Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ogród: część pierwsza


W pracy kolejny dzień kończymy wcześniej. Na zewnątrz temperatura podchodzi pod 30 stopni, a pod szkłem jest jeszcze gorzej. Nie zazdroszczę ludziom w Polsce, że mieli takie upały tygodniami. Nie cierpię upałów i najchętniej bym wtedy urywała się z pracy koło 10-11, kiedy zaczyna się piekło. Wszyscy zmywają się do domu po 12-tej i ja jestem uzależniona od tego, kiedy mój mąż skończy pracę. Jego szef jest bardzo chaotyczny i różnie to bywa, a moja szefowa chyba chciałaby nas do 16-tej zatrzymać – mamy trochę pracy, z którą możemy przenieść się do cienia, ale nie dałam jej okazji. Powiedziałam jak wygląda sytuacja z dojazdami i że chciałabym wychodzić z pracy tak, jak mój mąż kończy pracę. No to dziś o 13-tej już na mnie czekał. Dokończyłam wycinanie nożyczkami liści begonii i poszłam do auta.

W domu nie jadłam lunchu ani nic, tylko poszłam wyciągnąć kopyta do ogrodu. Planowałam sporo pracy na ten dzień, więc postanowiłam zacząć od relaksu i wiaderka lodów. W cieniu markizy spędziłam miło czas słuchając na przemian podcastu i sąsiada grającego na gitarze i śpiewającego.

Potem wzięłam śmietnik przed dom i opróżniłam doniczki trójdzielne kaskadowe. Zostawiłam tylko begonię mango, bo jest fajnie gęsta i nadal kwitnie. Pozostałe doniczki umyłam i zostawiłam do wyschnięcia.

Mąż rozebrał jedną z plastikowych skrzyń w ogródku i testował spray do mycia baterii łazienkowych z Lidla – kolega mówił, że świetnie morduje pająki. Takie wielkie ku*wy jakie siedziały w jednej ze skrzyni to były wielkości małych myszy. I biegały równie szybko. Jak mi mąż trupa pokazywał to nie wierzyłam, że mogą być tak duże. Bleh! Dolna skrzynia była pęknięta i wypaczona, więc mąż pociął ją na kawałki i włożył do kontenera z plastikami. Górną skrzynię załadował częścią z potrzebnych rzeczy i resztę wyrzucił. Zrobiło się trochę miejsca. Przełożyłam moje butelki, traye i doniczki do nowej drewnianej szafy w ogrodzie. Mąż dokupił mi 3 worki ziemi i zaczęłam organizować rośliny.

Najpierw zajęłam się alstromeriami ogrodowymi, które mam. Część zamówiłam z internetu, inne dostałam z pracy. Jak widać na zdjęciu, niektóre bardzo przerosły. Mam nadzieję, że jeśli przesadzę je teraz to zdążą się ukorzenić i wzmocnić na tyle, aby miały szansę przetrwać zimę. Poza odmianą Indian Summer, nie jestem pewna, czy pozostałe rośliny przeżyją w gruncie. Będzie to dla nich swoisty test.

Niektóre rośliny były na tyle świetnie rozwinięte, że wycięłam z nich sadzonki. Te posadziłam do małych doniczek, które będę trzymała w domu. Chcę je wnieść od razu do domu, ponieważ w ogrodzie mam sporo ziemiórek, a te w domu bardzo irytują. Użyłam świeżej ziemi i umytych doniczek, więc jest szansa, że będzie w tym roku bez dziesiątek muszek latających po domu.

Przez ilość roślin, jaką obecnie mam posadzoną w ogródku, skończyły mi się stejkery [stekers po holendersku, nie wiem jak po polsku to się nazywa] i musiałam improwizować. Mam w domu ostatnie – zanim zakazali – plastikowe sztućce to niech się przydadzą. biorąc pod uwagę, że mam jeszcze bambusowe oraz plastikowe wielorazowego użytku, to raczej bym tych już nie użyła wcale do żywności.

Zrobiłam tylko jedną część ogródka. Przeładowaliśmy skrzynie i szafę w ogrodzie, posprzątałam pod koszami na śmieci oraz okazało się, że pasiflora jednak żyje, więc ją przycięłam i przeplotłam przez płot. Opróżniłam doniczki i donice ze starymi roślinami i je umyłam, shakałam ziemię i uzunęłam chwasty oraz posadziłam starsze i bardziej rozwinięte alstromerie do gruntu. Położyłam na ziemi traye plastikowe, aby uniemożliwić kotom załatwianie się do świeżej gleby oraz plastikowe doniczki i korytka, aby nie chodziły pomiędzy trayami. Jestem ciekawa czy na przyszłe lato alstromerie się rozrosną na tyle, by zająć większy obszar ziemi.

