Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3997
Komentarzy: 79
Założony: 24 czerwca 2017
Ostatni wpis: 5 lipca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
setsu

mężczyzna, 27 lat,

170 cm, 67.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

5 lipca 2017 , Komentarze (12)

Hej :). Tak jak wspominałem we wcześniejszym poście, miałem zamiar rozpisać się dzisiaj na temat aktywności fizycznej - mojej i ogólnie. Jednak stwierdziłem, że uzbierało mi się bardzo dużo informacji na temat jedzenia, którymi chciałbym się z Wami podzielić.

Zacznę od babeczek. Oto i one, tadam:

Wykonałem je zgodnie z przepisem, który podałem w ostatnim poście, zamieniłem tylko kefir/maślankę na jogurt naturalny, ponieważ akurat to miałem pod ręką ;). Nie miałbym do nich zastrzeżeń, gdyby nie fakt, że trochę się nie dopiekły. Trzymałem je w sumie jakieś 40 - 45 minut w prodiżu, więc spokojnie po takim czasie powinny być gotowe.
Jeśli będę robić je ponownie, z pewnością zmodyfikuję trochę przepis. Pierwszy raz robiłem wypiek w stu procentach z mąki pełnoziarnistej i nie jestem do końca zadowolony. Zostanę jednak przy proporcji 1:1 mąki zwykłej i pełnoziarnistej + otręby. Z takiej mieszanki wychodzą mi najpyszniejsze naleśniki i wszystkie inne cuda niewidy. :p Mimo tego babeczki są smaczne.

Wczoraj na śniadanie zjadłem również awokado. Stwierdziłem, że jego smak jest dla mnie hm... obojętny. Przyprawione solą, pieprzem i z czosnkiem wydaje się już o wiele lepsze, ale po jednej kanapce miałem już dość, głównie tej tłustości, którą odczuwałem. Dzisiaj spróbuję przygotować awokado z miodem i kakao, przyda się na drugie śniadanie lub podwieczorek ;). Odnośnie wersji na słodko wypowiem się w następnym poście.

Powyżej widzicie zrobione przeze mnie onigiri :D. Jeśli ktoś chciałby przyrządzić własną wersję w domu, w skrócie opiszę proces przygotowania tego cuda.
Na początek potrzebować będziecie ryżu do sushi. Ja, za jednym razem gotuję zawsze 250 g ryżu w 250 - 260 ml wody. Przed ugotowaniem ryż dokładnie płuczemy pod bieżącą, zimną wodą. Ja robię to 3 - 4 razy, ale wszyscy polecają robić to tak długo, aż woda przestanie być mętna. Ryżu nie solimy, wkładamy do garnka z wodą, przykrywamy i zagotowujemy. Nie wolno nam go mieszać, a gdy woda zacznie wrzeć, zmniejszamy ogień na najmniejszy. Pilnujemy ryż, aż cała woda zniknie, ściągamy z ognia i przekładamy do miseczki. Ja doprawiam go dwoma łyżkami sosu sojowego, delikatnie mieszam i zostawiam do ostygnięcia. Z zimnego ryżu kleimy kulki, trójkąty, walce, kwadraty, czy co tam nam przyjdzie do głowy :D.
Do środka wrzucić możemy praktycznie wszystko. Sam najczęściej przygotowuję jako farsz sałatkę z tuńczyka (puszka tuńczyka, dwie łyżki majonezu i szczypiorek), ale mogą to być też paluszki krabowe, marchewka, por, awokado, kurczak, omlet, łosoś i wszelakie inne ryby, słyszałem również o onigiri na słodko, ale nie miałem okazji go spróbować :p.
Jeżeli zaś chodzi o wegetariańskie kanapki ryżowe, moja wersja wyglądałaby mniej więcej tak (jeśli zrobię w najbliższym czasie, na pewno się pochwalę): pokroiłbym marchewkę, por i awokado w cienkie, długie słupki (coś jak na sushi), dodałbym do tego szczypiorek i zrobił z tego taki walec onigiri :D. Czyli wyglądałoby to mniej więcej jak przygotowanie sushi, ale użyłbym po prostu więcej ryżu i wszystko nim obtoczył z każdej strony. 

