Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 4. Elektrownia wodna


Na Azorach ziemia jest ciepła, bo wulkany, które tworzą wyspę są ledwie uśpione. Ale nie wygasłe. Na każdym kroku widzimy, jak z ziemi wydobywa się siarczan para lub gotując się woda. Trafiliśmy nawet na park, gdzie można samemu przygotować sobie posiłki w tej wodzie. Ogólnie dużo tu parków że stanowiskami z murowany i grillami i altankami, gdzie można rodzinnie przygotować i zjeść obiad. Są to miejsca przystosowane jako miejsca spotkań. 

Przeszliśmy wczoraj szlak, który prowadził wzdłuż sztucznego i naturalnego koryta rzeki, wodociągów oraz infrastruktury elektrowni wodnej. Momentami szliśmy wzdłuż rurociąg, innym razem mostkiem nad nim, a jeszcze innym przez przesmyk skalny nad wodospadem. Widzieliśmy ludzi wspinających się po skałach, by ostatecznie skoczyć do wody przy wodospadzie. 

Wczoraj szczególnie było widać, że jest to miejsce, gdzie sporo ludzi jest ubogich. Musiałam wjechać w miasto niedaleko Rabo de Peixe, ponieważ zapaliła mi się żółta kontrolka w aucie. Podjechałam więc do mechanika zobaczyć, co się dzieje i czy jest bezpiecznie. Wujek Google mówił, że to abs, a przy tutejszych serpentynach i stromiznach, lepiej mieć sprawne hamulce. Okazało się że tym razem ta lampka pokazywała przepalona żarówkę. Pan mi ja wymienił i wszystko jest cacy. Czekając na wymianę widziałam jednak sporo bezdomnych oraz ludzi po prostu szperających w śmieciach. Coś, czego w Holandii się nie widzi - nie tam, gdzie ja mieszkam. 

Byliśmy na obiedzie w stowarzyszeniu hodowców bydła, a po obiedzie poszliśmy oglądać fale. Huragan Kirk dawał dfale na 14 metrów, ale dzień później były to po prostu fale. Wieczorem na puściliśmy wody do jacuzzi i siedzieliśmy sobie oglądając gwiazdy nad i błyskawice za górami.