U lekarza wygrała trzecia opcja: Młoda ma ostre zapalenie zatok, dostała antybiotyk na 7 dni, bo zawałone i uszy, i gardło. Dawka leku już jak dla dorosłych, apetytu brak.
Zrobiłam pankejki, domową pizzę i kupiłam pączka pistacjowego (bardzo zdrowo, wiem, ale to już trzeci dzień jej prawie niejedzenia) i znów: dwa suche placki, dwa małe kawałki pizzy, pół pączka. Raczej nie łudzę się, że zaplanowana na dziś zielona zupa (groszek plus cukinia) zostanie zjedzona z większym apetytem.
Odebrałam zamówienie z książkami na kwiecień, zrobiłam dwa prania (pierwszy raz z użyciem takich piorących papierków z rossmanna), szukałam kaczki dla taty (on też już od wielu tygodni nie ma apetytu, wszystko wg niego śmierdzi, z jajkami, ziemniakami i ryżem na czele, więc mama dwoi się i troi, ja kupuję nowe rzeczy do spróbowania, bo może coś w końcu mu posmakuje, ale ostatnio entuzjazm wzbudzają wyłącznie wędzone ryby i wolno gotowana kaczka).
Zawiozłam lampy do mieszkania - x rundek po schodach z kartonami przy moim stanie chorobowym sprawiło, że nie byłam w stanie zaspokoić pragnienia, pokonał je dopiero litr żywca mocny gaz z sokiem z podstarzałych cytrusów (cytryny, pomarańcze, blood oranges, mandarynki) i specjalnie po tę wodę poszłam do sklepu, bo normalnie nie kupujemy. W sumie ożłopałam się wczoraj tak, że dziś mam na wadze +2 kilo, a twarz przypomina przesadnie wyrośnięty bochen chleba :D
W drodze do lekarza wstąpiłyśmy z Młodą do mieszkania i cieszę się, że na razie jej się tam podoba - zwłaszcza, że ostatnio przez 30 minut wymieniała mi, co jej się nie podoba u taty. Część z tego to zwykłe czepialstwo, ale rozumiem jej nastawienie, bo ojciec i jego rodzice próbują jej wmówić, że jest pięknie i przytulnie, a wystrój, bazując na paru zdjęciach, które widziałam, kojarzy się raczej z posiadłością emerytowanego prawnika. Ona od kilku dni nie za bardzo chce z nim rozmawiać i nie wiem, czy to kwestia tego, że twierdził, że ona symuluje chorobę, żeby się migać od szkoły, czy coś innego. W każdym razie, jego smsy z pretensjami o oschłe nastawienie dziecka adresowane są do mnie.
Dobra, siadam do robo. Narzekałam ostatnio, że tyle moich projektów jest uwalanych (i nadal podtrzymuję to, że kilka pięknych książek zostało zniszczonych przez M.), a zorientowałam się w tym tygodniu, że choć dopiero koniec marca, mam na przyszły rok już 10 (muszę mieć między 12 a 15), więc jednak jest spoko.
Pies też w nastroju wypoczynkowym, chyba żeby Młodej nie było smutno ;)