Na taką kanapkę nadają się jeszcze inne warzywa. Rzodkiewki, ogórki, sałata, papryka. Tak naprawdę, to wszystko, co lubicie, będzie w porządku :).
Na koniec do onigiri dodajemy nori, ja używam zazwyczaj całego, wielkiego liścia na jedną kanapkę, ponieważ je uwieelbiam. Pamiętajcie, aby zrobić to bezpośrednio przed jedzeniem, inaczej nori będzie gumowata, a nie chrupiące.
Mi osobiście z powyżej opisanej porcji wychodzą trzy - cztery kanapki, ale robię je bardzo, bardzo spore. W sklepie zazwyczaj kupić można o wiele mniejsze wersje. Kaloryczność moich onigiri wynosi 283 kcal/100 g.

Postanowiłem jeszcze wrzucić na koniec zdjęcie mojego dzisiejszego śniadania. Jak widać, składało się z onigiri, arbuza, domowego jogurtu i pełnoziarnistych płatków. Całość miała około 600 kcal, jogurt zrobiłem z truskawek, banana i jogurtu naturalnego. Tak naprawdę, były to pozostałości po lodach, które przygotowywałem wczoraj ;). Wersji bananowo - truskawkowej jeszcze nie jadłem, ale z samymi bananami wychodzą bardzo smaczne. Domowe lody lubię również przyrządzać ze zmiksowanego arbuza lub do wody kokosowej wrzucać świeże owoce i całość mrozić.

A Wy, jedliście kiedyś onigiri? Smakowało Wam? Chętnie również poczytam, czy macie jakieś własne pomysły na domowe lody i wykorzystam je we własnej kuchni ;). Na koniec życzę Wam miłego dnia i ogromnych uśmiechów na twarzy, trzymajcie się ciepło.

3 lipca 2017 , Komentarze (21)

Hej ;). Nareszcie jestem w domu. Wróciliśmy wczoraj wieczorem i szczerze mówiąc, cieszę się, że jestem już na swoim. Doszedłem do wniosku, że to trochę dziwne, że nazywam dom miejscem, w którym mieszkam od roku, a nie dom rodzinny. Może wynika to z faktu, że nigdy w moim poprzednim miejscu zamieszkania nie czułem się swobodnie. Moi rodzice nie są jacyś straszni, ogólnie rzecz biorąc, to przykuwali mi bardzo niewiele uwagi, ale mają zasady, które odbiegają znacznie od tych, które posiadam ja (mam na myśli te panujące w domu). Przez to czuję się tam jak intruz i nie potrafię odpoczywać. Jeżdżę tam co 3 - 4 miesiące, wystarcza mi to w zupełności, ale po powrocie czuję się po prostu zmęczony.
Wczoraj mój tata miał urodziny, więc zjechała się najbliższa rodzina, trochę posiedzieliśmy, pogadaliśmy i pojedliśmy, ale o tym za chwilę.

