No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu.
Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.
Jak już wspominałam, biegam codziennie motywujące się etapem biegowym Adriana Kostery. Jestem fanką jego wyzwań i cieszę się, że nadal może on kontynuować swoje podejście do pobicia rekordu Guinnessa na najdłuższy triathlon. Przez rok Adrian codziennie najpierw pływał, później jeździł rowerem, a teraz do 31 maja - biega. A ja razem z nim. Mentalnie.
Nie potrafię biegać codziennie 50 km jak on, ale wyzwaniem dla mnie jest sam fakt biegania. Więc chce te 5 miesięcy co nieco sobie pobiegać. I tak w minionym tygodniu, jak zaczęło się wyzwanie, biegałam codziennie, za wyjątkiem piątku. Miałam gości.
Dziś poniedziałek. Idę na siłownię. Ćwiczę tam na orbitreku i maszynach, ale może zrobię bieg po wszystkim? Nie wiem. Lubię orbitrek. Gdybym zaś chciała pobiec w domu to mam umowę z sąsiadami, że do 21 tylko używam bieżni. Niestety tupot się niesie między domami.
Jak co roku, sama życzę sobie co nieco na urodziny oraz sama kupuję sobie prezent. Od męża dostałam jakiś czas temu kalendarz adwentowy Rituals, a od znajomych owoce i wino. Zaś sama sprawiłam sobie coś, nad czym dłużej się zastanawiałam. Aparat.
Aparat, który wybrałam - Panasonic Lumix LX15 ma dość nietypowy obiektyw. Aparat jest kompaktem, więc mieści się w kieszeni - w przeciwieństwie do mojego Canona Powershot Sx70 HS, który jest dość duży i ciężki - a mimo to ma obiektyw, który posiada bardzo duże "oko", dzięki czemu wpada dużo światła na matrycę. Sensor jest 1 celowy, więc zapewnia dobrą jakość zdjęć, a sam obiektyw można dodatkowo sterować ręcznie - czego brakowało mi dotąd w aparatach. Aparaty z wymiennymi obiektywami mają możliwość sterowania ręcznego, ale u kompaktów nie jest to częsta cecha. Minusem jest brak wizjera, a posługiwanie się wyświetlaczem w słoneczny dzień może być trudne i irytujące.
Zobaczymy w praktyce jak się sprawuje - chciałabym go jako aparat na wakacje oraz aparat do fotografii przy słabym świetle, np. w nocy. Mój SX70 HS niestety ma małe możliwości jeśli chodzi o obiektyw i ciemne otoczenie. Świetnie radzi sobie w dobrym świetle i ma genialny zoom 65x, ale gdy jest już trochę ciemniej to potrzebuje trochę zabawy i często zdjęcia nie są satysfakcjonujące.
Ponadto kupiłam kilka dupereli na Temu. Zależało mi na torbie-organizerze do wełny i szydełek. Na razie używam plecionego kosza, ale ma on sporo ostrych zakończeń i może mi poszarpać koce, które teraz robię. Wsród zamówionych rzeczy są:
- klips na kapelutek [na wakacjach chodziłam często z kapeluszem w dłoni, bo nie było go gdzie schować] [niecałe 2e]
- fizelinowe torebki-doniczki. Wysiałam ostatnio pomidory i alstromerie i w ten sposób będę miała więcej możliwości upychania w domu roślin bez przynoszenia z ogrodu setki doniczek. [1,50e]
- top a'la stanik. Pomyślałam, że może być fajny latem, kiedy będę nosić więcej bluzek odsłaniających ramiona [5e]
- torba-plecak na przybory do haftu [30e]
- pasek do spodni - mam już jeden i jest super [1,80e]
- top [4,50e]
- torba na kierownicę [brakowało mi tego przy wycieczkach rowerowych] [1,7e]
- rękawiczki sportowe [4,7e]
Trochę ze sobą walczyłam, by nie zamawiać wełny online. Oczy mi się świeciły na wiele melanżowych włóczek, ale postanowiłam jednak bez dotykania niczego nie kupować. Tę wełnę na koce kupiłam poprzez macanki i teraz jak dziergam to czuję, jak fajne w dotyku będą te koce. Nie chcę się przejechać na fajnym kolorze, który będzie się elektryzować lub będzie drapał.
