Dzisiaj zostawiłam trochę rozgrzebane sprawy w pracy.
Żeby wszystko obrobić chyba bym musiała pracować po 12 godzin dziennie. Bez sensu, chociaż mam malutkie wyrzuty sumienia.
Wyszłam i tak pół godziny później niż zaplanowałam, ale na tyle wcześnie żeby zdążyć zrobić obiad i szybko zebrać się z synem na basen. Młody na szkółkę, ja na torze obok sobie pluskałam.
W sumie 45 minut, przepłynęłam ok. 40 basenów = 1 km.
Już po basenie nic nie jem, tylko herbatka miętowa jedna i druga.
Kolejny dzień którego się nie muszę wstydzić - zaliczony :)