Dzis moj ostatni dzien w pracy...tzn ostatni przed urlopem. Jutro jade do Polski...do Mamy...na caly tydzien!!! A potem najprawdopodobniej Mama z mezem przyjada do mnie. fajnie bedzie! Przynajmnie nie bede siedziala sama w domu...
G. nie daje mi spokoju, od czasu do czasu bombarduje mnie telefonami i e-mailami. Wczoraj wieczorem dzwonil, ale nie odebralam. Cale szczescie, ze nie ma komorki a w domu ma wylaczony telefon (jedyny kontakt to przez jego Mame) przynajmniej nie mam mozliwosci nagabywac mnie codziennie....Mimo wszystko jest mi ciezko, trudno tak komus powiedziec, ze jest beznadziejny i zeby spadal. Tymbardziej, ze on chce, zebysmy sie sie pobrali i obiecuje, ze juz nigdy mi nie zrobi zadnego swinstwa...Nie bardzo wierze ze wytrzyma, choc napewno ma dobre checi. Strasznie mi zal, ze mi sie nie ulozylo i wygodnie by bylo dalej zyc marzeniami i dalej sie ludzic, ale postanowilam (i tego sie trzymam) rozwiazac ten problem racjonalnie.
Dietke trzymam..na razie.Dzisiaj rano wazylam 91.9kg. Troche sie oczywiscie obawiam co to bedzie w Swieta, ale tak sobie mysle..ze jak dalam rade w Boze Narodzenie..to Wielkanoc pojdzie gladko...
Sciskam was wszystkich i zycze Wam Wesolych Swiat!