A jak jesteśmy przy kocach - zaczęłam drugi - dla przyjaciela.
Tak, wiem. Jestem atencjuszką, a urodziny były wczoraj. Co roku składam sama sobie życzenia na ten kolejny rok życia. A w tym roku chcę, aby się spełniło:
60 kg
1000 km biegiem
spokojne wakacje z mężem
ukierunkowanego leczenia psychologicznego
oszczędzić maksimum pieniędzy na ogród
nauczyć się relaksować/medytować
czytać więcej fajnych książek
biegać z Adrianem Kosterą do 31 maja
zrobić kocyk temperaturowy dla siebie i przyjaciela
chodzić regularnie na siłownię i poprawić mobilność
opanować objadanie się
To tak skromnie tyle.
Nie miałam wczoraj czasu, aby napisać jak przystało. Po pracy wpadli znajomi i siedzieliśmy tym razem nie nad kawą i ciastem, ale nad herbatą i owocami. Mąż zaproponował, że teraz, jak wszyscy znajomi pilnują talerzy, to może jednak ciasto nie jest dobrym pomysłem. Zostałoby pewnie, a ja dojadałabym je cały weekend. Zatem były owoce i warzywa z humusem. W prezencie dostałam od znajomych parę butelek wina [w styczniu nie piję wcale, więc postoją] oraz kosz owoców i bon do drogerii. Bon pewnie zejdzie za długi czas, bo dopiero co dostałam od męża kalendarz adwentowy Rituals.
Siedzieliśmy dość długo i w zasadzie od razu po wizycie poszliśmy spać. Dziś znów zabiegany dzień, bo rano uciekłam z łóżka na siłownię, aby zdążyć przed moimi dalszymi spotkaniami - jest otwarta tylko do 14-tej. Później miałam umówiony pedicure i na koniec jechałam do koleżanki na wspólne haftowanie. Nasze style kocyków są zupełnie różne. Rozmiarem też się będą różniły.
Dostałam przy okazji prezent urodzinowy i wróciłam do domu. Wieczór mam już tylko dla nas, z małym biegiem na bieżni w międzyczasie. Wyzwanie biegania z Adrianem Kosterą nadal trwa, choć wczoraj nie mogłam pobiec z uwagi na gości wychodzących o 22. Ale to nic. Lecę dalej.
Jak widać, w Polsce, czyli po lewej, temperatury są niższe niż w Holandii. Temperatura za dnia u mnie nie spadła jeszcze poniżej +1 stopnia. Obecnie mrozy się skończyły. Dziś rano było - 6 ale za dnia będzie +2. Używam temperatur maksymalnych, więc nocnego mrozu nie będzie widać na kocyku.
Mam infekcję pęcherza. Zostaję dziś w domu, tylko muszę jechać do przychodni zawieźć mocz, aby dostać antybiotyk. Już widziałam zawartość kubeczka - mętny jak rozgotowany rosół, zapach też się nie zgadza. Nie powinno być problemu z antybiotykami. A Polacy w Holandii mawiają, że lekarze tutaj tylko paracetamolem leczą. G prawda. Często Polacy idą do lekarza z kaszlem czy katarem, więc dostają to z czym przyszli. Mi lekarz antybiotyków jeszcze nie odmówił.
Ale... szczęście w nieszczęściu - zostaję w domu z moim nowym projektem. Kocykiem temperaturowym. Pisałam o nim już wcześniej. Tutaj: https://kolekcjonermarzen.word... Najpierw próbowałam nowe wzory, później sprawdzałam grubość włóczki, aby na końcu spróbować łączenia kolorów. Nawet mi to wyszło. Policzyłam rządki i jeśli użyję wełny tak grubej jak ta żółta merino - kocyk będzie miał ponad 2 m długości. Zaś kremowa wełna dałaby rozmiar 4,3m. Jakkolwiek świetnie robiło się grubą wełną, niestety nie jest mi potrzebny koc, który ciągnie się na 4 metry. Może za rok, jak będę łączyć dwa półrocza obok siebie i koc będzie o połowę krótszy?
