Mój piąteczek kochany nadszedł rano rześka jak skowronek ( tu ironiczny uśmieszek) - faktyczny wygląd. Pognałam co tchu do łazienki by dokonać pomiaru mego jestestwa. I jeeeeesssstttt. Spadek wagi wyraźnie zaznaczony. W wyśmienitym humorze wybiegłam do pracy i tak przez 12 godz dyżuru ćwierkałam jak skowronek. W drodze powrotnej jednak zakiełkowała mi w głowie niebezpieczna myśl i knuł się niecny plan. Otóż postanowiłam się nagrodzić za wynik, a czym ? No jak to czym!? Najlepszymi, najpyszniejszymi, najbardziej kremowymi lodami na świecie. Walczyłam z pokusą dzielnie. Weszłam do pierwszego sklepu po drodze i wydobyłam z lodówki to cudo. Popatrzyłam i odłożyłam. Wyszłam ze sklepu dumna jak paw.
Taki medal mi się należał. Ale zapomniałam, że koło mojego bloku zakończyli remont osiedlowego sklepu i wysiadając z autobusu wpadła w jego szpony jak śliwka w kompot, nie dało się przetłumaczyć sobie niczego. Pojemniczek z lodami jakby przyrósł do dłoni i nie da się już odłożyć. Poległam
. Dzisiaj rano za karę poszłam pobiegać (ładna mi kara skoro to lubię) mam nadzieję, że nie odbije się to na spadku wagi. Trzymam kciuki za siebie ( i lody) .
zmienmyswojezycienow
29 sierpnia 2015, 23:11Lody są jak narkotyk :o Kocham je ale tez musze z nich zrezygnowac. :/ W takim razie ja tez trzymam kciuki!:))