Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Przekroczyć Rubikon


Oficjalnie rzucam Ci dzisiaj rękawice, Gordon! Patrz i podziwiaj:


Kurczak po węgiersku wyniósł nie tylko moje do-niedawna-niesitniejące kulinarne możliwości na inny level, ale też stał się terapią szokową dla kubków smakowych. Przekroczyłam Rubikon. 

Słowem wstępu, uchylę rąbka tajemnicy na temat moich kulinarnych upodobań. Otóż warzywa dzielę na trzy kategorie:
- niejadalne
- warunkowo jadalne
- dzieło szatana


W zasadzie na szczegółową charakterystykę zasługuję tylko ostatnia grupa, w której mieszczą się cebula i czosnek. I warzywa cebulopodobne, czyli wszelki pory, rzodkiewki, czy inne szczypiorki. Absolutnie niejadalne. Kontakt z nimi wymaga odprawienia egzorcyzmów.

W grupie drugiej znalazły się warzywa, które jem, ale bez szczególnego entuzjazmu. Jakaś fasolka szparagowa, ogórki, konserwowe, kapusta, buraczki. Dość mocno elitarne środowisko.

Drogą eliminacji w grupie pierwszej mamy całą resztę. Czyli jakieś 99% warzywniaka.


Pierwsza chwila zawahania jeszcze w sklepie. Szybka decyzja i finalny wybór.
(najmniejszego egzemplarza oczywiście)

Nóż w ręku. Drżące palce. Proste, ostre cięcia. Chwila wahania numer dwa.
I wreszcie stało się.
Już nie ma odwrotu.

Połowa czerwonej papryki wylądowała na patelni.

Pierwszy raz w życiu dodałam do jedzenia świeżą paprykę. Z własnej i nieprzymuszonej woli. Złamałam swoje zasady. Z mafii na bank by mnie wyrzucili.

Pomijając dramat w trzech aktach rozgrywający się między patelnią a deską do krojenia, oceniam, że kurczak po węgiersku wart jest pół godziny stania przy garnkach.  I drugiego pół na strzelanie fotek na Insta i zmywanie :)
Takie trochę lżejsze leczo. Zamiast pieczarek dodałam kiszonego ogórka, bo bardziej madziarsko mi się kojarzył. O tym, że z automatu pomijam wszelkie sugestie odnośnie cebuli i ząbków czosnku, to już wiecie. Cała reszta zgodnie z przepisem, na tyle oczywiście, na ile pozwoliły mi możliwości :)

Jutro półmaraton. Czyli wieczorem wciągamy makaron, coby kopyta w połowie dystansu nie odmówiły współpracy. Będzie dobrze.

Aaa ten, no... kierunkowy do Polski to +48. To tak jakbyś Gordon nie wiedział. Pewnie wiesz, ale ten, no, nie zaszkodzi przypomnieć.

 

  • Maya27kc

    Maya27kc

    29 sierpnia 2016, 14:42

    haha xD dla mnie brukselki są dziełem szatana to rozumiem xD

  • MagiaMagia

    MagiaMagia

    27 sierpnia 2016, 18:32

    polecam spagetti... zeby kroki dluzsze byly ;) Ze swiderkami to nigdy nie wiadomo co wyjdzie.