Kolejnym etapem był wybór skali temperatur. Jakie były by właściwe? Postanowiłam robić równolegle dwa zapisy na jednym kocyku. Jedne z temperaturą z miasteczka, koło którego się wychowałam, a drugi z temperaturą mojej wsi. Różnica jest niekiedy spora - jak choćby wczoraj, kiedy było ponad 10 stopni różnicy.
Skale są w różnych paletach barw. Najpopularniejsza jest tęcza i taką wybrała Annet. Ja robię dwa kocyki równocześnie. Dla siebie i dla kolegi w Polsce. Właściwie można by powiedzieć - przyjaciela. Za rok kończy 40 lat i chcę zrobić mu kocyk z zapisem jego 40-tego roku życia. W odcieniach niebieskiego, bo lubi on niebieski.
Sobie zaś zrobię bardziej jasny. Wybrałam wełnę, jak kupowałam dla mamy włóczki i spośród tego co zostało kupiłam po motku z zakresu różu, pomarańczy, zieleni, z jednym niebieskim i kremowo-siwym. Moja skala przechodzi co 3 stopnie, a dla P co 5. Niestety nie było tyle odcieni niebieskiego, więc musze pracować z tym, co mam. Dla siebie planowałam 15 kolorów, ale 13 też musi być wystarczające. Będzie mniejsza zmienność.
Wełna, którą kupiłam to 58% wełna i 42% poliakryl. Nie powinna więc drapać ani się kulkować. Kocyk robię na szydełku 4,5. Nawet kupiłam nowe szydełko, bo nie miałam takiego rozmiaru.
Zrobiłam kocyk z temperaturami do 8 stycznia. Już na tym kawałku widać, że pogoda w Polsce jest zupełnie inna niż pogoda w NL. Dokończyłabym rządek, ale rozładował mi się laptop, na którym oglądam serial, i zorientowałam się też wtedy, że jest już po 23-ciej. Szerokość koca robię taką samą, jak koc, pod którym siedzę. Czasem siedzę pod nim z mężem, więc ten kocyk powinien być odpowiednio szeroki dla nas obojga. Nie mierzyłam ile to cm. Muszę jeszcze zobaczyć w Internecie jak wykańczać nitki, aby nie było widać łączeń. Na razie zostawiam wiszące nitki. W sobotę idę do Annet, więc pewnie też ma ona swoje sposoby.
Strona z kolorem białym to strona Polski. Widać, że jest zimniej. U nas [a przynajmniej w mojej części kraju] temperatura w dzień nie spadła jeszcze poniżej 0. Mimo to mój mąż powiedział, że mam zakaz chodzenia na lodowisko, póki nie wyzdrowieję. Wydaje mi się, że jeszcze nie robili lodowiska we wsi, bo wciąż jest na minusie tylko w nocy.
Kocyk dla Przyjaciela zacznę dopiero w niedzielę. Wtedy są jego 39-te urodziny. Skończę go 12 stycznia 2025.
Koleżanka w pracy zapytała, czy zrobię jej kocyk dla jej dziecka. Będzie rodzić w maju. Zgodziłam się i zaznaczyłam, że ona płaci za wełnę - robić mogę, bo mi się spodobało, ale nie jestem chętna do sponsorowania niczego. Dziecko urodzi się w maju, więc wtedy wystartuję z pracą. Pierwszy rok życia dziecka, to może być fajna pamiątka dla malucha jak wyrośnie.
Dziś dla mojej wioski będzie zielona nitka, a dla Polski - niebieska.
