Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Cel Zuzy.


Witajcie !
Nie wiem jak zacząć pisać, bo wiadomo, że pierwsze słowa są najtrudniejsze, ale postaram się coś sklecić, z racji, że jest już druga (teraz już trzecia)w nocy nie będzie to bardzo ambitne ( chociaż wielu twierdzi, że to właśnie noc sprzyja rozmyśleniom) Nieważne. W każdym bądź razie jestem tutaj by coś zrobić, by czegoś dokonać. By pokazać sobie, rodzinie, przyjaciołom, oraz Wam, że jeśli czegoś naprawdę chcemy, jeśli naprawdę nam na tym zależy, każda myśl skupia się tylko i wyłącznie na tym jednym celu, to potrafimy zdziałać cuda i potrafimy wznieść się na wyżyny własnych możliwości. Każda z nas jest tutaj po to by pokazać i wesprzeć duchowo drugą osobę i udowodnić, że niemożliwe staje się możliwe. Potrzeba jedynie czasu, wytrwałości, wsparcia innych ludzi. To cały przepis na sukces, który miejmy nadzieję osiągnę za kilka miesięcy.

Co tutaj robię? Właściwie przyznam się Wam do czegoś. Już od dawna śledzę wpisy, Wasze wyczyny, czytam Wasze notki. Czapki z głów. Niektórzy mają w sobie taką zaciętość, iż potrafią zrzucić ponad 15-20 kilogramów. I tak właśnie postanowiłam się do Was dołączyć. Długo nad tym myślałam. " Skoro oni tak świetnie radzą sobie mimo małych upadków, to Ty sobie nie poradzisz?", " Zrób coś raz dla siebie Zuza, to ostatni dzwonek".

Wiecie dlaczego ostatni dzwonek? Już tłumaczę.
Tak, jestem swoją własną ofiarą. Przyznaję się z dłonią na sercu. Jak to było? A no właśnie tak. Były diety, białkowe, owocowe, głodówki. Wszystko to już było. I co ? Maksymalnie 3-4 kilogramy. Chciało by się powiedzieć : i co dalej? No właśnie, że nic. Powróciłam do swoich starych nawyków a kilogramy nie uleciały w krystaliczne powietrze, a niestety wróciły.

Tak, wstyd się przyznać. 20 lat na karku, a taka durna dziewucha. Każdy robi błędy, jedni większe, drudzy  mniejsze, ale najważniejsze jest to jak się z nich podnosić.
A podniosłam się dokładnie 4 lipca. Wtedy powiedziałam sobie, że mam teraz naprawdę mnóstwo czasu, że potrafię zrobić coś ze swoim życiem. Nawet jeśli teraźniejsze życie miałoby się odbywać bez imprez, a polegać na codziennych ćwiczeniach. Codziennie wytrwale pedałowałam godzinę na rowerze stacjonarnym. Jadłam 3 posiłki dziennie( te bardziej konkretniejsze), a w międzyczasie jakieś owoce. Piłam codziennie minimum dwa litry wody. Co mi to dało? 1 kilogram w dół. Wiem, że to mało. Wiadomo, też chciała bym 3-4 kilogramy na tydzień, ale nie chce ograniczać jedzenia, a potem chodzić niczym widmo i straszyć ludzi, a co gorsze gdzieś zemdleć. Myślę, że to dobry optymalny wynik. Dzisiaj mam w planie zakupić skakankę. Od zawsze lubiłam tę formę sportu i nie sprawiała mi ona najmniejszych trudności, a co lepsza frajdę. Ćwiczyłam kiedyś już z Chodakowską, ale stwierdziłam, że nie ma to sensu. Ćwiczenia mnie wykańczały, moje biodro dawało się we znaki, więc stwierdziłam, że muszę sama pomyśleć co chcę ćwiczyć, co chcę robić, w końcu z tym będą związane kilka moich najbliższych miesięcy. Padło na rowerek i skakankę. Myślę, że to dobry wybór.

Postaram się dodawać tutaj codziennie wpisy, jak się czuję, co się u mnie dzieje, a jeśli znajdę mój aparat( wstyd, ale bałaganiara ze mnie) to pododaję zdjęcia moich potraw.
A teraz dokończę oglądać film " Ted", ostatnio mam bardzo dużo czasu i poświęcam go tylko na oglądanie filmów :)
Znacie jakieś godne polecenia?




a teraz macie kilka moich inspiracji na tegoroczny dzień :)





Już nic więcej nie piszę, bo Was zanudzę na śmierć :)
~ Zuza
  • noomu

    noomu

    13 lipca 2013, 07:29

    Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia do wymarzonej sylwetki :-)

  • jolakosa

    jolakosa

    13 lipca 2013, 07:11

    powodzonka :)