Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Powrót syna marnotrawnego... z "nowymi" poglądami
na dietę.


Witajcie! 

Wróciłam po długiej nieobecności i na początek trochę Wam się tu potłumaczę.

Pół roku... Zgubiłam wtedy całą wiarę, motywację i w ogóle wszystko, co do odchudzania potrzebne. Jadłam jak trzeba, ćwiczyłam jak trzeba, a zamiast tracić na wadzie... przybierałam. Nie mogłam pojąć jak to jest, że w maju dojeżdżałam do lecznicy na rowerze, trzymałam dietę i schudłam 5 kg, a w sierpniu robiąc dokładnie to samo przytyłam 5kg. Szukałam w tym swojej winy, ale przyznam Wam zupełnie szczerze, że nie znalazłam... 

Nie myślcie sobie jednak, że skoro sytuacja wyglądała tak, a nie inaczej to całkiem sobie popuściłam - o nie! Nadal ćwiczyłam - regularnie trzy razy w tygodniu chodziłam na siłownię, dietę też trzymałam, choć przyznam, nie tak krytycznie jak wcześniej. 

W każdym razie, razem z moim kolegą, postanowiliśmy wziąć się znowu w garść, zawziąć i tak trzymać. No i od początku tego tygodnia powróciliśmy do gry  postanowiłam, że wobec tego wrócę i tutaj.

Troszkę też zmieniły się moje poglądy na temat zdrowego żywienia. 

Wszędzie się trąbi o kaloriach i zdawać by się mogło, że to tylko o nie chodzi. 
Tymczasem klucz do sukcesu tkwi w czym innym :

Niska ilość PRZETWORZONYCH WĘGLOWODANÓW.
Kalorie wcale nie są najważniejsze (Większość z Was pewnie zdaje sobie sprawę, że wartości odżywcze powinny być zrównoważone, ale wiem, że są też tacy, którzy zwracają uwagę jedynie na ilość spożywanych kalorii - moim zdaniem to błąd.)
Przy czym nie twierdzę tutaj, że można wpakować w siebie 3000kcal dziennie, absolutnie nie! 

Mnie o wiele łatwiej jest "zapanować" nad ilością kalorii dziennie. Przez ten tydzień bez żadnego głodzenia się itp. zjadam ok 1000kcal na dzień. Za to ilość węglowodanów przekracza 100g. Moim celem jest zejść poniżej i stopniowo obniżać.

Nie wiem, jakie jest Wasze zdanie na ten temat. Być może dowiem się z komentarzy - mile widziane. 

W każdym razie widziałam ludzi, którzy osiągnęli dzięki temu tyle, że szczęka opada do samej ziemi. Wiadomo, że odchudzanie jest bardzo indywidualną kwestią - nie każda metoda na każdego zadziała tak samo dobrze jak na innego. 
Postanowiłam wypróbować, będę swoim króliczkiem doświadczalnym  
I będę się tu z Wami dzielić spostrzeżeniami.

Co do innych zmian u mnie - zaczęłam regularnie odwiedzać lekarza. Wcześniej zawsze ważniejsze dla mnie były zajęcia w szkole, bo nauczyciele się czepiali itd. Teraz nie ważne to wszystko, jak mam wizytę u lekarza, to mam wizytę u lekarza i to jest najważniejsze. Zawsze zaniedbywałam swoje leczenie się i nie wyszłam na tym dobrze. 

Byłam w końcu u endokrynologa i 20 lutego mam USG tarczycy. 

Poziom cukru we krwi jest nadal trochę za wysoki, ale sporo niższy niż dawniej.

Ogólnie nie jest bardzo źle. Tylko Kudłaty już nie jest w stosunku do mnie taki cudowny. Nie wiem co jest przyczyną (na pewno nie moja waga, dawniej też taka była, a on zachowywał się świetnie), ale mam wrażenie czasem, że on po prostu ma mnie w dupie. Zrobił się tak niesamowicie egoistyczny... Jeśli mnie przytula, to przeważnie czegoś chce, nie robi praktycznie nic dla mnie, a wymaga żebym ja robiła dla niego. Nie chodzi tu o jakieś wielkie sprawy, tylko o błahe rzeczy. Ale to przykre. Pewnie sobie z tym jakoś poradzimy, wybaczcie, że tak się tu trochę tym pożaliłam 

Na koniec powiem, że zaktualizuję tu dane niebawem. 

Post wyszedł deczko przydługi, no ale po pół roku... hehe.

Życzę wszystkim miłego dnia i przyznam, że liczę na Wasze wsparcie :)
  • neees

    neees

    30 stycznia 2014, 15:44

    też mnie tu długo nie było, czas wrócić i walczyć z kg. co do węglowodanów, przyznaje Ci rację, ale ja nigdy tego nie liczę, ciężko jest wyłapać ile tego jest w tym co jemy...