Wczoraj miało być bardzo gorąco, ale przez część dnia padało i dobrze. Dziś słońce. Czekam na deszcz, bo trzeba podlewać. Dziś deszczu ma nie być to wykorzystam czas i spryskam resztę randapem. Już dużo nie zostało. Nie widzę, żeby to pryskanie miało negatywny wpływ na owady. Ile ich było tyle jest. Nawet motyle są. Moze pryskanie większych obszarów jest w stanie wszystko co latające wytruć, ale nie obszar 2m x 2m.
Dziś obiad na raty. Zmieniłam zdanie. Rano makaron z serem i borówkami, a później placki z cukinii. Ja jeszcze może zjem jajka z majonezem albo sosem musztardowym. Krzysiek pewnie zje parówki albo kanapki, bo on bez chleba żyć nie moze. Teraz je ciemne i tyle dobrego. Zastanawiam się czy do września mi jeszcze coś waga spadnie. Niby się nie odchudzam, ale stosuję raz w tygodniu posty. Jak ja już za wrześniem tęsknie, bo i dieta i błogi chłód.
Dojrzałam chyba do tego by wprowadzić nieco zmian w swoje życie. Chodzi mi o pracę w sobotę i w niedzielę. Ostatnio pracuję dość intensywnie w tygodniu i gdy nadchodzi weekend jestem nieco psychicznie zmęczona. Można by sobie pracę odpuścić, zrelaksować się i zająć typowymi przyjemnościami. No przynajmniej wtedy gdy zarobek w tygodniu bedzie zadawalający. Tak jak to było ostatnio. W weekend tym razem odpoczywałam. Teraz zarabiam na drugą rabatę koło tarasu. Chodzi o zakup ziemi do skrzyni i kolejne rośliny. Chcę z tym ruszyć pod koniec miesiąca. Na razie zarobiłam na 2 mniejsze skrzynki, rośliny kupiłam i czekam na nie. Z tą dużą chcę poczekać do końca upałów, bo nie chcę codziennie podlewać.
Ostatnio zdałam sobie sprawę, że pożegnałam większość osób w moim życiu. Z bliskich został mi tylko Krzysiek i Sebastian no i zwierzęta, ale i one się bardzo postarzały. Czas pożegnać też niektóre zwyczaje i tradycje. Choćby wędzenie, obfite święta i przejadanie się. Otyłość też trzeba pożegnać. Ona mi akurat zbędna. Wędzenia szkoda, bo ten zwyczaj był bardzo fajny. Lubiłam wędzić za specjalny klimat. Lubiłam też smak wędzonek. A może pomyślę o wędzeniu ryb? Sera? SWięta kojarzyły mi się obfitością. Lubiłam planować co przygotuję i tą gorączkę przedświąteczną. Teraz z tego trzeba zrezygnować, bo przecież chcę być szczupła.
Wczoraj było prawie 30 minut jogi. Cwiczeń nie dołożyłam tylko dobrze oddychałam. Fajnie mi się ćwiczyło.
toperzyca
17 lipca 2024, 10:54W świętach kulinarnie lubię to, że jemy wtedy rzeczy, których się w zasadzie bez powodu nie je cały rok np. uszka z prawdziwkami..., ale stąd trochę tej świątecznej magii, coraz częściej odchodzimy od różnych tradycji, wydaje mi się, że część domowych tradycji warto kultywować...w końcu jak lubicie wędzić, można właśnie wędzić ryby i jest super...a skoro Krzysiek jest taki mięsożerny, to zdecydowanie lepiej coś uwędzić niż jeść parówki....a tak przygotowane mięso może poleżeć, nie trzeba go od razu zjadać....
araksol
17 lipca 2024, 11:36no wiem tylko my jesteśmy łakomi i jak jest to jemy. Pomyślę o wędzeniu ryb i sera a dla Krzyśka o wędzeniu udek...:)