Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ruch jak w Paryżu na wsi...


W czwartek odpuściłam bieganie. Myślałam czy ny nie zrobić piątkowego treningu, ale czułam się zmęczona.


W piątek pracowaliśmy krócej bo mieliśmy spotkanie firmowe. Najpierw godzinka kiedy szefowie omawiają sytuację w firmie. Ilu jest pracowników, ile chorobowego było, ile godzin w roku robiło się jakie zadania plus w ttm roku ile kosztuje energia i gaz i jak sobie firma z tym radzi. Zbudowana zostaje przestrzeń o niskiej wilgotności powietrza do przechowywania nasion, które ja i mój kolega produkujemy. Ciekawe, że dowiedziałam się o tym dopiero że spotkania, a panele ścienne leżą już przygotowane... No ale nie czepiajmy się szczegółów. Później było podsumowanie wyników finansowych firmy i rozdanie kopert z premiami. Dostaliśmy z mężem ponad 11 tys euro brutto. Nie sfinansuje to mojego ogrodu ale odkładam dalej. 


Po spotkaniu zostaliśmy chwilę na imprezie. Dałam propozycje nazw nowych odmian szefowi, bo każdy dostał takie zadanie i jestem ciekawa czy się przydadzą. Później zakupy, urodziny koleżanki, gdzie wpadliśmy ttlko dać kwiaty i do domu. Na mecz. Wpadł się pożegnać kolega z Ukrainy, który wyprowadza się z Holandii. To miłe że wpadł na kawę ten ostatni raz. 


 Taki zalatany dzień to był.

 Gdy poszedł, były już karne Holandii i w zasadzie nie było już ani chęci ani czasu na trening. Prosto do łóżka. Dziś dzień będzie długi, bo wstałam przed 5 rano... Siła nawyku. Jednak nie czuje się wypoczęta. W planach mamy odwiedziny u koleżanki i choinkę mają mi dostarczyć do domu. Póki co książeczka i kocyk. Może się prześpię podczas czytania.