszę do Was pałaszując te o to śniadanko jako świeżo uwolniona od sideł korporacji, walcząca o lepszą sylwetkę i lepsze życie kobieta: 


(jajecznica z dwóch jajec z cebulką i pieczarkami posypana prażona dynia, słonecznikiem i szczypiorkiem z ciemnym chlebkiem) 

W poniedziałek pożegnałam się ze swoją pracą i ... z pracą na etacie głęboko w to wierzę, że raz na zawsze. Emocje które mną w tym dniu targały są nie do opisania. Byłam bardzo przywiązana do mojej firmy a jeszcze bardziej do zespołu którym zarządzałam przez prawie dwa lata. Z resztą składał się on w 70% z ludzi którzy przeszli za mną z poprzedniej firmy więc pracowaliśmy razem znacznie więcej. 
Nie obyło się więc bez łez, wzruszenia i innych rzeczy totalnie nie w moim stylu ckliwych zachowań. Dostałam też cudowne prezenty którymi niestety nie mogę się podzielić bo są to np: zdjęcie składające się ze zdjęć członków mojego zespołu trzymających kartki składających się w napis "Kochamy Cię Madzia", Skórzany notes i długopis z grawerem, wino i piękne kwiaty. 

Z dietowo - treningowego pola bitwy melduję, że idzie cudownie! Wpadek dietowych nie ma i nawet trochę mnie do żadnych nie kusi. Od kilku dni nawet wszem i wobec bezczelnie twierdzę, że to już moment w którym na tyle zmieniły mi się nawyki żywieniowe, że nie mam o co się martwić. Bo poważnie zachcianek na cokolwiek zero. No ale ja miałam łatwiej bo nigdy nie byłam fanką słodyczy :) Z rzeczy "nielegalnych" ewentualnie wolałam słone przekąski typu chipsy i td ale nawet i na to ochoty nie mam. Alkoholu też nie piję i nawet mi się nie chce. A swojego czasu to wpadało coś co weekendzik a jak wiemy to ładnie w boczki idzie :) 

W poprzednim tygodniu 3 razy zumba raz Mel B w domu różne ćwicznia łącznie 55 min. Łażę ile mogę, tańczę w domu jak wariatka ale to akurat robiłam zawsze :) Mam cholernie dużo mocy - jak ktoś chce to pożyczę. 

Szykuje się dużo pracy więc nie wiem jak ja to ogarnę - wszak otwieram na raz firmę, robię przyśpieszony kurs prawa jazdy, dietuje, mieszkam i żyję sama, ćwiczę i jeszcze przy tym wszystkim mam zamiar nie zwariować. 

Uda się, nie mam wątpiliwości! 
Uciekam robić leczo i na zumbę pokręcić tłuszczykiem.
Za 6 dni mija dwa miechy odchudzania i coś czuję ,że magiczna dyszka zostanie przekroczona a może i ujrzę 7 z przodu - mam nadzieję bo z koleżanką "7" nie widziałyśmy się od ponad roku i baaardzo się za nią stęskniłam ;) 

Miłego dnia życzę! 

6 lutego 2018 , Komentarze (2)

Nie dziś, popłakałam się na środku ulicy w ubiegłą środę. 

W ubiegłą środę dla przypomnienia ostatni dzień stycznia miałam wolne (cały wolny ubiegły tydzień) ale napisałam maila do przełożonej z prośbą o spotkanie, odpaliłam worda, napisałam kilka słów, CTRL+P i dzida do firmy. 
Na wejściu myślałam, że zemdleję, idąc pod jej gabinet (cudowna Kobieta więc nie stres przed nią) nogi miałam jak z waty i autentycznie jakieś przynajmniej 5 min stałam pod drzwiami udając - tak udając, że grzebie coś to w telefonie to w torebce bo bałam się wejść a na ogół jestem osobą cholernie odważną. Ok, weszłam i zrobiłam to. 

Złożyłam wypowiedzenie! 
Szczegóły pomińmy, wytłumaczyłam, że to nie kwestia tego, że nie chce pracować w tej konkretnej firmie bo na prawdę ona jako przełożona jest i była cudowna i zespól którym zarządzam i sama zbudowałam to cudowni ludzie ale mam dość korpo i rzucam korpo i pracę "na kogoś" a nie tą konkretną  firmę. Ku mojemu zdziwieniu po rozmowie wykorzystuje własnie resztki urlopu z poprzedniego roku a do końca okresu wypowiedzenia będę zwolniona z obowiązku świadczenia pracy z pewnego powodu - więc mam płatne wolne co mi się bardzo przyda. Zespół jeszcze nie wie, dowie się jak wrócę ale mam nadzieje, że zaakceptują moją decyzję. 

