W piątek miałam imprezę, która była wielką niewiadomą i wyzwaniem. Na wszelki wypadek zabrałam ze sobą sałatkę z tuńczykiem, ale nie było tak źle, żeby po nią sięgać. Piątek był dla mnie pierwszym dniem pierwszej fazy, więc mogłam jeść owoce. Sięgnęłam więc po świeżego ananasa. Przy kolacji podano różne mięsa i całe szczęście była wśród nich pieczona roladka z piersi z kurczaka, faszerowana szpinakiem. Odkroiłam tylko panierkę. Spokojnie się tym najadłam. Po jakimś czasie, mimo że w pierwszym dniu tłuszcze są zabronione, sięgnęłam po sałatkę z granatem polaną vinegretem. Była przepyszna. Zjadłam jej tylko trochę, więc bez wyrzutów sumienia. Wypiłam też dużo gorącej wody z cytryną, kiedy inni serwowali sobie kawkę. Najlepsze w tej imprezie było jednak to, że wytańczyłam się za wszystkie czasy, automatycznie zaliczając pierwszofazowy, bardzo intensywny trening cardio. Co z wagą? Stanęła w miejscu, ale się tym nie martwię. Ruszy w dół, jestem o tym przekonana:)