Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Najtrudniejsze pożegnanie


Gdy zamieszkaliśmy w wynajętym domu kilka lat temu, mieliśmy bardzo fajną okolicę i miłych sąsiadów. W Polsce mieszkałam w małej wsi jak i dużym mieście i nigdy nie znałam sąsiadów. W rodzinnej wsi wiedziałam, kto jest czyją matką/babcią, ale nie znałam ich osobiście. Nie rozmawialiśmy, nie zbliżyliśmy się nigdy do siebie. Miałam 8 rodzin na mojej klatce schodowej i poza tym, że dziewczyna drzwi obok chodziła do mojej klasy, to o reszcie nie wiem prawie nic. Tutaj w Holandii żyje się inaczej. Zaprzyjaźnia się z sąsiadami. W zasadzie ludzie, których znam, a którzy unikają swoich sąsiadów lub źle o nich mówią to głównie Polacy. Bo Raymund łazi po nocach i szura meblami, bo sąsiadka kolegi jest wścibska i wisi w oknie, jak on ma znajomych na barbecue, bo obok mieszkają matka z córką i córka chyba pracuje na kamerkach z ogrodu i przyjmuje klientów w domu… Tak mówią o sasiadach moi polscy znajomi. Zaś moi holenderscy znajomi zapraszają sąsiadów na garden party, organizują dzień sąsiada we wrześniu i ogólnie dobrze żyją. A to przysiądą na ławeczce na ulicy i poplotkują sobie, a to idą razem do sklepu.

Gdy wprowadziliśmy się na Kievit, byliśmy jedynymi obcokrajowcami na osiedlu. Makler pytał właściciela domu, czy nie ma nic przeciwko, żeby Polacy wynajęli jego dom. Później dowiedzieliśmy się, że rodzina mu odradzała ten krok. Podczas jednej z pierwszych wypraw rowerami do sklepu – był on dosłownie ulice dalej – nasz sąsiad, Jan, zobaczył jak targam na bagażnikach kilka skrzynek piwa. Szykowaliśmy urodziny dla mojego męża i robiliśmy na raty zapasy wszystkiego, żeby nie musieć kupować na ostatnią chwilę. Sąsiad przyszedł do nas i pokazał na czarny samochód przed domem i powiedział do mojego męża „wiesz co to jest?” no.. Samochód. „no, to jak będziesz znów planował duże zakupy to przyjdź to dam Ci kluczyki. Po co masz rowerem tak dużo wozić. Można łatwiej.” szczęki nam opadły.

Spotykaliśmy się później regularnie na obiadki, piwko, winko i cała masę teunkow, które Jan kupował gdy upadały kolejne sklepy monopolowe. Jeździł, wiedząc dokładnie, gdzie będzie likwidacja i kupował po 12 butelek różnych likierów i win. Chętnie nas też nimi częstował. Co roku na westra robił smażenie iebolen i appelflapów. Siadaliśmy wtedy w jego ogrodzie wraz z innymi sąsiadami, a nawet i byłymi sąsiadami, i pijąc grzane wino wokół koksownika, jedliśmy świeżo smażone przez niego przysmaki. Dzieci biegały dookoła, sąsiadka przyszła z bobasem zawiniętym w pierzynkę. Było naprawdę sielsko.

Gdzieś w okolicach 60 urodzin jego dziewczyny, Annet, dowiedzieliśmy się że rak jelita Jana wrócił. Zaczął się proces leczenia, ale lekarz powiedział, że to już to. 2.5 roku może pożyje. Wiedzieliśmy, że Jan choruje, bo mówił o tym otwarcie. Miał stomię. Mimo to jeżdżę na wakacje z Annet, zajmował się znukami, opiekował się naszym kotem, jak byliśmy na wakacjach, wpuszczał na monterów do domu, gdy mieli wymienić liczniki, czy odbierał nasze paczki. Załatwił mi nawet pracę u znajomego swojego znajomego.

Jan zmarł w 2019 roku. Po krótkim osłabieniu i przejściu na pompę morfinowa, zmarł we śnie. Złamało nas to oboje. Wcześniej umarła mi babcia i dziadek i tak jakoś to mnie nie ruszyło. Zmarł później mój kolejny dziadek. Zmarły koleżanki że studiów jeszcze w czasie nauki jak i krótko później. Kilkoro moich znajomych popełniło samobójstwa. Ale śmierć Jana rozwaliła nas emocjonalnie. Czuliśmy się jakby był on nasza rodzina. Od zawsze. Tęsknię za jego przedrzezniajacym „głupi polak z głupim kotem”. Kurcze, on się zajmował naszym kotem choć bal się kotów. Nasz kot siedział u niego na oknie ostatnie 3 dni Jana życia. Annet mówiła, że kot wiedział.

