Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zaburzenia rytmu


Powinnam się zważyć. Nie robiłam tego od blisko miesiąca. Nie żebym oczekiwała jakichś sporych zmian na wagowym wyświetlaczu, ale... *szukam w myślach argumentu za*...gdyby coś drgnęło w dół mogłabym poczuć satysfakcję. Z drugiej strony jeśli drgnęło za mało lub nie daj Boże poszło w drugą stronę, będzie rozczarowanie. Dzisiaj już wypiłam kawę, więc nie ma mowy żeby się ważyć. Poza tym trzeba by to zrobić jak kichy będą puste, a odkąd zaczęłam suplementować żelazo z opróżnianiem kiszek jest baaardzo słabo. Najgorzej, że lada moment zacznę nabierać wody przed okresem, co też może wpłynąć na wynik. 

Byłoby zdecydowanie łatwiej gdybym nie dała sobie popłynąć w zeszły weekend. No, ale weź tu licz kalorie kiedy raz na kwartał widzisz się ze swoim chłopem. Wszystko było na ostatnią chwilę, sprzątanie, gotowanie, odgruzowywanie się. Gdybym jeszcze do tego miała wszystko ważyć i notować po prostu bym się nie wyrobiła. Żeby nie zagłodzić chłopa też postawiłam na raczej treściwe potrawy ze sporą ilością tłuszczu, więc tutaj każda nadprogramowa łyżka mogła niszczyć mój deficyt. Oprócz tego przez weekend wpadła marketowa zapiekanka, 2 piwa i duży pączek. Nie brzmi to szczególnie tragicznie, ale najgorsze przyszło dopiero jak odstawiłam chłopa na pociąg. Zadziałała typowa kombinacja: zmęczenie, niewyspanie, lekki smutek i nietypowo pełna lodówka. Dość powiedzieć, że w sam ten jeden wieczór opędzlowałam jakieś 3/4 bochenka chleba z połową pęta kiełbasy i majonezem w roli masła. Podobnie minął mi początek tygodnia. Na deficyt wróciłam dopiero jak wyjadłam wszystkie weekendowe rarytasy, czyli dwa dni temu. Szacuję, że mogłam nadprogramowo dobić jakieś 6000 kcal i jest to całkiem dołujące. Właściwie podliczyłam to dopiero teraz i jestem bardziej zdruzgotana niż wydawało mi się, że powinnam być. Przy przyjętym przeze mnie tempie takie dodatkowe 6000 kcal to jest zniweczenie 2 tygodni pracy. Taką niewinną kiełbaską z majonezem, takimi zdrowymi serkami i owockami, kto to widzioł. No cóż... Polacy nic się nie stało, lecimy dalej!

Jutro się zważę. Jeśli przez ten miesiąc spadło mi chociaż 0,5kg to będę zadowolona.