Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Łękotka, metrowiec i katar z nosa


Pierwszy dzień rehabilitacji za mną. Podczas wstępnej oceny, jakie zabiegi będą potrzebne, fizjoterapeutka oceniła, że z kolanem jest coś nie tak. Poszłam sobie zatem prywatnie na USG. Efekt:

- 80zł mniej w kieszeni

Od teraz mam powoli problem materialno-anatomiczny. Zaglądam do portfela, a tam h***

- łękotką rozwalona, zerwane więzadła poboczne jakieśtam i przednie, płyn w stawie kolanowym...

Hmm... Może dlatego nie mogę chodzić ;)

Zdenerwowałam się okrutnie, wróciłam do domu i postanowiłam zjeść kawał ciasta (metrowca). W swym łakomstwie nałożyłam na talerz cały posiadany kawał, udałam się po schodach na górę i tam... Potknęłam się, a talerz rozprysnął się na kawałki, mieszając swe świetliste drobinki szkła z moim kremem waniliowym. W efekcie wypiłam sok z marchwi i położyłam się na kanapie, by do jutra prowadzić tam życie kontemplacyjne.

To jednak również się nie powiodło. Córcia jest od dziś (nadal liczę, że do dziś i tylko dziś) chora, więc atakowałam ją aspiratorem, w celu odglucenia, nie krzywdzenia.

The End