Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
powrót "po latach"


i nastała wiekopomna chwila, wielki come back na vitalie i na redagowanie swoich postepow, klap i innych dziwnych spraw.
zycie toczy sie roznie, i tym razem rowniez tak bylo. Zaskoczylo, zawyzylo i jestem znowu w czarnej du...
tym razem obiecialam sobie, ze sie nie poddam, wiec mam nadzieje, ze tak bedzie a pisanie sobie tu na blogu mi to w jakis sposob ulatwi - wylewajac moje zale, badz motywujac sie do dalszej pracy.
na poczatek poszla modyfikacja diety - 4tyg. 1000kcal a potem zwiekszanie co 4tyg o 200kcal. Na chwila obecna nie wiem czy wytrzymam, jelsi bede miala dzien zalamania to trudno, od nowego dnia powrot - moze tak bedzie prosciej? wtedy nie bede rzucac wszystkiego tylko szla dalej ku temu co chce.
Znudzila mi sie silownia, chodzilam przy poprzednim odchudzaniu i dala mega rezultaty, ale 2 razy zmiana miasta zamieszkania i nie odnalezenie "tej" z poprzedniego, atmosfery, sprzetu, przestrzeni itp. i totalny demot na obecne. Biegac, biegalam, probuje powrocic. Nawet polmaraton przebieglam, ale po nim rowniez mi sie odechcialo biegac - bony podsumowac mozna to 1 krotkim zdaniem: nic mi sie nie chce! Boze...Smigam sobie poki jeszcze mozna na rowerku (nie stacjonarnym- do tego nie mam cierpliwosci za cholere!), w siatkowke rowniez  pogram poki co 1 w tygodniu, moze zwieksze jesli bedzie to mozliwe, i mam nadzieje na podbudowanie bazy na bieganie.
pozostaje 3 mać kciuki i trwać, ale nie moge jak poprzednio zatracic się w tym wszystkim, więc teraz bedzie normalnie.
No to witam z powrotem:)