Na przywitanie podniósł mnie i moimi nogami radośnie zamajtał. "Ach, jak teraz łatwo i przyjemnie Tobą huśtać". Skromny uśmiech wykwitł na mym ust pąsie. Tylko jedno kilo. Ale wizus mój inny. I niespodziewana frajda dla Pana i Władcy. Tężyzną muskułową mógł się popisać, majtając żoninymi nogami.
A potem wieczorem drobne słowa. Trochę więcej złych słów. (no, przecież nie będę siedzieć cicho jak mysza). Znacznie więcej złych słów.
I gula w gardle. I wzajemne obrażenie. Nie dojdziemy, czyja wina. To nieważne. Tylko ból. Mój. Jego też.
Osobne łóżka. Osobny sen. Bez ciepła drugiej głowy na poduszce obok. Bez lekkiego śródsennego przytulenia na chwilę. Bez bezpieczeństwa drugiego oddechu w nocnej ciszy.
Poranne błagające, smutne, przepraszające oczy. Nagus niewyspany klęczał przed-świtnie koło mnie, śpiącej w pokoju córki. Kot mu się ocierał o ... nieważne ... i łaskotał... odbierając powagę chwili.
Niepotrzebne. Te przeprosiny.
Bo... "za późno na przeprosiny, Mój Słodki Książę. Już Ci wybaczyłam".
Ale ... przepraszam nie wystarcza. Za którymś razem "przepraszam" to za mało. Przeprosiny nie zawsze mogą wszystko naprawić. Są słowa, które w duszę zapadają. I na zawsze jesteśmy skazani na ich pamiętanie.
Wagowo - gorzej. No cóż. Ser śmierdzący taki był smaczny nocą. I ciabatka. Chyba jedna, nie pamiętam dokładnie. Może dwie. Albo tylko półtora. Przez mokre oczy nie dojrzałam, ile kroję. I resztka lodów mulionowych. Teraz w zamrażalniku zostały tylko czekoladowe z kawałkami czekolady. Takich to nie wyżeram łakomie.
Zastanawiam się na rowerem. Ale ból duszy odebrał radość każdej aktywności. Nie bardzo mi się chce.
haanyz
26 maja 2010, 13:28Przepraszam Cie, rozumeim powage sytuacji, ale przed oczami mam tylko kota ocierajacego sie o ...niewazne co.....