Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (15)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 33741 |
Komentarzy: | 380 |
Założony: | 2 listopada 2011 |
Ostatni wpis: | 5 kwietnia 2014 |
Postępy w odchudzaniu
...chroniczny brak czasu...to nowa jednostka
chorobowa???
Bywam, nie za często, niestety:( ale nie to jest takie istotne. Po raz kolejny odkrywam bieganie, coraz bardziej się wkręcam, czuję się coraz pewniej. Szału nie ma, ale skoro potrafię się zmobilizować i o 20.30 iść biegać, to....no właśnie, co???
To już uzależnienie???, podobno tym to grozi. Nie boję się specjalnie, wręcz przeciwnie. Jutro też w planach bieganko i kąpanko, rzecz jasna. Pasek też należałoby uaktualnić, ale jeszcze odrobinkę poczekam:)
Wieki mnie tu nie było. Czas na noworoczne postanowienia...cha, cha, cha. Życzenie od lat to samo...pozbyć się 20kg. Nic więcej!!!
Żeby nie było, że nic nie robiłam przez ten czas!!!
Są zdjęcia, ale za nim się do nich dopcham, to choć mały fotek z naszej weekendowej wyprawy.
Było super, mimo że mięśnie odmawiały posłuszeństwa...tzn. chciały odmówić...ja się nie dałam:)
Brakowało mi coś ostatnio natchnienia, ale jestem! Odrodzona, odświeżona, aczkolwiek obolała bardzo. Weekend sportowy-odbył się, byłam, ćwiczyłam i ...żałuję, że już się skończył. Koleżanka z roku ma własny klub fitness i ze swoimi klientami (bo i jeden mężczyzna był w grupie) organizuje takie treningowe obozy weekendowe. Załapałam się i ja:) W piątek o 20tej trening na plaży, no i kąpiel oczywiście w morzu. Sobota- raniutko kąpiel w morzu, a później trzy treningi-na "orliku"(a raczej skateparku), na plaży i ...na plaży. Niedziela dwa treningi...oj kryzys mięśniowy był ogromny. Warto było, super towarzystwo, weseli ludzie, sympatyczna atmosfera. Muszę koniecznie to kiedyś powtórzyć.
Nie ważyłam się, bo i po co:)Jak wyraźnie spadnę na obwodach to dopiero będę wagę męczyć.
Bilans weekendu-wg pulsometru-3700kcal i 75g tłuszczyku, który pozostał w Niechorzu.
Jak dostanę fotki to oczywiście coś wrzucę, żebyście widziały jak pięknie się męczyłam:)))
Praca, dom, praca, jakieś ćwiczenia...i tak dzień za dniem leci.Czasem zdarzy się jakiś lepszy dzień, czasem małżonek podk...., a idzie mu to świetnie i dzień jest wtedy gorszy. Waga po jelitówce wróciła do stanu wyjściowego, ale cóż...Zmieniają się wymiary, czuję się dobrze, dziś w deszczu też maszerowałyśmy. Jutro w planach również poranny trening...dobrze, bo upiekłam bułeczki na kolację...pyszne...
Za dwa tygodnie się nieco wyluzuję...jadę na weekendowy fitness. W sierpniu nie wypalił, to teraz pojadę. Choć finansowo jest do dupy. Należy mi się i już. Będziemy ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Mąż coś pod nosem skwarzy, ale mam to gdzieś. Wszystko podporządkować domowi, dzieciom, mężowi, a dla mnie co???
Koniec kropka-postanowione!!!
Kupiłam go, a co tam, będę spłacać maszynę przez prawie dwa lata, ale jest mój.Thermomix!!!Już dawno o nim myślałam...i dopięłam swego. Cieszę się, że tak szybko tworzy się smaczne potrawy, dietetyczne potrawy. Gotowane na parze, duszone, gotowane...mhmmm...pycha. No i jedna wada...wychodzą pyszne bułeczki, a to źle wróży!!!
Za karę biegałam w piątek, w sobotę, a dziś kijki z Anią z ćwiczeniami na mm. brzucha, mm. ud, tricepsy...masakra. Dobiłyśmy się podejściami i podbiegami pod górkę. Super weekend, biorąc pod uwagę pełnię i zbliżający się @.
Wybrałam się w końcu, po jakimś miesiącu "niepedałowania" na spinning. Szok, jak szybko kondycja siada. Mimo mojego kijkowania i takich tam różnych działań, nie dałąm rady jechać ze wszystkimi w tempie. Pomijam fakt, że instruktor zaczął na ostro. Trzeba się "wziąć w garść i zacząć wszystko od nowa". Zaraz wskoczę na tory, ale przyznaję, że ciężko było wczoraj. A tak z drugiej strony...ile endorfin wytworzyłam to moje!!!!
Cudownie dać się tak stargać, uwielbiam to.
Dziwne jest to, że sprzątanie, prasowanie mnie równie męczy i chęci do życia odbiera, a taki sportowy wysiłek nie:)
Jest fajnie jeśli chodzi o wagę, tyle że świadomość że to wypłukane flaczki mi nie pomaga. Dla podtrzymania efektu idę do lasu:)
A tak sentymentalnie:http://www.youtube.com/watch?v=Ev77kksSG-k
Miłego słuchania:)))
Od soboty najmłodsza zaczęła...rzyganko i sranko, bidulka moja malutka. Trzymało ją tak do poniedziałku, później już było troszkę lepiej. Wczoraj mamusia nie rozstawała się z porcelanką...brrrr...na samą myśl o pójściu do toalety dupsko mnie szczypie:) a dziś rano okazało się, że i Kacperek mój też zachorzał. Szlag...Czekać tylko jak ślubny mi się rozłoży na weekend. Sezon jesienno-jelitowy uważam za otwarty:)
Październik tuż, tuż...czas morsowanie rozpocząć. Może to mnie ustrzeże przed kolejnymi infekcjami.
Ale, ale...zapomniałam dodać. Jaka waga dziś...wow, aż miło popatrzeć. Żeby tylko chciało tak zostać:)