Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Sobota


Fatalnego nastroju c.d. Wiem, jest sobota, nie ma co się dołować, ale to chyba niezależne ode mnie. Do tego fatalnie się czuję. Po pierwsze - te dni, nic fajnego i przyjemnego. Po drugie przeskoczył mi dysk w szyi, więc boli jak cholera i jeszcze na pewno parę godzin nie będzie za wesoło. Wiem, bo to nie pierwszy raz. Ja się ma dyskopatię, to tak już jest. 
Próbuję sobie pożyczyć od kogoś jakiś sprzęt do ćwiczeń, rowerek, czy orbitek, bo mam naprawdę dużo zapału do ćwiczeń, ale niestety chodzenie codziennie na silownię nie wchodzi w rachubę, bo ani pieniędzy, ani czasu tyle nie znajdę, a w domu to jednak przed spaniem można sobie trochę spalić. Może mi się uda, a jak nie, to pomyślę o kupieniu jakiegoś, może na raty. Zobaczymy. Niezaprzeczalnie jednak poprawiłby mi to nastrój. Miałabm wrażenie, że naprawdę coś ze sobą robię. To nie znaczy, że teraz nie robię, bo 7 dni A6W, codziennie podwójna dawka 8 min. Legs i 100 zwykłych brzuszków, ale czemu nie robić jeszcze więcej (to tak w związku z obsesją, która nadal trwa, albo nawet się pogłębia). 
Chyba pójdę na spacer. Świeci słońce, więc może jakiegoś optymizmu mi trochę przyniesie. Mój pies pewnie też będzie szczęśliwy. Oczywiście zamiast tego powinnam posprzątać, ale mam pretekst, żeby tego nie robić, bo boli mnie szyja. Tak spacer... To lepszy wybór.