Jak już wcześniej pisałem, byłem pełen nadziei, że pojem sobie truskawek oraz czereśni, no i w sumie pojadłem. Truskawek, do tego kupionych przez mojego tatę. Kupił ich chyba z dwa kilogramy po tym, jak dowiedział się, że w tym sezonie jeszcze ich nie jadłem, a w ogrodzie praktycznie nic nie zostało :p. Jeśli chodzi o czereśnie, to spotkało mnie największe rozczarowanie, ponieważ, jak usłyszałem, w maju były przymrozki i czereśni nie ma, nie było i nie będzie. Przynajmniej na drzewku w naszym ogrodzie.
Dostałem jednak baaaardzo dużo sałaty (muszę chyba powiedzieć koledze z pokoju obok, że spokojnie może szamać jej tyle, ile chce, bo inaczej to sam tego nie nadążę jeść :), szczypiorek oraz miętę, którą kocham. Szczególnie uwielbiam herbatę ze świeżej mięty, jest najlepsza na świecie.
Oprócz tego, moja siostra wróciła z Grecji i otrzymałem od niej w prezencie miód z orzechami (jeszcze go nie próbowałem, ale jestem bardzo ciekaw, jak smakuje) i naturalne, lawendowe mydełko. Niestety, przez większość mojego pobytu w domu rodzinnym, pogoda nas nie dopieszczała, ale przynajmniej w niedzielę trochę się rozpogodziło, więc skorzystaliśmy z okazji i wybraliśmy się na przejażdżkę. W poprzednie wakacje baardzo często jeździliśmy rowerami w tych okolicach, więc miło było to powtórzyć ;).

Dzisiaj za to czeka mnie ogromne sprzątanie i zakupy (również spore). Ach, no i mam w planach zrobić babeczki z tego przepisu -> https://app.vitalia.pl/muffinki-bananowo-trus...
Wyglądają smacznie, a składniki są interesujące. Przyznam, że babeczki zawsze robiłem w sposób tradycyjny, czasem dodawałem mąki pełnoziarnistej i otrębów, ale nic poza tym. Dlatego też jestem ciekaw, jak będą smakować i czy w ogóle mi wyjdą ;).
A jak już jesteśmy przy słodyczach, to muszę pochwalić się, co zjadłem w domu. Oczywiście na mnie padł obowiązek pieczenia wszystkich słodkości, przygotowałem karpatkę i muffiny, zgodnie z prośbą rodziców. No i wczoraj, pierwszy raz od miesiąca, zjadłem słodycze :D. Może nie takie sklepowe, ale mimo tego tak można je nazwać.
Jakie były moje wrażenia? Przede wszystkim, krem do karpatki wydał mi się o wiele, wiele słodszy niż wcześniej, po jednym kawałku miałem już dość. Sam byłem w szoku, bo dla równowagi przygotowałem słone ciasto. Jeśli zaś chodzi o babeczki - zjadłem jedną, bez rewelacji. O dziwo nie miałem ochoty na więcej, jak to było w przeszłości. Po wyjeździe została mi jeszcze czekolada z nadzieniem truskawkowym, którą dostałem od babci. Nie mam pojęcia, co z nią zrobić. Pewnie gdyby nie była z żadnym nadzieniem, wrzuciłbym ją do babeczek, ale w tym przypadku nie mam żadnego pomysłu.

Teraz będę się z Wami powoli żegnał, ponieważ, jak już wspomniałem, czeka na mnie sporo obowiązków domowych, do tego chciałbym jeszcze zapoznać się z Waszymi wpisami w pamiętnikach :). Serdecznie dziękuję za pomysły dotyczące awokado, które mi podrzuciliście, w tym tygodniu na pewno pojawią się w moim menu. Wypróbuję, wysmakuję, no i napiszę Wam, co mi najbardziej przypadło do gustu :D. Jeśli chodzi o moje własne pomysły, to chciałbym przygotować onigiri z awokado. Ze względu na to, że onigiri kocham samo w sobie, z wszelakimi dodatkami, to sądzę, że powinno mi smakować.

W następnym wpisie skupię się na mojej aktywności fizycznej. Poza tym na pewno pochwalę się babeczkami :D.
Na koniec oczywiście chciałbym wiedzieć, jak Wy spędziliście weekend. Co dobrego zrobiliście dla siebie i dla swojego ciała? Może poświęciliście czas na najbliższych, pracę lub naukę? Wytrwaliście w postanowieniach, czy może na Waszym talerzu pojawiły się grzeszki? Piszcie śmiało ;). Tymczasem dziękuję za poświęcony czas i życzę Wam miłego, słonecznego dnia.