Pogrzeb był straszny. Nie był taki bezosobowy, jakie widziałam w kościele katolickim. Raz przez całe moje życie – zdarzyło się, że ksiądz znał osobę zmarłą. O mojej babci jej propiszcz potrafił powiedzieć kilka anegdotek z ich relacji, choć moja babcia była bardziej katoliczką odmawiającą koronkę goniąc kaczki przez wieś niż siedzącą w pierwszej ławie parafianką. Jak szła do kościoła, to musiała iść łąką wokół jeziora, do sąsiedniej wsi. Mimo to ksiądz ją znał. O moim bracie podczas ślubu ksiądz powiedział, że mieszka w stanach. A niby ksiądz był z rodziny panny młodej. Brat nigdy nie był w stanach… Babcia męża niby w jednej parafii całe życie, jej córka pracująca dla księdza kupę lat, a ten i tak nie potrafił nic powiedzieć ponad wyświechtane regułki z podręcznika dla klechy. Pogrzeb Jana był zupełnie inny niż takie klepanie regułek i śpiewanie do dzwonków. Jan, jak większość Holendrów, był niewierzący. Ceremonia odbyła się w salo krematorium. Zebrało się około 50 osób, było czytanie listów, rodzina zwracała się do Jana leżącego w przybranej kwiatami trumnie. trumnie, którą wnuki pokolorowały kredkami, aby dziadkowi było wesoło. trumnie, która najpierw kilka dni leżała otwarta w salonie jego i Annet domu, aby każdy mógł się pożegnać. Zaproponowano nam takie pożegnanie, ale nie byliśmy w stanie. Ciężko nawet mi teraz o tym pisać. Całą ceremonię przeryczeliśmy. Spotkaliśmy ostatni raz jego brata, słuchaliśmy jak jego pasierbica mówiła o tym, jak Jan kochał święta i dekorował cały dom, by wszystkie dzieci z okolicy przychodziły popatrzeć na świecące kamieniczki, girlandy i inne ozdoby. Dawni sąsiedzi z poprzedniej wioski opowiadali, jak Jan zrobił święto trzech indyków i spotykali się u niego w domu różni ludzie przy trzech pieczonych indykach. Miał serce dla wszystkich, był zabawny, bezpośredni i naprawdę słodki. Brakuje mi go często.

Pół roku później wyprowadziliśmy się z tamtej wioski. W nowym sąsiedztwie mam fajnych sąsiadów, ale z nikim nie mamy tak bliskich relacji jak z Janem i Annet. Boje się nawiązywać ponownie tak bliskie relacje.

Zmieniając temat: w dwóch różnych miejscach widziałam tutaj krowy z takim białym paskiem przez grzbiet i brzuch. Zapytałam wreszcie kolegę z pracy – hodowcę krów – i tak: to jest rasa krów typowa dla Holandii. Są to mleczne krowy, a ja codziennie w drodze z pracy widzę stado byków. Teraz na zimę są takie fajne kudłate, ale Sjon mówił, że jest też odmiana czarna, ale jeszcze takich nie widziałam.

W niedzielę zrobiłam jogę – trochę mi lepiej z kręgosłupem dzięki temu. Muszę częściej się jogować.

W poniedziałek zrobiłam trening z ciężarami. Weszło dobrze, bo we wtorek miałam już zakwasy pod koniec dnia.

Mąż podał w niedzielę steka. W poniedziałek już zaczęłam posty za dnia, więc postawiłam na ogórkową na rozruszanie brzucha i później kura w panierce i brukselka. Na kolację przed samym snem zjadłam 3 pancake z dżemem malinowym, który dał mi kolega. Zdecydowanie było za dużo jedzenia. Mimo to wyszło ledwie 1300 kcal. Za mało z jednej strony, ale za dużo z drugiej.

  • Krummel

    Krummel

    8 marca 2023, 18:12

    Mam podobne odczucia Polska vs Niemcy. U moich rodziców w bloku każdy sobie mówi "dzień dobry" i na tym się kończy kontakt, w sumie, to chyba ludzie nie bardzo znają nazwiska sąsiadów. Ja mieszkam teraz na niemieckiej wsi, gdzie większość ludzi żyje tutaj od dziecka i mało jest mieszkań/domów na wynajem, dlatego też się trochę obawiałam jak to będzie, gdy pojawimy się my - przyjezdni. W życiu nie sądziłam, że zostaniemy tak ciepło przyjęci przez tą małą społeczność. Normalne są rozmowy przez płot, wypicie piwa na ogródku, wspólny grill. Mój tata był wielce zszokowany, gdy będąc u mnie, moi sąsiedzi zaprosili go na browara, a potem na partyjkę tenisa stołowego. Z resztą do tej pory, kiedy wiedzą, że wybieram się do Polski, piszą kartkę po polsku i kupują jakiś upominek dla moich rodziców.

