Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Co ze mnie za kobieta?!


Poryczałam się dziś, bo jednak będę musiała kupić sobie nową kieckę na wesele. I to nie dlatego, że jednak nie wejdę w tę zeszłoroczną (bo wejdę). Ale dlatego, że jednak wypada mieć coś nowego, bo wtedy wiadomo, że człowiek się stara dla Pary Młodej dobrze wyglądać.Tym bardziej, że to wesele mojego szwagra. Tak mi zasugerowała moja teściowa i chyba faktycznie coś w tym jest. Teściowa to złota kobieta z resztą i na pewno nie chciała mi sprawić przykrości. No ale zanim się zastanowiłam, to się poryczałam z żalu, że moje ogromne starania, żeby schudnąć do wesela  i zmieścić się w tę nieszczęsną sukienkę to jednak za mało. Nadal jest mi trochę przykro, bo taka byłam z siebie dumna i cieszyłam się, że mi się udało. Dziwna jestem, nie?;)  No ale nic to.... trzeba będzie się na te zakupy wybrać. Tylko, że będziemy musieli jechać do miasta jutro z dziećmi. I musimy się wyrobić do ok. 12.30, bo mąż musi jechać do pracy w Gliwicach na 14. Perspektywa zakupów ciuchowych sama w sobie mnie przeraża (NIENAWIDZĘ kupować sobie ubrań) a do tego jeszcze to drobne towarzystwo i deficyt czasu psują i tak nikłą radość z wyrwania się z domu i osiedla.Dlatego też, albo kupię łach błyskawicznie, albo wcale. Naprawdę szkoda mi kasy na sukienkę w rozmiarze 42 :( Planowałam zaszaleć w czerwcu z rozmiarem 36-38. Może uda mi się kupić taką, co to łatwo będzie przerobić? I z maxi w październiku zrobię sobie mini w czerwcu? :D

Dlatego ponawiam pytanie: co ze mnie za kobieta, skoro rozpaczam, że MUSZĘ zrobić zakupy ciuchowe?(smiech)(smiech)(smiech)