Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
GRUBA się odchudza. KANAŁ.


Co za KANAŁ. to jest wręcz niewyobrażalne - jak czytam to, co jeszcze zeszłego lata pisałam. Szok i niedowierzanie. 

Mianowicie ważyłam wówczas 88,8 kg i mamrotałam coś o ciągłym tyciu. Mamrotałam?

Od kilku miesięcy na wadze widzę w kółko 92,5 - 94,5 kg. KANAŁ. Wiem, że już się mężowi nie podobam :( Bo komu by się podobał Grubas? I zamiast coś ze sobą zrobić - pokątnie żrę czekolaki, ciasteczka kiełbasy parówki... wszystko to, czego mi z pewnością nie wolno. KANAŁ.

Co z moim planem 0-1-2-3? KANAŁ.

Wyglądam fatalnie. skóra tak otłuszczona że aż pomarszczona jak u takiego pieska, co skóry ma za dużo. KANAŁ. Udo ociera o udo, brzuch telepie przy każdym kroku, ramiona wiszą jak kalesony.... boczki wylewają się z jeansów, schabiki wypływają spod stanika. KANAŁ jak Wisła. Albo Amazonka. To się nazywa brak szacunku do samej siebie. Jestem zaniedbana, zmęczona codziennością, bez energii, bez kondycji. Jestem GRUBA. to ci KANAŁ.....

I wiecie co? Wcale nie chce mi się głodzić. Prawdopodobnie nie podołam temu postanowieniu. Może wytrwałabym do 15ej... góra 16ej. Potem rzucę się na żarełko. Dlatego też GRUBA musi schudnąć.

Aby lepiej się czuć.

Aby lepiej wyglądać.

Aby podobać się znowu swojemu mężowi.

Aby - uwaga - móc mieć drugie dzidzi. (otyłość upośledza płodność...)

Aby inni nie obgadywali mnie za plecami. Bo teraz gadają.

Ah, no tak - aby móc coś na siebie włożyć. Cokolwiek co nie jest workiem. A w lipcu K wesele. uhhh aż się iść nie chce :(.

KANAŁ. tyle w temacie.