Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zamotanie w fazie drugiej


  Na śniadanie rukola z papryką i łososiem, doprawiona pieprzem, octem winnym i sokiem z cytryny. Nawet smaczne. Szykując sobie obiad, tj. Zupę z fasolką, selerem, pietruszką i czosnkiem, marchewką. No i tutaj zonk, bo dopiero potem sprawdziłam, czy ta pietruszka i marchewka mogą się w tej zupie znaleźć. O pietruszce ani słowa, a marchewka dozwolona jest tylko w pierwszej i drugiej fazie. Dzisiaj ją zjadłam, niewiele, więc nie ronię łez. Jutro wyjmę ją z zupy i zjem kolejnego dnia. Znalazłam informację, że zabronione są zwykłe ziemniaki, kukurydza, ale o marchewce nigdzie nic, więc potraktowałam ją jako warzywo dozwolone, a tu zaskoczenie. Doinformowałam się, również, że spośród wszystkich sałat nie wolno w tej diecie wybierać lodowej. Ciekawa jestem czemu. To akurat moja ulubiona. Roszponkę też lubię, ale ile w kółko można wybierać ten sam produkt. Wizualnie działa zniechęcająco do jedzenia. 

Na liście dozwolonych produktów jest kilka nieścisłości. Słodkie ziemniaki, czyli pataty, czy też bataty są na niej ilościowo ograniczone, a niedawno Pomroy ogłosiła, że jednak można je jeść w każdej fazie bez ograniczeń. Hmm, może co do marchewki też zmieni zdanie. We wstępie jest informacja, że fasolę można jeść pół szklanki we wszystkich fazach. W tabeli, że tylko w 1. i 3. W rozpisce na kolejne fazy, w pierwszej zaleca się jeść świeżą i suszoną bazylię, w tabeli już nie. Można dostać zawrotu głowy. Są to niby niewielkie różnice, ale mimo wszystko stresujące, a stresu podczas diety zaleca się przecież unikać.

Nie powinnam, ale ważę się codziennie, żeby podpatrzeć jak mój organizm reaguje na kolejne fazy. Dziś było 10 dag mniej, zawsze coś. Cieszę się z tych małych kroczków. 

W piątek mamy imprezę, z której nie dam rady się wymigać. Zastanawiam się jak przetrwam ten wieczór. Narazie udawało mi się unikać wszelkich pokus, a właściwie walczyć z nimi. Np. dzisiaj upiekłam mężowi ciasto z czekoladą, a na obiad miał klasycznego schaboszczaka. On ma to szczęście, że nigdy nie musiał walczyć z nadwagą. Jakoś przetrwałam. Byłam też u mamy, a tam na stole wafelki pryncypałki. Kocham, ale cóż. Mina pt. Jestem twarda, nie dam się. No i jakoś wcale tak strasznie tego nie przeżyłam.  Klasycznej herbatki też odmówiłam, mama w szoku i z pytaniem, czy się czasem nie obraziłam, że nic nie chcę.