Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Natchnienie...


Niedziela minęła mi spokojnie. Wstałam z trudem o 11, wypiłam kawę i zabrałam się za kolczyki, bo natchniene wróciło. Po południu przespałam się chwilę i działałam dalej. Później wszystkie kolczyki wstawiłam na Srebrną agrafkę. Może coś się uda sprzedać. Wszystkie kolczyki drewniane już ozdobiłam. Czas zamówić następną porcję. Pomysłów trochę mam. Zamówię też przy okazji broszki, breloczki i magnesy. Może też jakieś zawieszki w kształcie serca i ze dwie skrzyneczki. Dziś koniecznie muszę zrobić zdjęcia lampionów, żeby je dać na Srebrną agrafkę. Powinnam pomyśleć też o DaWandzie. Może czas pomyśleć o blogu typu galerii, bo na dobrze pozycjonowaną stronę mnie nie stać? Myślałam o Allegro, ale tam jest opłata za wystawienie, a w tej chwili nie jestem gotowa na to aby płacić. Może kiedyś...W tej chwili działam i to mi sprawia frajdę. Sprzedać by się jednak coś przydało, bo moja pracownia jest mała, a materiały też kosztują i to wcale niemało. Tym razem zdjęcia fatalne, bo wszystko się nienaturalnie błyszczy, a powinny tylko pierwsze, bo są z brokatem...Chyba będę musiała zdjęcia jeszcze raz zrobić...

Dzisiejszy dzień powinien minąć bez większych wrażeń. Krzysiek jedzie do biblioteki, ale po południu będzie już w domu. Może wyjdziemy coś zrobić w ogrodzie choć wątpię, bo pada deszcz. Koleżanka już je swoje pomidory, a moje są jak zielone orzeszki. Je też kabaczki, a moje krzaczki ledwie od ziemi odrosły. Ech...Inna sprawa, że ona całe dnie spędza w ogrodzie, a ja wpadam jak po ogień... Powinnam wyplewić i ogłowić bób, bo już prawie doszedł. Diety dziś nie ma, bo Krzysiek uraczył mnie pączkiem.