Dlaczego się popłakałam? 
Bo jak wyszłam to uświadomiłam sobie, że spełniam własnie największe swoje marzenie i otwieram swoją własną działalność przed 25 rokiem życia, jeden ze swoich życiowych celów. Od dziecka - chociaż nie wiem skąd mi się to wzięło powtarzałam, że będę na swoim. Więc jak wyszłam z firmy i uświadomiłam sobie, że już za miesiąc będę właścicielką firmy, swojej marki, że spełnię swoje tak duże marzenie, że podejmę się tak dużego wyzwania ile pracy mnie czeka ogarnęła mnie taka euforia i satysfakcja, że popłakałam się ze szczęścia i głęboko w powarzaniu miałam ludzi którzy patrzyli na mnie jak na wariatkę! I ten stan trzyma mnie do teraz... Chociaż załatwiania spraw, robienia zamówień, spotkań z ksiegowymi, grafikami, informatykami i innymi jest tyle, że nie wiem w co ręce włożyć to jaram się okropnie! 

Ale to dobre dla mojego odchudzania bo z niego nie rezygnuję... robienie po ponad 14 km dziennie na nogach na pewno dobrze wpłynie na spalanie tłuszczyku :P 

A i w takim dniu jak wczoraj gdzie jak widać po aktywności od samego rana do wieczora biegałam jak oparzona po mieście i zalatwiałam stos spraw znalazłam godzinkę o 18, żeby wyskoczyć podensić na zumbie. 

Muszę przecież być szczuplutką bizneswoman! :D 

Jestem szczęśliwa! 

20 stycznia 2018 , Komentarze (2)

Jabadabadabadooooooo!!! 

-6,4! kg - 12cm w talii 

Dla mnie to bardzo dużo biorąc pod uwagę, ze "odchudzanie" zaczęłam w okresie którego wszystkie z nas najbardziej się boją - czyli święta, dużo wolnego, sylwester i td. I o ile w święta nie zajadałam się jakoś szczególnie bo to nie są potrawy za którymi szaleję to np: w sylwstra i w nowy rok miałam totalny cheat day i nie oszczędzałam się z przekąskami, sałatkami i whisky z colą czy piwem. A jednak -6,4 kg jest! 
Innych wymiarów niestety nie znam - zebrałam je dopiero tydzień temu czyli w trakcie i bede teraz sukcesywnie zbierać co tydzień :) 
Wiem, wiem na początku leci szybciej, szczególnie przy takiej wadze, ble ble bleeeee... Ale ja i tak się jaram!! :D 

No jaram się mega - tańce radości były od rana :) Cieszę się podwójnie bo odkąd "dietuję" to dla mnie czysta przyjemność, mega zajawka. No i z dnia na dzień jestem coraz bardziej świadoma, nabywam coraz więcej wiedzy będzie tylko lepiej! 

Trzymajcie za mnie kciuki, ja piję koktail i lecę do Babci zaliczyć lekki falstart jeśli chodzi chodzi o Dzień Babci bo jutro z różnych przyczyn być u niej nie będę mogła. 

W takie dni jak dzisiaj nabieram jeszcze większej pewności z rogalikiem na pyszczku, że mój autorski projekt "od świni do bikini" zakończy się mega powodzeniem a ja będę tu świętować swoje - 30 kg! :) 

Śniadanko: 
Szpinak z feta, pieczarkami i wędzonym tofu zapiekany pod jajeczkami z prażonymi dynią i słonecznikiem :) 

17 stycznia 2018 , Skomentuj

No idzie wyobrnie! 

Zgodnie z obietnicą złożoną samej sobie i Wam tutaj w poniedziałek zważyłam się i dokłandnie wymierzyłam. Wiec mogę powiedzieć, że oficjalnie zaczynam prowadzić statystyki i będę je tu regularnie wrzucać: 

W tym tygodniu oczywiście bez porównania ile czego ubyło bo nie ma do czego porównywać - nie wiem ile miałam cm gdzie ostatnio :) wiem, ze w grudniu jeszcze ważyłam, wiem powtórzę się ale serce mnie boli jak o tym pomyślę 91kg! 

Idzie mi cudownie - to nie moja pierwsze podejście do odchudzania tylko jakieś 113424243. Chociaż właśnie ja teraz się nie odchudzam - ja teraz zmieniam swoje CAŁE życie. Może dlatego zero stresu, zero pokus, grzeszków ani zupełnie nic. 

