Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wiosna, miłość, koncert, Święta, czyli wszystko i
nic...


Zaniedbałam trochę mój pamiętnik, ale mam dobre usprawiedliwienie. Zrobiła się piękna pogoda, więc raczej nie siedzę przy komputerze, na czym cierpi nie tylko mój pamiętnik VItalii, ale również pisanie. Cóż... Wiosna. Jeszcze żeby się tak zakochać... Najgorsze jest to, że facet, który mi się podoba, absoltnie jest poza moim zasięgiem i niczego prócz przyjaźni nie mogę oczekiwać. Kolejny toksyczny układ w moim życiu. 
Może powinnam sobie jakiegoś Niemca wybrać, jak dzisiaj pojadę na koncert. Ja mu zaśpiewam: "Tod! Tod! Wo ist dein Stachel?", a on zakocha się w moim sopranie i powie "Ich liebe dich!". Nie! Koszmar! Z resztą nawet Wanda nie chciała Niemca. 
Ale co tam, chudnę, więc już niedługo będę laskowata i może kogoś oczaruję, zanim się pokapuje, że mam coś w głowie i nie jestem typową kobietą i kobiecymi zainteresowaniami. A jak już Go oczaruję, to może moje nienormalne zainteresowania jakoś przełknie. 
Na razie to tyle, bo idę prostować włosy, które po wczorajszym basenie zostawiłam samym sobie i efekt jest piorunujący, dosłownie, jakby mnie piorun strzelił w głowę. I jakieś czarne ciuchy muszę znaleźć, choć to wyjątkowo kłóci się z pogodą i nastrojem, bo mam ochotę na żółty, albo błękitny. Niestety, dyrygent chyba by tego nie zaakceptował. Z resztą, ani żółty, ani błękitny nie pasuje do śpiewania o śmierci, o Wielkim Piątku nie wspomnę.
A przed Świętami życzę wszystkim  i sobie też, wytrwałości w dietowaniu w czasie rozinnego obżarstwa. A tak poza tym to wesołych, słoneczych, rodzinnych i niezapomnianych Świąt!