Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Weekendowe perypetie


Hejka. Już po weekandzie. U mnie się trochę dzialo. Jak już chyba wspominałam od czw walczę z okiem. Całe czerwone jak u ktrólika. W pt pojechaliśmy do moich rodziców. Było gorzej. W sob wieczorem podjechałam na SOR. Mysłałam że mam jakieś ciało obce, bo strasznie bolałao jak rusząłam gałką. "Zbadał" mnie chirurg i świecąc wielką chirurgiczną lampą prosto w oczy, stwierdził że ciała obcego tu nie ma (nawet nie patrzył przez lupę). Stwierdził to tak "na oko". Zalał jakimś żelem i nie zaklejając oka, stwierdził żebym przyjechała jutro rano, bo będzie kolega który zaczal robić specjalizację z okulistyki i może coś poradzi. O zgrozo!!!! Zabrałam manele i rano pojawiłam się, ale w szpitalu 40km od tego "wieczornego". Mimo tego że budynek woła o natychmiastowy remont, personel przebadał mi oczy od góry do dolu. Pani dr stwierdziła że do wirusowe zapalenie oka, dała krople które mają zmniejszyć obrzek i tyle. dziś jest już znacznie lepiej. Niech żyje slużba zdrowia.

W sobotę oglądałam piękny dom. Strasznie się na niego napaliłam. Ma jeden spory minus- dom ma 3 kondygnacje i to na najniższej jest kuchnia. Jak pomyślę że mialabym nosić obiad/ kawę na piętro (do salonu) po schodach to mi się odechciewa. Z jednej strony ok- mam 30l więc moge sobie po schodach pomykać ale za 30l skończe 60 i przestanie być to już takie super. Dom mimo starego typu budownictwa- typowy klocek, jest bardzo ładnie podzielony w środku. Idealny dla naszej 4osobowej gromadki. Każdy bedzie miał swoją strefę i nie będzie musiał sobie wchodzć w drogę. Cena też dość atrakcyjna. Mam nadzieję że uda mi sie amówić na niego męża. najśmieszniejsze jest to że mimo kryzysu jaki u nas panuje, planujemy dalej naszą WSPÓLNĄ przyszłość.

Wczoraj wracając do domu, nawet chwilę ze sobą porozmawialiśmy. Stwierdził że sie o mnie martwi bo nigdy nie byłam i nie wyglądałam na taka zmęczoną. Moze to przesilenie wiosenne. I juz prawie zamydlił mi oczy tą swoją tkliwą gadką.  Wrócliliśmy do domu, ułożył manele i wałówkę na podlodze i zaczął grzebać w necie. Tym czasem ja- ogarnełam dzieci do spania (ryczały bo wyrwaliśmy je ze snu samochodowego), posprzatalam łazienkę, umyłam "gary" które zostały w lodówce. Po 3 prośbach włożenia wałówki którą dostaliśmy od rodziców do lodówki i szafek- zrobilam to sama bo miałam już dość mijania tego na srodku pokoju.

Odwiedziliśmy wczoraj przyjaciół. Przyjaciółka miała niedawno urodziny. Jest w ciazy. In vitro- udało się za pierwszym razem. Cieszę się jak szalona, że sie im udało. Najważniejsze że ona i dziewcze w rzuchu mają sie dobrze. To dopiero 20tydz a przytyła nieziemsko. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Az się boje mysleć jak będzie wyglądała przed rozwiązaniem. Zawsze miała skłonności do tycia ale ona w 20tyg przytyła tyle co ja przez całą ciąże i bujam się z tym do dzić (minął już rok). Kupilam jej kremy na rozstępy. Niech o siebie zadba bo później będzie placz i zgrzytanie zębami.  Nie mówię tego po zlości ale nie chce żeby przechodziła to co ja.

Dziś biorę się za ćwiczenia. Waga po weekendowych szaleństwach jedzeniowych u mamy nie drgnęła. To motywuje mnie do dalszego działania.

  • ciezkacukierniczka

    ciezkacukierniczka

    24 lutego 2014, 15:12

    Wiesz jak to jest. Jak sie pisze to wszystko jest takie proste a później przychodzi proza zycia.

  • niezapominajka33

    niezapominajka33

    24 lutego 2014, 14:04

    Kocha Cię !!! Tylko okazuje to na swój sposób. Cieszę się, że jesteś zmotywowana do działania.