28 czerwca 2017 , Komentarze (26)

Taak, jakąś godzinę temu napisałem swój ostatni egzamin w tym semestrze (nie licząc poprawkowych, które czekają mnie we wrześniu :D, ale niestety na moim kierunku praktycznie każdy kończy z poprawkami i warunkiem). Nie jestem z siebie w pełni zadowolony, ale tak naprawdę uczyłem się tyle, ile mogłem. Teraz cieszę się, że po prostu mam to już za sobą i wreszcie nie będę poświęcał całego czasu wolnego na naukę. Dam sobie pewnie z dwa tygodnie luzu, a potem pójdę do pracy :).

Jutro z rana jadę do domu rodzinnego i szczerze mówiąc, średnio mnie to cieszy. Na szczęście to tylko jeden weekend i wracam do siebie. Moi rodzice mają spory ogród, więc jednocześnie wypełniam się nadzieją, że pojem sobie trochę pyszności :D. W tym sezonie nie jadłem jeszcze truskawek, więc będzie to dobra okazja, aby nadrobić zaległości.
W każdym bądź razie, nie będę Was zamęczał moimi codziennymi sprawami, bo w dzisiejszym wpisie chciałbym się skupić na warzywach.

Przechodząc do sedna - cały czas jem ich za mało. Nie powiedziałbym, że pożeram niewielką ilość warzyw, czy że nie jem ich wcale, ale wydaje mi się, że w moim codziennym bilansie spokojnie dałoby się upchnąć ich o wiele, wiele więcej. W porównaniu z kilkoma ostatnimi miesiącami, zrobiłem ogromne postępy, ale dla mnie to nadal za mało. Oczywiście z owocami nie mam takich problemów. Kocham słodkie, więc świeże owoce i bakalie mógłbym jeść bez końca (szczególnie, że zrezygnowałem jak na razie ze słodyczy, nawet nie miałem na nie ochoty ostatnimi czasy), ale gdy myślę o warzywach, w dużej mierzę odczuwam obojętność. Jasne, są takie, które jem ze smakiem, jednak myślę, że to nadal nie jest wystarczająca porcja.
Dlatego jednym z moich wakacyjnych celów jest maksymalne zwiększenie ilości spożywanych warzyw w ciągu każdego dnia ;).

Przed chwilą chwaliłem się, że tak bardzo lubię owoce i że zjadam ich sporo, a teraz pewnie się zdziwicie, bo mój kolejny cel, to regularne spożywanie awokado. Ba, w ogóle chciałbym je jeść. Tak naprawdę, to nigdy go nawet nie posmakowałem, nie mam pojęcia dlaczego. Wiem i wiedziałem, że awokado jest zdrowe, ale jakoś nigdy nie mogłem się do niego przekonać. Nie wiedziałem, jak je przyrządzić i domyślam się, jak smakuje. Ale teraz to dla mnie nieistotne, przy najbliższej okazji, gdy będę w sklepie, biorę awokado i nie wymyślam, więc jeżeli macie jakieś ciekawe przepisy czy pomysły, jak i z czym można je jeść, to koniecznie mi napiszcie! :D Czytałem już co nieco na internecie, ale nie mam pojęcia, co mogłoby mi posmakować, a że nie jestem wyjątkowo wybredny w kwestii jedzenia, to pewnie wykorzystam Wasze pomysły. ;)

Ostatnio zauważyłem, że przez czas sesji strasznie opadła mi motywacja do gotowania i przyrządzania sobie ciekawszych potraw. W dodatku jestem typem osoby, która w stresie traci apetyt, no i nauka nie pozwalała mi na spędzaniu większego czasu w kuchni. Obiecałem sobie, że z początkiem wakacji to zmienię i już mam w planach kilka przepisów, które chcę wypróbować (z pewnością pochwalę się efektami :D).
No i to by było na tyle, jeśli chodzi o dzisiejszy wpis, mam nadzieję, że nie żałujecie czasu, który poświęciliście na przeczytanie moich wypocin :p.