Poszłam znów na siłownię. Czułam, ze mam zakwasy, ale nie chciałam siedzieć w domu. Pojechałam więc do miasta wywołać zdjęcia, które przygotowałam na wieczór klubowy - więcej pod spodem postu - a potem do drugiego miasteczka na siłownię. Zamykali o 14-tej, a ja wychodziłam nieukontentowana o 13.45. A dlaczego? Bo miałam ochotę na długą trasę na orbitreku, a zamiast tego ledwie dałam radę na maszynach. Kolano od października nie daje mi spokoju. mam wrażenie, ze ostatni tydzień jest gorzej. Zrobiłam dwie serie, zamiast trzech.
Rodzice mają w tym roku 40-tą rocznicę ślubu. Co można dać w prezencie ludziom po 60-tce, którzy mieszkają na wsi i całe życie urabiają się po łokcie? Złożyliśmy się z bratem i kupiliśmy im bilety na PGE Narodowy, aby zobaczyli na żywo Metallicę. Myślałam początkowo nad Kravitzem, ale tata powiedział, że średnio zna jego muzykę. Zaś mama uwielbia Metallicę. Mam nadzieję, że będą się dobrze bawić.
To jest stary demot. Obecnie bilety, które jeszcze zostały w sprzedaży [i nie są to bilety Golden Circle ani meet&greet] kosztują 2041 zł od osoby. Co daje 3,5 biletu za średnią krajową.
Zerknęłam sobie jak wygląda stadion oraz z których miejsc jest dobry widok. Może obędzie się bez lornetek.
A jak jesteśmy przy widokach. Na najbliższe spotkanie klubowe mamy przedstawić zdjęcie o tematyce "widok miasta/wsi". I tu moje pytanie do Was, bo nie mogę zdecydować. które ze zdjęć przemawia do was najbardziej?
Dziś powrót na siłownię. Prawie nie udało się wyjść z domu, bo zgubiłam bransoletk- klucz. Byłam pewna, że zostawiłam ją w torbie na siłownię. Przeszukałam torbę od wczoraj 3x.. Dom 2x. Wszystkie szuflady. Nic.
Bransoletkę znalazł mój mąż. Była w torbie sportowej. W paczce z kruidnoten, które podjadam w samochodzie jadąc na siłownię... Ostatnio jem dużo słodkiego i nie podjadałam. I proszę. Bransoletka wpadła do paczki. Ja o szukałam wokół, a była w samym opakowaniu od ciasteczek...
W koncu pojawiły się loty na wyspę, która nas interesowała. São Miguel. Lata temu polecono nam tą destynacja. Byliśmy w międzyczasie na Isla de Terceira i zakochaliśmy się. Czas wrócić.
Wynajęliśmy dom z wanną z hydromasazem na werandzie. Obejrzeliśmy szlaki wedrowek po z oczach wulkanów a mąż przejrzał już restauracje, które gotują obiady w wyziewafh wulkanicznych.
Termin musieliśmy wybrać tydzień później niż zwykle, gdyż dom na którym zawiesiliśmy oko był zaklepany. Lecimy więc dzień po rocznicy ślubu, ale trudno. Byleby trafić dobra pogodę. Niestety październik daje szansę na deszcze i temperaturę bliżej 19 niż 25 stopni. Jak do tej pory mieliśmy szczęście z pogoda na urlopach. Ttm razem przezornie kupiliśmy 30kg bagażu i weźmiemy więcej ciepłych ubrań.
Samolot opłacony, dom też, auto wynajęte. Jest na co czekać.
Jak co roku, obiecuje sobie, aby mówić więcej po holendersku. Mam wrażenie, że się uwsteczniam z braku praktyki. W ttm roku zmieniłam język telefonu na holenderski i postaram się więcej używać tego języka. Także na instagramie.
W 2023 roku zrobiłam kilka nowych dla mnie rzeczy. Takich, o które bym się nie podejrzewała. Poszłam na lekcje tenisa i bardzo mi się spodobało. W sierpniu zaś postanowiłam nauczyć się szydełkować i zaczęłam robić sobie tunikę. Praca nad nią trwa do dziś i miałam po drodze wiele błędów do skorygowania, ale bardzo mi się podoba. to co robię.
