Pewnie większość z Was słyszała o morderstwie na ul. Piotrkowskiej w Łodzi.
Od razu kiedy się dowiedziałam, byłam pewna, że zginął ktoś z moich znajomych. Tak bardzo, tak bardzo chciałam się mylić... Nie myliłam się...
Zginął mój kolega z klasy z LO. Był szkolnym casanovą, wszyscy go lubili. Lubił imprezy, był roztrzepany, wiecznie uśmiechnięty. Na lekcjach rzucał żartami takimi, które pamięta się do tej pory. Wszyscy bardzo go lubiliśmy. Był honorowy. Bardzo. Był też szarmancki. Wysportowany. Przystojny. Heh, chyba połowa dziewczyn w szkole się w nim kochała. Dusza towarzystwa. Niestety... już tylko Dusza...
Nie mogę w to uwierzyć... Nie chcę w to wierzyć...
edit:
Złapali sprawców. Ten który dźgał M. stwierdził, że diabeł kazał mu zabić. Dźgał go 9 razy. W brzuch, plecy, twarz, szyję... 7 ciosów było śmiertelnych. Karo śmierci, wróć! Tylko inna. Powolna. Obdzieranie ze skóry i przypalanie ścięgien, a potem nabijanie na pal. Bo tak kazałby mi diabeł...
klauduniek
16 lutego 2013, 19:52smutne ;(
bede.szczupla
16 lutego 2013, 19:48a co do naleśników, to były normalne naleśniki z dodatkiem różowego barwnika ;)
NaMolik
16 lutego 2013, 19:44:(
neees
16 lutego 2013, 19:42przykra sprawa :/ jeszcze taki młody chłopak...
bede.szczupla
16 lutego 2013, 19:41Bardzo ciezko jest uwierzyć w śmierć osoby, którą znaliśmy, która miała całe życie przed sobą...