Na koniec zapytam, jakie macie plany na dzisiejszy dzień? ;) Ja miałem iść popływać nad jezioro, bo w tym tygodniu moja dotychczasowa aktywność fizyczna jest bliska zeru, więc mam co nadrabiać. Jednak zaczynam się trochę martwić, bo na dworze wcale nie ma 31 stopni, jak zapowiadali w prognozie pogody. Mimo wszystko, mam nadzieję, że spożytkuję w pełni dzisiejszy wolny czas, a Wam życzę miłego popołudnia. No i nie zapomnijcie o przepisach z awokado! :D

26 czerwca 2017 , Komentarze (20)

Witajcie. W moim pierwszym poście chcę opisać powód, dla którego się tutaj znajduję, kilka moich celów na przyszłość, to, jaki byłem wcześniej oraz dlaczego teraz bez problemu jem to, co chcę. ;)
Wszystko tak naprawdę zaczęło się już wiele lat temu, bo moje przygody z odchudzaniem, tyciem, niszczeniem sobie zdrowia, próbami naprawiania go, rozpoczęły się w gimnazjum. Nie chciałbym do tego wracać, lecz abyście mieli jakiś zarys tego, jak zmieniał się mój sposób odżywiania i ogólnie - styl życia, wspomnę tylko, że w gimnazjum udało mi się zrzucić wiele kilogramów i przejść z niewielkiej nadwagi w niedowagę. Nie jestem do końca pewien, czy miało to tylko podłoże w stylu "chcę dobrze wyglądać, źle się ze sobą czuję". Racja, czułem się źle, ale równie źle czułem się po schudnięciu, a moje metody zrzucania kilogramów były wtedy podłe i drastyczne. Jednak żeby to, co przed chwilą napisałem, do mnie dotarło, musiało minąć kilka lat. W gimnazjum, jak i na początku liceum, jedzenie mogło dla mnie nie istnieć. Lubiłem je oglądać, zamiast konsumować.

Wszystko to ulegało stopniowym zmianom, gdy zacząłem być w związku. Z tego co pamiętam, na początku powróciłem do jedzenia mięsa, później przekąsek i wszystko to, co wtedy się działo, było startem mojego powolnego toczenia się z równi pochyłej w sam dół. Nie usprawiedliwiam się związkiem, ale wiecie, jak to jest. Zamieszkaliśmy razem, kiedy byłem w klasie maturalnej i mieszkamy razem już dwa lata. No i jakoś to zleciało - chipsy do filmu, słodycze na mieście. Powoli nie miałem żadnych skrupułów w kwestii jedzenia. Nadal gotowałem sobie podstawowe posiłki i nie były one tragicznej jakości - zwykłe obiady. Zupy, mięsko, ziemniaki, surówki, ryże, makarony. Jednak poza tym, objadaliśmy się słodyczami, przekąskami i słodkimi napojami. Pewnie mieściło się to w granicach 3000 kcal dziennie, lecz jakość tego jedzenia była uwłaczająca.

Zacząłem tyć, a przed rozpoczęciem studiów i przy samym końcu mojej wakacyjnej pracy, również poczułem się źle. Wykonałem podstawowe badania i okazało się, że mam niedoczynność tarczycy. Zacząłem brać hormony, no i żyłem sobie dalej tak, jak żyłem wcześniej. Przeprowadzka, nowa sytuacja w życiu, musiałem się z tym oswoić, a w dodatku studia okazały się diabelnie trudne, pomijając fakt, że po pierwszym semestrze było nas o połowę mniej niż na początku. Uwierzcie, ja i moi koledzy, czujemy się na uczelni co najmniej jak kaczki przygotowane na odstrzał. Atmosfera jest ponura, każdy z góry zakłada, że wyleci z końcem najbliższego semestru, jednak ja się nie poddaję ;).