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      8 marca 2023, 19:38

      Moja sąsiadka szła do innej sąsiadki schować w zamrażarce lody [tej drugiej nie było w domu, bo była na wakacjach] dla dzieci na dzień sąsiada. Przechodząc obok mojego ogrodu zobaczyła, ze jest u mnie koleżanka i kolega, podeszła, kazała się częstować lodami i poszła dalej. Znajomi zdziwieni, bo pierwszy raz panią na oczy widzą, a tu każdy dostał po lodziku do łapki :D Innym razem pracowałam z przyjaciółką w ogrodzie i nagle słyszę zza płotu "Ana is that you?" - sasiadka przyszła za chwilę sprawdzić, czy to faktycznie ja, bo powinnam być w pracy, czy złodzieje.

    • Krummel

      Krummel

      8 marca 2023, 20:55

      Nie wiem jak Tobie, ale na początku było mi się ciężko przyzwyczaić, że sąsiedzi zagadywali, pytali czy się dobrze "u nich" czuję. Teraz mówią o mnie "unsere Katja", co jest dla mnie szalenie miłe.

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      8 marca 2023, 21:23

      Sandra, ta sąsiadka od złodziei, była na wymianie w stanach. Powiedziała, że tam nie ma rozmów z sąsiadami. Ze podeszła do sąsiada, który w swoim otwartym garażu coś robił, poszła zagadać. Poprosił ja by opuściła jego posesję bo to nachodzenie i on sobie nie życzy, aby ona przychodziła bez zaproszenia na jego ziemię. Bardzo mnie to zdziwiło, bo z filmów amerykańskich inny obraz wyniosłam. Może od lat 90tych się sporo zmieniło. Przy okazji polecam pod kast Premiera Pisma. Fajne rozmowy o bieżących sytuacjach. Może się spodoba.

  • PACZEK100

    PACZEK100

    8 marca 2023, 16:28

    Niestety masz rację w Polsce to bardziej obgadywanie i patrzenie za firanek. Ja na szczęście nie doświadczyłam takiej straty jak ty, pięknie to opisalas.

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      8 marca 2023, 17:18

      Najgorsze są święta. Annet dekoruje pięknie dom, ale to Jan był duchem świat Bożego Narodzenia.

  • tara55

    tara55

    8 marca 2023, 16:06

    Ten kot mnie wzruszył... A Twoje krowy uwielbiam. Jakże dawno nie widziałam krowy, nie czułam jej zapachu i nie spojrzałam w jej cudne oczy. Aniu,... Jadę do Ciebie... 😉

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      8 marca 2023, 17:17

      Kusiło mnie by posmyrac te byki po zimowej sierści, ale to jednak kilkaset kilo zwierzęcia, które mnie nie zna. Za to wytknął mi eden język, co jest na zdjęciu we wpisie sprzed kilku dni.

    • tara55

      tara55

      8 marca 2023, 17:32

      Do byków nigdy nie zbliżaj się, bo oni są niebezpieczni.!!!!

  • tara55

    tara55

    8 marca 2023, 16:04

    Świetnie piszesz. Pozdrawiam.

  • marta715

    marta715

    8 marca 2023, 10:39

    Bardzo ciekawi mnie ta k...a w panierce...

    • Wisterya

      Wisterya

      8 marca 2023, 11:20

      Mnie też, i słownik nie zablokował! ;)

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      8 marca 2023, 14:16

      Ło Jezu! Dzięki za doczytanie 😂

  • Berchen

    Berchen

    8 marca 2023, 07:11

    Dzieki za ta historie. U mnie w Pl tez bxlo dosyc bezosobowo, w bloku 10ciopietrowym mielismy dwie rodziny zaprzyjaznione, tu w Niemczech zalezy od miejsca. Duzo dystansu, mam pecha a zarazem szczescie zyc w domu kilkurodzinnym gdzie zyja starsi ludzie, cisza i spokoj. Pech- bo brak kontaktow, ale za to swiety spokoj.

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      8 marca 2023, 08:21

      Starsi ludzie lubią sobie pogawędzić. Najłatwiej wtedy się języka uczyć. Kawkowac, pomaga z drobnymi sprawunkami i szkolić język.

    • Berchen

      Berchen

      8 marca 2023, 08:40

      roznie to bywa, opiekowalam sie rodzina w tym domu, ludzie po 90siatce, probowalam namowic do spotkan na kawie z innymi sasiadami- w podobnym wieku , nic z tego nie wyszlo - im na tym nie zalezalo, to zalezy od ludzi, trafilas na otwartych a ja trafilam na snobow zamknietych w swoich swiatach. Jezyk znalam na poziomie Muttersprachler zanim tu przyjechalam wiec nie potrzebowalam ich do cwiczen.