W 2024 roku chcę podjąć się nowego wyzwania. Kocyk temperaturowy - temperature blanket. Pomysł wyszedł kilka lat temu od aktywistów klimatycznych - zaczęto robić i prezentować kocyki robione na przestrzeni różnych lat, aby pokazać zmiany klimatu.
Faktycznie, jak widzi się wizualizację temperatur sprzed 10,20 czy 50 lat to widać sporą różnicę. Z roku na rok potrafi być ona mocno widoczna. A o co chodzi? Otóż na każdy dzień roku robi się jedną linijkę ściegu. Kolor ściegu wybiera się z palety, którą się wcześniej przygotowało i która dotyczy skali temperatur.
Kocyk taki może służyć jako narzutka na łóżko lub do przykrycia się w chłodne dni. Zależy od rodzaju użytej wełny i wybranego ściegu. Myślałam nad użyciem camel stitch, basket stitch lub suzette stitch. Chyba ten ostatni do mnie przemawia najbardziej, bo mam z nim jeszcze sweterek do zrobienia, więc będę miała na czym ćwiczyć.
Ponadto zakupiłam jeszcze więcej książek i mam zamiar przeczytać sporą część z nich w nadchodzącym roku. Uzupełniłam półki o Podlewskiego, Severskiego, Bondę. Mam Kinga po polsku, angielsku i po holendersku. Mam kilka książek, których ekranizacje już widzialam oraz dwa różne tłumaczenia Anne z zielonych szczytów [Ania z zielonego wzgórza].
W marcu przyjeżdża przyjaciółka i będziemy jeździć rowerami po Omringdijk. Jest to wał powodziowy, który zbudowano aby osuszyć tereny nazywane dziś Zachodnią Fryzją [Westfriesland]. Podzielimy sobie trasę na kilka etapów i po każdym będziemy wracać na noc do domu. Całość ma 200 km, ale nie ma presji, aby robić to na 2-3 razy, jak byśmy zrobiły to w minionych latach.
W maju jest komunia jedynego dziecka w naszej rodzinie. Pojedziemy więc do Polski na kilka dni i tym razem obiecałam u babci trochę dłużej posiedzieć.
Później chcemy zabrać mojego brata i bratową na tydzień - lub przynajmniej weekend - do Pragi. Bratowa kończy 40 lat i chcemy dać jej fajnych kilka dni w rodzinnym gronie zamiast kolejnego prezentu. Musi ona jednak najpierw porozmawiać z mecenasem, dla którego pracuje, ile wolnego może wziąć. Nie jest więc jeszcze nic zaplanowane, ale wstępnie pomysł został przyjęty.
W październiku będziemy uderzać na urlop. Mamy w planie kolejną wyspę Azorów, ale musimy dograć jeszcze samoloty i dom. Póki co nie ma za wiele lotów ogłoszonych, więc ciężko coś kupić.
Spodziewamy się w nadchodzącym roku również kilku pogrzebów. Niestety ostatnie spotkanie z rodziną uświadomiło nam jak kruchego zdrowia są nasi seniorzy. Nie jestem wierząca, ani też nie jestem fanem pogrzebów, więc w rozmowie z mężem powiedziałam, że tylko do jednej osoby pojadę na pogrzeb. Teściowej. Ale ta ma najdłuższy termin spośród reszty. No i nie starczyło nam odwagi, by zapytać, czy zdecydowali się na respirator czy może jednak nie. Cokolwiek będzie - nie będzie to miła śmierć.
Ze sportowych planów to chciałabym pobiec w Schagen city run 12 maja. Ogólnie chciałabym pobiegać z Adrianem Kosterą [wirtualnie] i kiedy zacznie on etap biegowy 9 stycznia, tak chcę z nim biegać do samego końca w maju. Codziennie, choćby 2 km na bieżni, ale aby pobiegać. Sprawdzić siebie.