Nie wiem, kiedy dokładnie zacząłem zauważać, że coś jest nie tak. Z tyłu głowy chyba ciągle to wiedziałem, ale koszmary z przeszłości pozwalały mi myśleć w stylu "spokojnie, przecież normalni ludzie jedzą słodycze, nikt się tak nie ogranicza, jak ty kiedyś, przecież to było chore, a teraz jesz wszystko, więc już wszystko z tobą dobrze". Od początku tego roku prosiłem, abyśmy zaczęli trochę uważać na to, co jemy. Nie dawało to jakiś większych rezultatów, aż w końcu z początkiem czerwca coś we mnie pękło. Nadal zastanawiam się, jakim cudem przeszła mi ochota na wszystkie niezdrowe rzeczy, ale ja po prostu ot tak stwierdziłem, że nie chcę ich jeść. Że tak naprawdę nie potrzebuję przetworzonych batoników, chipsów, paluszków czy żarcia z kfc. Nie było w mojej głowie takiego momentu, w którym zastanawiałem się, którą drogą pójść. Nie siedziałem całymi dniami i nie rozmyślałem na temat jedzenia.

Mogę Wam teraz szczerze powiedzieć, że nie ograniczam się w żadnym stopniu jeśli chodzi o jedzenie i pożeram wszystko, co chcę i na co mam ochotę, a jednocześnie nie jem niezdrowego żarcia. Sam jestem w szoku, gdy czytam to zdanie. Możecie pomyśleć, że taki po prostu jestem, ale to mijałoby się z prawdą. Kocham i kochałem słodkości. Fast foody i słone przekąski mogłem sobie ze spokojem odpuścić, ale wszystkie słodycze w sklepie przyciągały mnie jak magnes. Dlatego moje poprzednie próby odchudzania, czy zdrowego jedzenia, były tylko ograniczaniem się i silną wolą. No i jak się domyślacie, było to dla mnie męczące. Odmawianie sobie wszystkiego, co miałem ochotę zjeść - nie wspominam tego zbyt szczęśliwie. Jednak teraz, jestem przeokropnie dumny, że udało mi się dojrzeć w wieku dziewiętnastu lat (w sumie lepiej późno niż wcale ;) do kwestii zdrowego odżywiania.

Nie chcę w tym poście dokładnie opisywać tego, co jem. Jako mój notatnik do spisywania posiłków służy mi fitatu, jednak pewnie w najbliższym czasie stworzę wpis w pamiętniku, w którym skupię się na tym aspekcie. :)
Na koniec wspomnę tylko o powodach, dla których tutaj jestem i już daję Wam spokój (o ile ktoś w ogóle wytrwał do końca :D).
Wraz z początkiem mojej zmiany myślałem, że w zupełności wystarczy mi spisywanie posiłków i po prostu interesowanie się tym, ile czego zjadam (nie, nie chodzi o kaloryczność tego, co pożeram). Jednak z czasem poczułem potrzebę wylania tego wszystkiego gdzieś, dzielenia się informacjami, wspierania innych i przede wszystkim, dowiadywania się czegoś nowego.
Teraz, gdy już wiem, że nie potrzebuję wielu okropnych produktów, które wcześniej zjadałem, chciałbym również podnieść maksymalnie jakość posiłków, które spożywam aktualnie. Ach, no i również zadbać o tarczycę. ;)

Mam nadzieję, że znajdę tutaj osoby, które będą mnie wspierać i którym ja również będę mógł kibicować. Jeżeli prowadzicie pamiętniki, zapraszajcie mnie proszę do znajomych, bo uwielbiam czytać i komentować Wasze relacje, które tam zdajecie.
No i napiszcie koniecznie, jak to jest aktualnie z Wami? Rozpoczynacie dietę, może właśnie tkwicie w dołku i nie wiecie, jak z niego wybrnąć? Chętnie się tego dowiem, a teraz już życzę Wam miłego dnia i zmykam uczyć się do egzaminów. :p