Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Szafa gra na... 52.


W mojej szafie są ubrania w rozmiarach od 38 do 52. Zastanawiam się dlaczego tak trudno jest się pozbyć tych najmniejszych, tych które od kilkudziesięciu miesięcy tylko zajmują miejsce. Gdzieś w głowie ciągle brzmi nadzieja, ze przeciez w nie wejdę, to moja ulubiona sukienka, w tym byłam na ważnej imprezie, to lubię, a to kupiłam za podwójny majątek. Mnóstwo bezsensownych powodów... Tez tak macie? 

W ramach ćwiczenia szczerości ze samą sobą spakowałam wór na Caritas. Powędrowały tam niektóre rzeczy z metkami, które kupiłam kilka lat temu "ku motywacji", "odrobinę" za małe. Jeszcze nie dorosłam do tego by pozbyć się wszystkich. Poza tym skoro chudnę to tym razem moze naprawdę w nie wejdę! Powędrowało też kilka rzeczy odrobinę - tym razem już dosłowną - za dużych. Teraz jestem w takim momencie, ze 50 jest dla mnie za duże, a 48 za małe... Oczywiście zalezy jaka firma, krój itp, ale tak uogólniając. Myślę sobie, że wymiana garderoby będzie też nagrodą. Super będzie wejść do slepu i kupowac to co mi się podoba, a nie to, w co uda mi się wcisnąć. Skupiam się na tu i teraz, walczę dalej!

Tylko rozmiar skarpet bezwzględnie już z 2o lat taki sam;)

  • kociontko81

    kociontko81

    13 czerwca 2017, 00:19

    Gdy ostatnio schudlam to zostawilam sobie pare par spodni.. dla motywacji i porownania. Niestety rok pozniej znowu je nosilam.. teraz walcze od poczatku. W szafie mam 4 pudla: ubrania za male, za duze, lato i zima. Oczywiscie co jakis czas przegladam, dorzucam tam nowe rzeczy itd. Wydaje mi sie ze warto zostawiac rzeczy uniwersalne jak jeansy czy koszulki ktore nigdy nie wyjda z mody. Te wszytskie pudla chyba bede towarzyszyc mi juz do konca zycia. Taki urok grubasek.

    • Azane

      Azane

      13 czerwca 2017, 16:05

      takie porównanie, o którym piszesz to rozsądny pomysł. Tylko właśnie co robić zeby to już nie były użytkowe rzeczy. Kazdy dzien to jednak walka... Mam takie jeansy. Kilka miesięcy walczyłam ze sobą, bo marzyły mi się spodnie z dziurami, poprzecierane itp. W końcu przekonałam samą siebie, że nie tylko w rozmiarze modelki można w takich chodzić. Kupiłam! Teraz mogę je założyć bez rozpinania guzika i jeszcze z luzem przechodzą mi przez biodra- czuję dziką satysfację z tego powodu... Do ludzi w nich nie pójdę, ale koło domu mogę się pokręcić. Też miałam takie paczki, a właściwie reklamówki, bo je łatwiej gdzieś wcisnąć, aby mąz nie widział... Mimo wszystko, trudno z pełną szafą, nawet niepasujących ubrań tłumaczyć, ze NAPRAWDE nie mam się w co ubrać...