Proces cały będę opisywać po troszkę - nie chcę zasypywać tu wszystkich treścią ale przechodzę całkowitą przemianę. Aktualnie nie mam czasu podrapać się po tyłku. Praca na cały etat w korporacji, życie i mieszkanie solo czyli nawet tak przyziemne rzeczy jak zakupy, pranie, sprzątanie, gotowanie i inne duperele no i coś co absorbuje cały mój wolny czas czyli rozkręcanie firmy - dzień w dzień uzupełnianie wiedzy, raportowanie, siedzenie z nosem w przepisach, ustawach, księgowosci i td czasem do 3 gdzie trzeba wstać o 6...  plus zmiana nawyków to co nas łączy to dużo jak na jedną młodą babeczkę ale... jara mnie to! Kocham mieć na głowie tyle, że muszę kombinować co jak i kiedy, żeby dać radę a później siadać zmęczona na kanapie i mówić sama do siebie albo krzyczeć do całego świata "Stara dałaś radę!" 

I tak będzie z drogą o wymarzoną figurę. 
Skąd ta pewność? 

Bo w końcu dorosłam do zmiany podejścia, myślenia o tym całym "odchudzaniu". 
Dorosłam do tego, ze to nie o "odchudzanie" chodzi tylko o zmianę stylu życia. Dorosłam do tego, że nie muszę się bać żyć, jeść, pić inaczej niż mnie uczono.Dorosłam do tego, że MOGĘ I CHCĘ sama wyrobić sobie inne nawyki żywieniowe niż wyniosłam z domu i niż mają wszyscy ludzie, znajomi w okół. 

Będzie się działo ;) 2018 to zdecydowanie mój rok! 
Dziś lecę na pierwszą zumbę czyli wracam na siłkę i fitnessy :) 
Będą się tłuszcze spalały :D 

Śniadanko: 

Mix sałat z tuńczkiem, oliwkami, prażonym słonecznikiem, dynia i kiełkami i kotlecik warzywny ze szpinaku i brokuła z mozarella :) 

14 stycznia 2018 , Komentarze (1)

Cześć! :) 

Podoba mi się to hasło z tytułu, ba nawet od wczoraj stało się hasłem przewodnim mojego odchudzanka ;) Wpadło mi do głowy podczas spaceru na który wybrałam się, żeby na świeżym, mroźnym powietrzu z dobrą muzyką na uszach opracować kolejne detale misternego planu wywrócenia swojego życia do góry nogami.

Domyślam się, ze ten post pisze "dla siebie" bo mam małą rzeszę znajomych jeszcze tu ale liczę na to, że grono się powiększy bo mam zamiar być tu stałym bywalcem. Wiem też z autopsji, ze wtedy wiele osób lubi wracać "do korzeni"  czyli do pierwszych postów (miałam już tu kiedyś konto - wiele z Was kojarzę po loginach nadal :P). 

Jaki jest plan? Ten związany z odchudzaniem rzecz jasna! 
Waga na pasku "od czapy" jest dana czy to 60 kg? Nie wiem.
Może 56, może 64... Mam się czuć, mega dobrze, seksownie (a to w sumie nawet w ciele słonia... :P) i ZDROWO. Więc obserwaca, obserwacja, obserwacja.

Przygodę zaczęłam 20.12.2017 z wagą UWAGA: 

91KG!!! 

Różne postacie słonia już przybierałam, różne wachania wagi miałam ale... 9 z przodu jeszcze nie było. Więc decyzja była jasna - nie przechodze na dietę: 

ZMIENIAM SWOJE ŻYCIE!
i tu nie chodzi tylko o odchudzanie tylko o rzucenie korpo i inne rewolucje ale o tym innym razem ;) 


Tak o to piszę do Was post po 25 dniach ważąc już 86,2kg w podczas okresu gdzie jeszcze nie zaczęłam ćwiczyć i warto nadmienić, że zgubiłam te 5 kg w trakcie okresu świąteczno sylwestrowego bez większych wyrzeczeń. 


Właśnie jak na korposzczura przystało tworzę automaty w excelu które będą liczyć moje postępy i startuję "na prawdę" od jutra. I to nie dla tego, że to poniedziałek i nie, że od jutra bo "od jutra". Mam okres a jak wiecie ważymy troszkę więcej wtedy - przynajmniej u mnie wtedy jest okolo 1 do 2 kg na plusie więc nie chciałam sama siebie oszukiwać "wooow schudłam więcej" tylko zacząć pomiary "na sucho" już po :)  Tak na prawdę dietuję juz chwilę ale teraz zaczynam zapisywać, zumbować, brzuszkować i dzielić się tym z Wami! :) 

Jeśli chcesz wspierać się, czasem podpatrzeć fotomenu, zdjęcia postępów, czerpać humor, wiedzę, cieszyć się z moich sukcesów i pomagać w cięższych chwilach i jeszcze raz czerpać humor - ślij zapro! :) Bo będę i wrzcać przepisy, ciekawostki i wszystko inne. 

a tymczasem... spadam jeść :)