Wstępne prognozy w naszej firmie wskazują, że obecny sezon jest jeszcze lepszy niż rok temu. Za 6 tygodni zamknięcie sezonu i wtedy szefowie policzą dokładnie ile firma zarobiła. Na podstawie zarobków firmy jest wyliczany zysk, którym potem firma dzieli się z pracownikami – taki bonus. Nazywamy to premią świąteczną, choć po holendersku nazwa bonusu nie ma nic wspólnego z jakimikolwiek świętami. Rok temu dostaliśmy 5,6tys euro brutto – na konto przyszło ponad 3,2tys euro. Na osobę. W tym roku szacunki są, że będzie to kwota wyższa. Kusi mnie, aby po premii, jeśli będzie odpowiednio wysoka, umówić firmę projektującą ogrody na wycenę. Rozmawiałam z mężem i niestety oboje zdajemy sobie sprawę, że łatwiej będzie nam mieć ogród w płytkach niż założyć trawę z rolki. Jest on zwyczajnie za mały, aby inwestować w utrzymanie trawnika – trzymanie kosiarki do trawy zajmie jakieś 5% powierzchni trawnika – o ile nie więcej. Płytki będą się bardziej nagrzewać niż trawa, ale będzie można je karcherem umyć i zamieść jeśli wiatr nawieje piasek czy liście. Fajnie byłoby, gdyby fundusze pozwoliły umówić firmę faktycznie po nowym roku.

Około tygodnia 44-45tego powinniśmy spodziewać się montażu paneli słonecznych i pompy ciepła. Ta druga będzie zamontowana w ogrodzie, gdzie obecnie rośnie nowa passiflora i taki różowy pnący krzew. Muszę pomyśleć, gdzie je przenieść już teraz, bo w listopadzie będzie ciężko, aby ukorzeniły się i nie zmarzły.

Mniej więcej za 10 tygodni mam też zaplanowanego fryzjera na zakładanie dredów. Za 9 tygodni je ściągnę i wówczas dam sobie kilka dni na wyczesanie martwych włosów i pozwolenie, aby skalp wrócił do normy. Obecnie podrażnienia na skórze głowy się goją i skóra coraz mniej swędzi. Jednak tydzień po instalacji dredów, a ja nadal kocham się drapać. Ogólnie zawsze lubiłam, by mnie drapać po głowie, ale teraz wydaje mi się, że lubię to aż za bardzo. Na pewno dredy się już poluzowały i są bardziej miękkie.

Wracając do ogrodu – mąż kupił mi kolejne chryzantemy. Poza Polską są to kwiaty szczęścia i jesienne must have. Wcześniej kupił mi widoczną na zdjęciu roślinę, która zrobiła się pięknie pełna. Później dostałam dwie kolejne, które dziś będę wsadzać przed dom w miejsce begonii. powinny stać do pierwszych mrozów. Jestem ciekawa, jak to z nimi będzie. Czy się przyjmą, jak zniosą lodowate wiatry, czy będą tak piękne, jak ta po stronie południowej domu.

A z ciekawostek – zaczęły mi owocować truskawki – i te starsze i te malutkie – z nasion. Wkopię truskawki do ziemi i jestem pełna nadziei na smaczne zbiory za rok.

Dzięki temu, że skończyliśmy pracę tak wcześnie, gdy miałam już sporo zrobione w ogrodzie – mój zegarek dopiero wibrował, że powinnam z pracy wychodzić. Mam ustawione alarmy w zegarku na przerwy i fajrant, bo pracując sama nie raz straciłam poczucie czasu i nie poszłam jeść. Takie to dziwne uczucia, kiedy miałam tak wiele już zrobione z zdałam sobie sprawę, że dopiero bym szła do samochodu, aby wracać do domu. Krótkie dni są takie fajne. Liczę, że podobnie będzie w piątek – bo mam jeszcze sporo do zrobienia w ogrodzie – i niestety zielony kontener pełen

😦

Może poproszę sąsiadkę, czy mogę jej kontener wykorzystać.

  • karlsdatter

    karlsdatter

    8 września 2023, 14:23

    Ja nie mogę z tych pająków. Nie pisz tak obrazowo bo będę się bała czytać.