Wczoraj na basenie dawałam z siebie dużo, może nie wszystko, ale naprawdę dużo. Przedramiona wysiadały, staw biodrowy także, dlatego nie było maksa. Już wczoraj czułam mięśnie siądźki ( Wańkowicz się kłania), dziś doszły zakwasy w nogach. Przynajmniej wiem, że się ruszałam. Kupiłam karnet na miesiąc, na 6 wejść, w tym tygodniu zaliczyć muszę 3 wejścia, aby od poniedziałku uczestniczyć tylko raz w tygodniu, bo środy mam tańce, a w piątek pilates. Po basenie był jeszcze spacer , bo tak ładnie , biało było. A dziś jeszcze ładniej nad morzem. Prześwituje słońce, Hel widoczny na horyzoncie wygląda jak zawieszony w powietrzu. Jest lekki mrozik śnieg się lepi, można robić kule śniegowe i się rzucać. Skończyłam wczoraj czytać kolejną książkę Carofiglio, pt:"Z zamkniętymi oczami" Lubię tę prozę i już. Tyle w niej spostrzeżeń i przemyśleń trafiających do mnie. Wieczorem zrobiłam krupnik, bo rozmroziłam niechcący kawałek szyj gęsiej. W Lidlu dziś kupiłam steki wołowe, zrobię prawdziwą ucztę, a co tam ! Będzie krupnik, stek pół krwisty, bataty, mix sałat i kieliszek wina rioja. Tak niewiele jadam mięsa innego niż drób, trochę odstępstwa się przyda. Wczoraj przypomnieliśmy sobie z mężem dawne piosenki studenckie, m. in. Ragazzo da Napoli, Maleńka moja. Śpiewaliśmy oboje z zaangażowaniem szczególnie te włoskie frazy. Kiedyś teksty były istotne, odchodzą w niepamięć coraz bardziej, ale i mistrzów jak Przybora, Osiecka, Młynarski , nikt nie zastąpi. Jeden Jacek Cygan to za mało.