Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Drugi body scan


Po dwóch miesiącach od ostatnich pomiarach na siłowni, miałam zrobiony pomiar ciała. I nie jest dobrze.

Odwiedziłam siłownię 18 razy od początku listopada, kiedy mój karnet wszedł w życie, z czego 12 razy w listopadzie. Gdy się ważyłam pierwszy raz, waga pokazała 78 kg. Wczoraj zaś 76 kg, więc niby lepiej. Ale niestety nie. Kompozycja ciała idzie w kierunku większego otłuszczenia.

Zapewne ma to większy związek z tym, co jem niż tym ile trenuję. Dobrze byłoby wprowadzić więcej cardio, a tym samym większy deficyt kaloryczny. Myślałam jakiś czas temu nad postami przerywanymi. Chyba tak zrobię. Sama z rana nie czułam się głodna i jadłam banana bardziej, aby mieć z czym połknąć żurawinę i wit. D. Potem w pracy jak czułam ssanie, to było to raczej przyjemnym uczuciem niż wilczym głodem. 

Jalal, który zrobił mi pomiary na siłowni, ustawił mi też eGym na trening bodyshape. Ćwiczenia stały się o wiele lżejsze, za to ilość powtórzeń się zmieniła. Pierwszą rundkę więc zrobiłam w niepełnym wymiarze, bo musiałam zrobić ponownie pomiar siły [chyba na żadnej maszynie nie dałam rady tyle wycisnąć, co wcześniej] i trochę uciekł mi czas, który mogłam przeznaczyć na daną maszynę. Drugi set poszedł już lepiej, ale przez zwiększoną ilość powtórzeń, zwiększył mi się też czas wykonywania ćwiczeń. eGym działa w trybie 2 minut na maszynę. 50 sek ma się na zalogowanie się i zajęcie pozycji oraz wejście maszyny z pozycję startową, a kolejne 60 sekund się trenuje. niestety teraz weszłam chyba ja 70 lub 75 sek treningu, więc czas na zdezynfekowanie poprzedniej maszyny i przejście na kolejną, zalogowanie się i ustawienie maszyny z pozycji zero na startową zajmuje mi za wiele czasu. Przez to tylko na kilku maszynach byłam w stanie zrobić pełne 30 powtórzeń. 

Na uda [leg extentions i leg press] nie jestem w stanie wykonać 30 powtórzeń w ogóle. Zwłaszcza leg press jest dla mnie ciężki. Uda mnie pieką, bolą, nie daję rady. Pomijam powtórzenie i próbuję dalej, ale wytrzymuję jeszcze mniej niż wcześniej. Musiałam zmniejszyć ciężar, ale nadal było zbyt trudno.

Wróciłam do domu tylko by obejrzeć z mężem w łóżku odcinek 1670 na Netflix.

Dziś z rana dieta. A raczej jej brak. Mąż zrobił i przyniósł mi do łóżka naleśniki. Nie mam zamiaru dziś łóżka opuszczać - jestem lekko przeziębiona i wolę to zdusić w zarodku niż chora jechać do Polski. Spotkam się tam - jak się uda wszystko zgrać - z kuzynką w ciąży i 90-kilkuletnimi dziadkami moimi i męża. Lepiej nic nie roznosić.

  • Gramatyka

    Gramatyka

    16 grudnia 2023, 17:55

    Dobrze mieć takiego męża, co dba i naleśniki do łóżka nosi.

  • beaataa

    beaataa

    16 grudnia 2023, 11:04

    Ale jakbyś konkretnie się rozchorowała, to chyba wcale do Polski nie musiałabyś jechać 😏

    • Babok.Kukurydz!anka

      Babok.Kukurydz!anka

      17 grudnia 2023, 07:56

      pewnie nie, ale ja nie umiem też tak po złości robić :)