Dzień można powiedzieć zakończony sukcesem.
Udało mi się zjeść mniej i zdrowiej niż zwykle. Z przerwami co 3,5h i co najważniejsze: bez przekąsek "pomiędzy". Jak się człowiek hamuje i świadomie pilnuje tego co je to dopiero widać ile rzeczy się je tak mimochodem: tu czekoladka nadziewana, tu latte wypasiona z syropem i bitą śmietaną, a tu ciasto czekoladowe ze świąt.
O nie - wszystko po świętach podojadane, na szczęście nie było tego wcale dużo. Wszystko dzięki wigilii u teściowej. Sama nie szykowałam to i dojadać nie było potem co.
Jako "zastępstwo" słodkich umilaczy postawiłam sobie w szafce herbaty zielone.
Najróżniejsze rodzaje, najlepsze marki - jako pełnowartościowy substytut Ptasiego Mleczka czy moich ulubionych Trufli. Jak mnie tylko zacznie brać na słodkie - zrobię sobie herbatę.
Porządkowałam też zdjęcia ze ślubu - sprzed 8 miesięcy.
Może "rozpacz" to za duże słowo, ale ten podwójny podbródek :( Te otłuszczone kolana :(
Te masywne uda :( Taaaa.. to jest dopiero porażka - wszystkie Panny Młode chudną przed ślubem (a przynajmniej się odchudzają). A ja tyłam. Waga na 8 mies. temu: 76kg.
Waga po podróży poślubnej? Jakieś 79kg.
Wiem, że dzięki uporowi i silnej woli mogę znowu ważyć 68-70kg. I jeśli się zawezmę już TEGO LATA nie będę miała kompleksów na plaży. Tym optymistycznym akcentem kończę moje użalanie się nad własną wagą.
czerwcowanoc
28 grudnia 2012, 19:04Dasz radę, powodzenia ;)
biedrona48
28 grudnia 2012, 18:58Mm nadzieję, że ten optymistyczny akcent będzie Ci zawsze towarzyszył i,że będziesz silna w postanowieniach.
luthiensiannodel
28 grudnia 2012, 18:54bądź silna, wystarczy chcieć! ;)
Triinu
28 grudnia 2012, 18:54Powodzenia!