...jak wczesniej napisalam w pospiechu,czekalam na gosci...,czego bardzo ale to bardzo nie lubie,kiedy jasnie laskawi zaproszeni dotarli na miejsce zaczela sie zabawa...,zaczela sie od przebrania mojego szwagra za duchownego,przy tej okazji sesja zdjeciowa i multum smiechu....,byly toasty ,odspiewane sto lat ....bardzo dlugie z reszta ale mozna wybaczyc bo jednak solenizantki byly dwie...,kolejne byly kalambury....,super zabawa noi panowie przegrali tlumaczac sie tym ze my jestesmy trzezwe....(malo satysfakcjonujaca wymowka),nastepnie tance,spiewy i swawole....,jednym slowem bylo super,impreza trwala do 3:30 nad ranem ale musialysmy nadrobic dwu miesieczne zaleglosci z siostra wiec w lozkach bylysmy dopiero ok 5:30,nasze slodkie dzieci nie byly dla nas zbyt wyrozumiale wstajac o 8:30 no ale coz,to nie one balowaly do bialego rana....,i tak minela sobota i niedzielna noc....