Dziś niedziela i święto. Dzień bezczynności, bo Krzysiek nosem kręci jak coś chcę robić. Nie chcę się z nim kłócić, a tak by się stało gdybym poszła plewić w ziemniakach. Jak miałam zamiar zrobić. Trzeba wczorajsze dwa talerze zupy na wodzie z parzenia schabu spalić. W poniedziałek ma być deszcz i pewnie znowu nic nie zrobię. Męczy mnie to, bo robota się nawarstwia czego nie lubię. Może za to pójdziemy na spacer do lasu albo na łąki. Trzeba by sprawdzić czy już można zerwać pączki brzozy. Obiadu dziś nie będzie. Będą za to pieczone nad ogniem kiełbaski. Wieczorem będzie ciasto z rabarbarem, bo już potężne kępy mam w ogrodzie. Na śniadanie był jogurt. Dieta około 1200 kalorii zachowana. Po południu powinnam czytać książkę, o ile chcę ją do czwartku skończyć. W czwartek Krzysiek idzie do biblioteki to odda...Jutro może pojadę do centrum, bo trzeba by kupić suszony nawóz bydlęcy i może kapusty i sałaty. Sałata co prawda mi pięknie wykiełkowała na oknie w kuchni, ale jest jeszcze zbyt mała, zeby ją wsadzać do gruntu. Niech podrośnie.
brugmansja
3 maja 2015, 19:14Przymierzam się i ja do drożdżowego z rabarbarem, bo rośnie jak szalony. ale nie dzisiaj. Dzisiaj luz. pozdrawiam
araksol
3 maja 2015, 20:05Zrobiłam to ciasto...
gilda1969
3 maja 2015, 12:00Krzysiek ma rację. Święto należy świętować, a praca nie zając:))) Miłego spaceru Wam życzę:)
araksol
3 maja 2015, 20:04no niby nie zając, ale deszcz...