Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Bez tytulu


Na wstepie przepraszam za brak polskich znakow. W chwili obecnej korzystam z innego komputera, a ten posiada ,,germanska'' klawiature.

Nie moge uwierzyc, ze ostatni wpis popelnilam w lutym...Nie oznacza to, ze tu nie bylam. Bylam, ale biernie - czytajac na biezaco pamietniki znajomych Vitalijek. Co w tym czasie u mnie?Przybylo mnie. Kiedy patrze na zdjecie profilowe, to uzmysawiam sobie, ze bylo to...10kg temu...Wiem, od powietrza nie spuchlam. Przesledzilam historie mojej wagi i nic odkrywczego nie zauwazylam. Wzrost wagi nastepowal proporcjonalnie do dlugosci mojego zwiazku i do liczby godzin poswieconej pracy (w tym roku osiagnal apogeum). Zawsze myslalam, ze jak czlowiek duzo pracuje, to niechciane kilogramy mu nie groza. Taaa...Nie w moim przypadku. Nie dosypialam, nie mialam sily na ruch, jadlam byle co i duzo. Skutek? Wprawdzie finanse znacznie sie poprawily i mogam potwolic sobie na zakup tego o czym marzylam, ale kiedy patrze w lustro, to widze obrazek o ktorym zdecydowanie nie marzylam...Zdaje sobie sprawe, ze nie wygladam tragicznie, ale nie jestem tez zadowolona z mojego obecnego wizerunku.

Moja przygoda z Vitalia trwa juz kilka lat. Lubie ten portal i z ciekawoscia sledze postepy tych, ktorych kojarze. Zazdroszcze konsekwencji, uporu, osiagniecia wagowych celow...Mj zapal jest slomiany. Trwa kilka tygodni, a potem gasnie.

W moim zyciu nastapilo kilka istotnych zmian (kiedys o nich opowiem),czuje sie troche jak ryba bez wody. Chce cos zmienic. Moze w koncu bedzie to moja waga?

Mysle, ze moje wpisy beda teraz w miare regularnie. Obecnie przebywam u narzeczonego. Ja mam urlop,  on duzo pracuje, wiec nie mam nic innego do roboty. To co bylo do zrobienia - zrobilam. Zajme sie teraz soba i swoim cialem. O!