Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Pierwsze dwa tygodnie - podsumowanie


Minęły prawie dwa tygodnie odkąd zaczęłam dietę. Oficjalne ważenie na smacznie dopasowanej jutro ale już dziś podejrzałam wagę żeby zobaczyć co tam jest :) A jest DOBRZE!  -1,5kg to jest bardzo dobry wynik!

Nie powiem żebym była taka święta na 100% bo wczoraj wjechały lody.. (lody) Co prawda hamulce nie puściły i była tylko 1 gałka z wafelkiem słownie 70gram rozpusty ale jak smakował ten wafelek!!! Jakbym nic lepszego nie jadła od lat :)

Lato mija powoli i słonecznie, jest tyle warzyw że nawet się nie odczuwa takiego mocnego pociągu do makaronu czy innych wysokokalorycznych dań. Do tego wizja deadline'u czyli koniec września i nie ma opcji 64kg max musi być motywuje podwójnie. Pierwsze dwa tygodnie za mną i teraz w zasadzie zaczyna się najtrudniejsza część bo trzeba po tym optymistycznym zrywie utrzymać dobry nawyk.

Przyznam, ze dla mnie najwiekszym wyrzeczeniem jak dotychczas są nie słodycze tylko śniadania. Od dłuższego czasu zwykłam śniadać na słodko: 2 kromki razowego chleba z konfiturą wiśniową + kawa to jest mój dobry poranek. Albo - tu uwaga alternatywa delegacyjna - paryski croissant z czekoladą/konfiturą plus kawa: no nie mogę przejść obojętnie. A tymczasem od dwóch tygodni jest inaczej: tu jajko, tam twaróg czy owsianka. No nie komponuje się ale efekt jest widoczny w postaci mniejszej opony na brzuchu. I dobrze, że widać bo bym to rzuciła w cholerę a tak rano jest najpierw 5min przed lustrem a potem chwila opamiętania i znowu lecimy z owsianą :/

Gdzieś kiedyś czytałam że to zawsze jest żal: albo masz fajne ciało ale żałujesz że nie żresz czego chcesz albo żresz co chcesz i żałujesz że nie masz fajnego ciała. Może są wyjątki, nie wiem, nie znam i może i lepiej bo nie zazdroszczę...