Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
poniedziałek


Wczoraj ostatni raz jadłam po osiemnastej. Rozsądną ilość - zresztą smakował mi tylko chleb razowy bo reszta była w sosie winegret i dokuczało mi w jamę ustną. Jeszcze nie zagojona. Nad ranem zachciało mi się jeść i już postanowiłam złasować ciasto, ale zadzwonił budzik Syna, to przyczaiłam się i czekałam aż pójdzie do łazienki. I taka przyczajona zasnęłam. Jak się przebudziłam, to już nie chciało mi się jeść. W sumie jadłam dopiero około jedenastej. Szesnaście godzin głodówki! Zadowolona jestem. Dzisiaj zjadłam makaron razowy z jogurtem, truskawkami i cukrem, dwie kromki razowe z masłem, trzy plasterki pasztetu, trochę naszarpanego carpaccio z rukolą. Kawy dwie, kubas mięty (Koleżanka przynosi listki z ogródka i częstuje) i woda, woda, woda. Odpoczęłam w niedzielę i świetnie się czuję.

W pracy powinnam przygotowywać materiały dla Biegłego - jutro przyjedzie - jednak ciągle muszę coś podsyłać albo wyjaśniać Radcy. Przygotowuje odpowiedź do Sądu i robi to jak zawsze ostatniego dnia :)
Mam tak samo.